niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 35


   Nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość. Zawsze wydawała mi się dziwnym wymysłem starszych ludzi. Nie szukałam drugiej połówki, nie obchodziłam walentynek. Do końca nie wierzyłam w przeznaczenie.
Nie płakałam po cichu jak głupia siuśka, czekając, aż któryś do mnie podejdzie. Nie miałam z tym problemu. Zazwyczaj radziłam sobie  w tych sytuacjach. Przeżyłam jeden nieudany związek. I nic. Jakoś sobie poradziłam. Ale tylko na chwilę. Potem pojawił się ON i zaczarował mój cały świat. Uzależnił mnie od siebie. Wypełnił sobą całą moją rzeczywistość. Nie było już mnie bez niego. Byliśmy my. Ciągle tak o nas myślałam i dalej to robię. Pomimo roku. Musiał minąć rok. Nie widziałam GO. Wyjechał. Nie powiedział gdzie. Nie odzywał się. Nie odpisywał na listy, mejle. Nic. Kompletnie nic.
Patrzyłam w lustro i nie widziałam siebie. Widziałam oczy, te oczy, w które potrafił wpatrywać się godzinami. Usta- te same, które poddawały się jego najmniejszym pieszczotom. Należałam do niego. Należało to wreszcie przyznać.
Przez ostatni rok wiele się wydarzyło. Zostałam w Rzeszowie, ale sama. Zbyszek wyjechał zostawiając mi swoje mieszkanie. Płacił za nie, ale co z tego? Stanęłam za barem, byleby nie zacząć się kurwić.
Jak wyglądał mój dzień? Zawsze tak samo. Przychodziłam po pracy, jadłam śniadanie, szłam spać. Wstawałam, przeglądałam pocztę z nadzieją, że napisał. Zawsze to samo. Codziennie to rozczarowanie. Jak cholernie bolało.
Zajrzałam dzisiaj, z tą głupią nadzieją. Nic. Miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj. Liczyłam, że w ten jeden, jedyny dzień napiszę. Wystarczyłoby mi głupie sto lat. Tylko tyle. Wiedziałabym, że o mnie nie zapomniał.
Wzięłam sobie wolne. Siedziała przed telewizorem z jednym małym tortem. Kolejne samotne urodziny. Powinnam je wpisać w tradycję. Nagle ktoś zapukał. Do domu wlał się tłum osób.
- Wszystkiego Najlepszego!- wydarło się towarzystwo.
Przetarłam załzawione oczy. Zbyszek, Majka, Kubi, Ignaczakowie, Gawryszewscy, Piotrek, Holmes, a jego nie ma.
- Nie wyj głupia!
Przechodziłam z rąk do rąk. Każdy mnie uściskał. Każdy złożył życzenia. Wszyscy byli uśmiechnięci. Wszyscy- poza mną.
- Przepraszam, byłam głupia!
Wpadłam w ramiona Majki, która nie wypuszczała mnie przez dłuższą chwilę.
Dostałam na ręce małego a mój humor momentalnie się poprawił. Wszyscy gdzieś się rozproszyli. Podszedł do mnie rozpromieniony Zbyszek.
- Takich urodzin się nie spodziewałaś, co?
- Wiedziałam, że to ty byłeś sprawcą tego wszystkiego.
- A myślałaś, że któż by inny? Jak można zapomnieć o twoich urodzinach?
Lekko się uśmiechnęłam. Nagle zza pleców wyszła niska blondynka. Niepewnie się do mnie uśmiechnęła i złapała go pod rękę.
- Klaudia, to moja dziewczyna i wkrótce narzeczona-Karolina.
Podałam rękę blondynce. Zero głupich min. Zwyczajny miły uśmiech zwyczajnie miłej dziewczyny. Odwzajemniłam jej go. Wysłałam Zbyszkowi nieme gratulacje i poszłam do reszty gości.
Przez chwilę przeszło mi przez głowę czy zauważyliby moje zniknięcie. W tym samym momencie porwała mnie Kasia Gawryszewska i posadziła na kanapie.
- Ludzie! - wydarła się, ale jej delikatny głos nie mógł przedrzeć się przez rozmowy innych.
- Zamknąć się - do ataku wkroczył Holmes, który liznąwszy trochę Polskiego pokazywał jak wielkim jest poliglotą. Cisza na sali. Wszyscy od razu zamilkli.
- Dziękuje ci kochanie. Jesteś wielki! Dobra ludzie, czas na otwieranie prezentów. Klaudia siedzi, wy siedzicie, a ja podaje prezenty. Zgoda?
Towarzystwo po cichu i bardzo grzecznie rozsiadło się wokół mnie. W czasie, kiedy Kasia rozdawała prezenty nikt się nie odezwał. Podarunki były bardzo dziwne. Po kolei dostawałam : nową walizkę, parę letnich ciuszków, kilka przewodników, kosmetyki, balsamy do opalania.
- A teraz najważniejszy prezent kotku!
Kasia wzięła z ręki Majki małą kopertę. Bilet do Rzymu. Jeden. Bez powrotnego. Podniosłam na resztę wzrok. Zauważyłam, że oprócz Kasi i Karoliny damska część wykruszyła się z salony wraz z moimi prezentami.
- Dlaczego jest bez powrotnego?
- Bo nie będzie ci potrzeby.
Jeszcze raz obejrzałam bilet. Dokładniej. Godzina wylotu 22. Było wpół do dziesiątej.
- Ale jak?
- Normalnie kochanie. Jedziesz do Rzymu i to zaraz.
- Ale ja nie jestem spakowana. Nic nie mam. I w ogóle nie jadę.
- Jesteś tego taka pewna?
Do salonu weszła Majka z Iwona. W rękach trzymały walizki.
- No kochanie bierz kurteczkę i jedziemy!
Ubrali mnie w kurtkę i wyprowadzili z mieszkania.
- Kocham was wszystkich!-zdążyłam tylko krzyknąć.
Już mnie wpakowali do samochodu. Już byłam na lotnisku.
- Ale po co ja mam tam właściwie jechać?
- Ty dobrze wiesz po co!
   Lotu nie pamiętam. Praktycznie cały przespałam. Stanęłam przed lotniskiem i nie wiedziałam co mam robić, gdzie iść, po co iść. Podszedł do mnie taksówkarz i zaprowadził do samochodu. Z tego co rozumiałam powiedział mi, że miał na mnie czekać i zawieźć pod hotel. Z torby wyjęłam przewodnik. Był tam adres hotelu, numer pokoju i mapka. Na mapce trasa. Zaznaczona od hotelu po miejsce przy którym był znak zapytania. Wrzuciłam rzeczy do pokoju, wzięłam prysznic. Zapakowałam do torebki mapkę i wyszłam z hotelu. Przez moje gapiostwo kilka razy się zgubiłam. Wreszcie doszłam do tego miejsca. Stałam pod fontanną. Nikogo tu nie było. Dziwnie się poczułam. Stałam sama przy zachodzącym słońcu, obok fontanny sama. Stałam i stałam. Lekko podirytowana zadzwoniłam do Majki.
- Wycieczka była super, ale po co ja mam tutaj stać.
- Kochanie, uwierz mi, że jakby coś miałoby się stać to byłoby dokładnie obok ciebie.
I się rozłączyła. Zostawiając mnie w lekkim szoku.
Spojrzałam w bok, bo coś mnie tknęło. Ktoś tu jednak stał. Jakim cudem mogłam go nie zauważyć? Był przeogromny. Spojrzał w moją stronę i przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. To był ON. To był naprawdę ON! Sama nie wiem, w którym momencie zaczęłam płakać. Łzy leciały mi ciurkiem. Lekko przesunęłam się w jego stronę. On zrobił to samo. Staliśmy od siebie na odległość wyciągniętej ręki.
- Cześć.
- Cześć.
Lekko się do niego uśmiechnęłam. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł moją twarz.
- Michał jestem.
- Klaudia- podałam mu rękę, którą ucałował.
- Widziałem, że pani tak sama stoi i smutno mi się zrobiło.
Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Stał w takim miejscu, że słońce utrudniało mi odgadnięcia wyrazu jego twarzy. Były tylko kontury. I to jakie kontury.
- To bardzo miło z pana strony.
Staliśmy w ciszy, patrząc na siebie. Nie widziałam nic innego. Tylko tą jego oświetloną sylwetkę.
- A co tam!
Nie zdążyłam jakoś specjalnie zareagować. Przyciągnął moją twarz do swojej i złożył na ustach pocałunek.
Najpierw delikatnie. Pomału. Jakby na nowo poznawał ich strukturę. Kiedy skończył wpił się w nie z czułością. A ja? Ja korzystałam. Czułam się jakby to wszystko jest snem, który zaraz się skończy. Nie chciałam go opuścić. Oderwałam się od niego i najmocniej jak potrafiłam, wtuliłam w jego pierś.
- Obiecaj mi jedno.
- Tak?
- Że mi już nigdy nie uciekniesz.
Nie odpowiedziałam, jeszcze bardziej go do siebie przytuliłam.

                                                                      TRZY LATA PÓŹNIEJ

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę? Nie musimy nigdzie jechać.
- Przecież mu to obiecaliśmy.
- Ale w twoim stanie!
- Jestem w ciąży, a to nie stan patologiczny.
- No może.
Jak zawsze. Przez te trzy lata nic nie uległo zmianie. Kłóciliśmy się tak samo. O wszystko i o nic. I zawsze kończyło się czyjąś kapitulacją. Nawet teraz. Najchętniej zostawiłby mnie w domu z poduszek, bylebym tylko z niego nie wychodziła. A przecież obiecaliśmy Zbyszkowi, że będziemy. Nigdy nie opuściłabym ślubu tego człowieka. Znalazł kobietę swojego życia i kompletnie zwariował. Nie jest już taki jak kiedyś. Po dawnym Zbyszku zostały tylko oczy. Ciągle te same i niezmiennie pociągające.
Spakowałam resztę rzeczy do toreb. Z salonu dało się słyszeć śmiech Michała i cienki głosik zdenerwowanego dziecka.
- Mamo! Tata zabiela mi wsystkie klocki!
Zapłakany Dawid wyleciał w moją stronę. Zawsze, kiedy na niego patrzyłam, zastanawiałam się jakim cudem jest on tak podobny do Michała. Tylko oczy miał inne. Miał moje błękitne oczy. Reszta była tatusia. Te jasne włoski wchodzące w rudawe odcienie,  nosek i usta. Za kilka lat staną się niemal identyczni.
- Mamo zlób coś.
Wzięłam go za rączkę i podreptaliśmy do salonu. Potrzebowałam całej swojej siły woli, żeby nie stracić swojego autorytetu i nie wybuchnąć śmiechem. Michał siedział na środku salonu i budował wieżę z klocków. Żeby tego było mało- resztę zgarnął za siebie, żeby mu ich Dawid nie podkradał.
- Mamo!
- Kochanie idź się baw klockami. Tatusia biorę na siebie.
- Ale!
- Chodź tu.
Z wielką niechęcią, wielki człowiek zostawił swoją wielką wieżę i wyszedł ze mną z salonu.
- Michał weź się uspokój. Ile ty masz lat, żeby dziecku zabawki podbierać, co?
- No, ale chciałem zobaczyć jak wysoką można zbudować.
- Bardzo wysoką. Zostawisz mu te klocki?
- Jak coś dostanę.
- Buziaka.
Stanęłam na palce i pocałowałam go w usta. W tym samym momencie dzidzia dała o sobie znać.
- Widzisz, nawet twoja córka daje nam jakieś potajemne sygnały.
I tym razem to on mnie pocałował. Mogło by to trwać i trwać, ale przybiegł mały.
- Tato zostaw mamę i pobaw się ze mną.
Przez następne godziny patrzyłam jak razem się bawią. Jak im ze sobą dobrze. Brakowało tylko jednej osoby. Naszej córeczki. Jeszcze trochę. Jeszcze miesiąc i będziesz z nami....


                                                                   *******************

                                                                  7 miesięcy.

I co tu po takim czasie powiedzieć. Znam jedno takie słowo. Cholernie ważne. DZIĘKUJĘ
Dziękuję Wam wszystkim, i mimo, że nie wiem ile Was tak naprawdę było, to dziękuję tym komentującym, wspierającym, czytającym, tym, które były tu od samego początku i tym wpadającym tylko na chwilkę.
Strasznie dziękuję.Wam wszystkim.

Bardzo trudno mi się z tą historią pożegnać. Sama nie wiedziałam, ze się tak przywiążę. Ale nawet jesli czytałaby tylko jedna osoba to i tak bym nie przestała. Bo czasem człowiek siedział i nie wiedział co napisać. Komentarze były cholernie potrzebne. Niektóre z Was na równi ze mną pomagały mi tworzyć tę historię. Całuję Was mocno.

I może, jeśli byście czasem za mną zatęskniły tak jak i ja za Wami, to zapraszam gdzie indziej.
I mimo, ze zdaję sobie sprawę, że części z Was już nie zobaczę, to musze powiedzieć jedno:
Jesteście Wspaniałe. Wspa-nia-łe!
Pozdrawia Was, po raz ostatni tutaj, Lula- zwana na co dzień Klaudią :* :*

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 34

                               I was cryin' when I met you Now I'm tryin' to forget you

   Idąc hotelowymi korytarzami czułam się jakbym miała zaraz paść na zawał.  Serce waliło mi jak oszalałe. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Zachowywałam się jak ćpun na głodzie. Nie myślałam racjonalnie. W ogóle nie myślałam. Doszłam do TEGO pokoju. Nie wiedziałam czy pukać czy wejść. Stałam i gryzłam się z myślami. Zapukałam.Otworzył. Spał. To było widać. Nie wiedział, że przyjdę? Gówno prawda. Wiedział. Musiał. Inaczej nie stałby teraz na progu i nie cieszył się jak małe dziecko w lodziarni, tylko by nie kontaktował. Stałam tak jak głupia, patrząc się na niego z kompletnie wyłączonym myśleniem. Miałam dwa wyjścia. Albo wejść albo wyjść.
- I co z tego, że cie kocham? Teraz to już naprawdę nic nie zmienia.
Weszłam, a raczej wepchnęłam się do jego pokoju, stając dopiero pod oknem.
- Mylisz się- zaczął i lekko się zmieszał- To zmienia bardzo dużo!
Nie zdążyłam mrugnąć, a on już był obok mnie. Już ściągał ze mnie kurtkę. Już zbliżał swoją twarz do mojej. Już pieścił moją szyje swoim gorącym oddechem. A ja? Nie myślałam. Nie myślałam o konsekwencjach, o Zbyszku. Nie myślałam o niczym. Nie przestałam. Nie skończyłam tego. Nie mogłam. Nie chciałam.
   Kilka godzin później, kiedy zaczęło świtać wyszłam stamtąd, zostawiając go samego i nieświadomego tego co się stanie. Wracałam ze spuszczona głową. Pod żadnym pozorem nie chciałam zobaczyć swojej twarzy w szybie. Bałam się, że zobaczę tam uśmiech.  Cholernie nie chciałam się przyznać, że to co zrobiłam było dobre. Było dobre dla mnie. Ot taki samolubny gest, raniący wszystkich pozostałych.
Najciszej jak tylko potrafiłam weszłam do mieszkania, przebrałam się w piżamę, wyrzuciłam kartkę i położyłam się obok. Nie zasnęłam. Słyszałam jak kilka godzin później Zbyszek się budził. Jak po cichu wstawał i jak wyszedł z domu. Dopiero wtedy wyskoczyłam z łóżka. Wzięłam prysznic. Czysta i pachnąca zabrałam się za rutynowe czynności.
Z szybkością godną Kubicy biegłam po telefon, który od kilku dobrych chwil dzwonił w najlepsze.
Nie sprawdzając nawet kto to, odebrałam.
- Tak?
- Co się z tobą dzieje?
Kurwa.
- Michał?
- No jakbyś zgadła. Znowu będziemy się w to bawić? Dziecko ja już nie mam na to siły. Wyjeżdżam. Jedziesz ze mną czy zostajesz?
- Nie wiem.
- Bądź szczęśliwa dziecinko.
- Poczekaj!
Nie zdążyłam, rozłączył się. I czego ja się spodziewałam? Że wszystko będzie super, a my będziemy żyli we wspaniałym trójkącie? Głupia byłam. Jestem głupia.
Cały dzień przeleżałam. Nie miałam ani siły ani ochoty na cokolwiek. Gdzieś koło 17 wzięłam do ręki jedną z gazet- trzeba sprawiać pozory. Drzwi otworzyły się po godzinie. W progu stał kompletnie wyczerpany Zbyszek z kompletnie dziwną miną.
- Jak myślisz, może lepszy byłby bukiet z margaretek?
- To jest bez sensu.
- No tez tak myślałam. Poszukam czegoś innego.
- Nie mówię o tym, spójrz na mnie.
Podniosłam wzrok znad gazet. Był bliżej niż mi się wydawało. Przewiercał mnie na wylot swoimi oczami.
Złapał mnie za rękę i przez chwilę przyglądał się pierścionkowi.
- Nie kochasz mnie.
- Kocham.
- Nie kłam. Wiem, gdzie byłaś w nocy. Wiem, że nie poszłaś się przejść, tak jak napisałaś. Wiem, że go kochasz i wiem, że nie kochasz mnie.
Patrzenie na niego sprawiało mi ból. Bolało jak cholera, ale miał rację. Nie kochałam go. Nie tak jakby tego chciał.
- Kocham cię, ale jak brata. Przepraszam.
Usiadł, a raczej opadł obok mnie. Ani na chwile nie spuszczał ze mnie oczu. Patrzył, kiedy ściągałam pierścionek. Po policzku popłynęła mi łza. Zostawiłam ją w spokoju. Niech sobie płynie.
- Daj go komuś, kogo pokochasz z wzajemnością.
Chciałam wstać, ale mnie zatrzymał.
- Chodź tu.
Wziął mnie w ramiona. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak się przy nim czułam. To nie była miłość. To była troska. To było poczucie bezpieczeństwa. Jak u starszego brata. To wszystko.
Zaczęłam płakać. Płakałam ja, płakał i on.
- Obiecaj mi jedno- zaczął, kiedy wypuścił mnie z objęć- Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie zostaniesz moją przyjaciółką. I będziesz szczęśliwa.


                                                                      *****************
Bulwersujcie się do woli, ale od początku było właśnie takie zamierzenie i nie zmieniłabym go nigdy w życiu. Michał to naprawdę dobry człowiek i nie psioczcie tak na niego, bo wpadnie chłopak w kompleksy! :)
Z wielkim jebut wróciłam do cholernej rzeczywistości i muszę stwierdzić, ze moich belfrów posrało. Do reszty. Dzięki nim szczerze nie wiem, kiedy wrócę tu z ostatnim rozdziałem, ale zrobię to na pewno:)
W czwartek mamy święto. Święto, którego szczerze nienawidzę i chyba nigdy nie polubię. Stosy kartek ( które sama wysyłam z przyzwyczajenia) serduszek, słodyczy, balonów, kondonów i ciastek. GRR. W ten dzień razem z moim pudełkiem lodów i najkrwawszymi horrorami,  łącze się w bólu ze wszystkimi singielkami z wyboru! Pamiętajcie dziewczynki, nie ma wolnych kobiet, są tylko te niezdecydowane :*
Trzymajcie się dziewuszki :* wasza L.

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 33

                                                                  Keep, keep bleeding love

- Masz ewidentnie przesrane.
Takim oto stwierdzeniem Matteo zakończył naszą rozmowę. Nie powiedział mi nic nowego ani nie podsunął jakiegoś rozwiązania.
- Żeś mi chłopie pomógł. Co ja mam teraz zrobić?
Spojrzałem na niego błagalnie. Wypił do końca piwo i cisnął puszkę przez pokój.
- A kiedy jest ten ślub?
- Za tydzień.
- To masz dwa wyjścia.
- Chyba ewakuacyjne.
Lekko już zirytowany podszedłem do okna z paczką fajek. Jej fajek. Zostawionych w domu przez roztargnienie.
- To ty palisz?
- Nie, tańczę. Więc co twoim zdaniem mam zrobić?
- Masz dwa wyjścia. Albo tam pojedziesz, bo nie wierzę, żebyś nie pojechał, i zostawisz ją w spokoju, albo, co ciekawsze, pojedziesz i ją porwiesz. Osobiście jestem za tym drugim. Stary sfiksowałeś. Palisz jej fajki, masz kilka jej rzeczy schowanych po szafkach. Jeszcze trochę i skończysz w pokoju bez klamek. Ogarnij się chłopie.
- Idziesz już?
- Wyganiasz mnie?
- Tak. Wyganiam cię. Już. Spadaj.
Wyprowadziłem go z domu i pobiegłem do szafy. Znalazłem tam jedną rzecz. Rzecz, która stała się jej zaledwie po dniu znajomości.

                                                                        *
Zmęczona całym tygodniem wyszłam z łazienki i nie zwracając uwagi na Zbyszka, który leżał w dziwnej pozie na łóżku, przyłożyłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy.
- Ekhm, kochanie masz zamiar spać? Czekałem na ciebie pół dnia, a ty idziesz spać?
Wiedziałam! No po prostu byłam tego pewna, że zaraz się odezwie. Kto jak kto, ale w naszym związku to on zajmował etat gaduły. Otworzyłam jedno oko, tylko po to, żeby ocenić sytuację.
- Jestem zmęczona, kupiłam suknie ślubną z dodatkami, zamówiłam tort, obejrzałam salę i wybrałam kwiaty do kościoła. Po takim dniu mam prawo iść spać bez twojego gadania i macanek, nie?
Nie wiem czy to moja mina czy włączyły się w nim jakieś uczucia, ale zgasił światło, wziął laptopa na kolana i dał mi spokój. Jednak nie. Miał focha. Bez dwóch zdań.
  Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z lektury jednego z czasopism. Wzięłam od uśmiechniętego listonosza paczkę i wróciłam do domu. Byłam ciekawa, nie, byłam cholernie ciekawa co tam było. Podniosłam błękitne wieczko pudełka. Kartka i jakieś zawiniątko. Wzięłam do reki kartkę. " Wyprowadzałaś się tak szybko, że zapomniałaś o jednej rzeczy". Serce prawie wyskoczyło z mojej piersi, kiedy rozwijałam papier.  Była to koszula. Ta sama koszula, która przywłaszczyłam sobie jeszcze we Włoszech. Koszula przesiąknięta jego perfumami. JEGO koszula. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy zwijałam ją w rulon i potem, kiedy rzuciłam nią w  najodleglejszy kąt wielkiej szafy. Dupek. Znowu wszystko zostało zburzone i to przez niego. Po cholerę?
Z wielką gulą w gardle i załzawionymi oczami wzięłam się za obiad. Robiłam wszystko byleby tylko o tym nie myśleć. Chwilę później drzwi się otworzyły. Ktoś wszedł do domu, ktoś mnie objął i ktoś pocałował mnie w kark. Chciałam, żeby to był Zbyszek. Wiedziałam, że może być inaczej. Wiedziałam, po prostu wiedziałam. Bałam się odwrócić. Bałam się swojej reakcji. Sama wiedziałam jak mogłam zareagować. I tego właśnie nie chciałam. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
- Wiem, że to ty.
W ciszy odciął się jeden dźwięk. Coś jakby się uśmiechnął, ale tak nie do końca.
- Usiądź przy stole. Jeśli chcesz tu zostać, to zrób to o co cię proszę.
Chwila ciszy i znowu- odsuwanie krzesła i jęk mebla, który lekko ugiął się pod JEGO ciężarem.
- Czego chcesz?
Nie odwracałam się. Nagle zaczęłam robić porządek w idealnie czystej kuchni.
- Żebyś na mnie spojrzała.
Z wielką niewiadomą w głowie spojrzałam na niego, ale krótko. Nie chciałam znowu wpaść w bezkresną otchłań jego oczu.
- Zadowolony? Możesz już iść.
- Wiesz, ze nie po to tu przyszedłem.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia po co tu jesteś i chyba nie chcę wiedzieć.
Usiadłam przy stole, zachowując pewną odległość. Siedziałam na tyle blisko, że mogłam dostrzec wszystkie rany na jego ręku, ale na tyle daleko, że ON nie mógł mnie dotknąć.
- Od kiedy go kochasz?
- A od kiedy ciebie to obchodzi. O ile dobrze pamiętam, to wyjechałaś z laską, którą miało chyba pół miasta i nie miałeś jakiś wyrzutów z mojego powodu. A może się mylę?
Spuścił głowę, robiąc przy tym minę bitego psa. Siedzieliśmy w ciszy. Może minutę, może godzinę. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał na mnie załzawionymi oczyma.
- Kocham cię.
- Strasznie późno zdałeś sobie z tego sprawę- chciałam być ostra, bezuczuciowa i zrobić z nim to, co on ze mną. Nie wyszło. Mówiąc te słowa zakuło mnie serce.
- Kocham cię i wiem, że ty mnie też!
Nie wytrzymałam. Gwałtownie podniosłam swoje cztery litery zza stołu, lekko go przesuwając i otworzyłam drzwi wejściowe.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę cię, słyszysz? Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Nie chcę cię znać.
Wstał, ale jakoś bez żadnych emocji na twarzy. Bardzo powoli wyciągnął biały prostokąt z kieszeni kurtki.
- To jest adres mojego hotelu. Będę na ciebie czekał.
I wyszedł. Bez zastanowienia wzięłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza. Chwile potem wróciłam do kuchni i ją stamtąd wyciągnęłam.
     - Jak myślisz,  jeśli nie utrzymamy czystości przedmałżeńskiej to ksiądz nie da nam ślubu?
Leżałam w swoim własnym, osobistym łóżku, ale myślami byłam gdzie indziej.
Spojrzałam  na Zbyszka. Przewiercał mnie na wylot swoimi zielonymi cudeńkami. Wiedziałam czego chce ale ja nie mogłam mu tego dać. Nie teraz. Nie dzisiaj. Prawdopodobnie już nigdy. Nie po tym co się stało. Udałam zmęczenie, cmoknęłam go w czoło i udałam, że śpię.
Dochodziła druga, a ja wciąż nie spałam. Nie mogłam albo nie chciałam.
Delikatnie wyszłam z łóżka. Ubrałam się i zostawiając na poduszce wiadomość dla Zbyszka wyszłam z domu. Nie potrzebowałam kartek. Dobrze wiedziałam, gdzie miałam iść.

                                                                     ***********
Za krótki, za krótki.
No przepraszam, ale jak walne coś dłuższego to bym to skończyła w jednym rozdziale a tego nie chcę.
Juz czuję sie zagrożona za to co tu robię. Chyba schowam sie w jakimś schronie czy cuś. Szczególnie obawiając sie jednej z was, pozdrawiam cię E., która dawno temu obiecała mi oskalpowanie :)
Dziękuję, że jesteście. Lepszych czytelniczek nie mogłam sobie wymarzyć.
Buziaki misie ;3




sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 32

                                        Świat wypadł mi z moich rąk. Jakoś tak nie jest mi nawet żal..


Żyję w kłamstwie. Okłamuję i siebie i jego. Nienawidzę się. Tak bardzo się kurwa nienawidzę. Przywdziewam maskę. Udaję, że wszystko jest ok. Udaję, że nic się nie stało i ON mnie nie obchodzi.
Udaję. Sama do końca nie rozumiem  jak to się mogło stać. Jak? Gdzie? Po co w ogóle tu był. Po co? Zniszczył to wszystko na co sama sobie pracowałam. Tą równowagę i spokój. Zostawił po sobie bałagan i moje serce w rozsypce. Znowu. Ktoś kiedyś powiedział, że kocha się tylko raz  w życiu....
Czyżby Majka miała rację? Wciąż kocham Michała, a ze Zbyszkiem jestem z czystego poczucia opiekuńczości? W takim razie co z pierścionkiem. Co z każdym wyznaniem miłości? Wydaje mi się, że go kocham?
- Kicia, gdzie jesteś?
Szybko otarłam łzy i poprawiając fryzurę, wróciłam do salonu. Zbyszek poklepał miejsce koło siebie. Cały czas bacznie mi się przyglądał. Usiadłam obok, nawet nie patrząc mu w oczy.
- Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym.
Kolejne kłamstwo. Ale co miałam mu powiedzieć? " Nie, nie jest ok. Chyba wcale cię nie kocham i nie wiem co ja tu w ogóle robię"??
Nie dał się spławić tą krótką odpowiedzią. Wziął mnie pod brodę i patrząc prosto w oczy, pocałował.
- Dalej ci źle?
- Po prostu mnie przytul.
Bez jakichkolwiek pytań przytulił mnie do siebie. Siedzieliśmy w ciszy. Wtuliłam się w jego bok, przy okazji wdychając jego zapach. Chciałam coś powiedzieć. Może prawdę, a może, że go kocham. Sama się gubiłam. Czułam, jakby ktoś podzielił mnie na pół. Każda część chce czegoś innego i kogoś innego.
- Zbyszek?
- Hm?
Podniosłam się na łokciu i spojrzałam na niego lekko załzawionymi oczami.
- Kochasz mnie?
- Jasne, ze tak dzieciaku. Co za głupie pytanie.
Rozwaliła mnie jego mina. Był taki spokojny. Patrząc na mnie uśmiechał się, podnosząc lekko jedną stronę ust. Nie mogłam na niego patrzeć. Był taki spokojny. Za spokojny. Wiedział co we mnie siedzi i tak po prostu siedział. Nie darł się na mnie. Siedział i lekko się uśmiechał. Nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju z płaczem, rzucając przez ramię " przepraszam". Zamknęłam się w sypialni i wybuchnęłam głośnym płaczem. Stałam tak w oknie, patrząc na przechodniów i wylewałam morze łez. Nie wiedziałam co robić. Byłam w kropce. Nie chciałam go ranić, ale nie mogłam go zostawić. Nie chciałam.
Wszedł do pokoju i odwrócił mnie do siebie. Wtulając się w jego tors lekko się uspokoiłam. Tylko po to, żeby zaraz na nowo zacząć płakać.
Wreszcie, kiedy skończyłam, a zbyszkowa koszula była cała mokra, usiadłam na łóżku i wiedziałam co powiedzieć.
- Chodź tu- pociągnęłam go za rękę, a on usiadł obok- Pobierzmy się. Nie za rok, dwa czy trzy. Pobierzmy się za miesiąc. Zrób to dla mnie. Bądź moim gwarantem.
Przez chwilę nic nie mówił. Patrzył na mnie i milczał.
- Kochanie, mógłbym to zrobić nawet jutro, ale byśmy tego nie zorganizowali.
I posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech, a ja po raz kolejny się pobeczałam. Był to jednak inny rodzaj płaczu. Płakałam ze szczęścia.
   - Wróciłem! Oglądałaś nas? Masz pozdrowienia od całej drużyny. Od Krzyśka w szczególności.
Podniosłam wzrok z nad laptopa i przyjrzałam się mu. Faceci powinni mieć wskazaną jakąkolwiek rywalizację. Jeśli tak mają wyglądać po niej.
- Oglądałam. Byliście boscy. Obiad masz w garnku. Musisz mi pomóc, wybrałam dwa wzory zaproszeń, ale nie wiem, który jest lepszy.
- Już pędzę.
Zbyszek przeszedł przez salon rozsiewając za sobą boski zapach i stanął za mną. Popatrzył, pomyślał i zaaprobował te, które faktycznie bardziej mi się podobały.
- Czy ja chodź na chwilę odzyskam moją narzeczoną czy masz zamiar siedzieć nad tymi pisemkami do końca życia, co?
Ściągnęłam okulary, które ostatnimi czasy zakładałam do czytania i zamknęłam laptopa.
- Mam prośbę. Schowajmy te wszystkie magazyny i posiedź tak po prostu razem. Co ty na to?
- Jestem za.
Zagarnęłam całe tony ślubnych magazynów do szafy i przeszłam do kuchni.
- Chodź. Dam ci obiad.
- Dzwoniła do mnie Majka.
Spojrzałam na niego zdenerwowana. Prosiłam go, żeby z nią nie rozmawiał.
- I co?
- Nie bądź zła, ale powiedziała mi o czymś i nie wiem co o tym myśleć.
- Świetnie- lekko podniosłam głos, bo byłam już wkurzona- Będziecie teraz tak do siebie dzwonić i przekazywać sobie rady?
- Spytała się czy zaprosimy Łasko na ślub.
Trafiony zatopiony.
- I co?
- No właśnie no i co? Myślę, że można go zaprosić. Chyba mu się należy.
- Chyba mu się należy.

                                                                    *

- Muszę już iść. Dzięki za wszystko. Fajnie było.
Wysoka blondynka dokładnie w JEJ typie zebrała w ręce resztę swoich rzeczy, pocałowała mnie na odchodne i wyszła.
W oknie odprowadziłem ją wzrokiem i wróciłem do przerwanej czynności. Siedziałem przy laptopie, na ekranie którego było piękne zdjęcie Klaudii i Bartmana. Cały internet oszalał! Furiat niespodziewanie ogłosił, że za dwa tygodnie wychodzi za mąż. Mówił jak bardzo kocha swoją narzeczoną  i nie może się doczekać, aż będą mięli dziecko. Gówno. Od samego patrzenia na jego mordę robiło mi się niedobrze. Kolejny inteligent, który ze swojego ślubu zrobił szopkę. Może i bym to zostawił w spokoju, gdyby nie to, że żeni się z Nią. To była przyczyna, dla której nie mogłem koło tego przejść obojętnie.
Siedziałbym tak dalej przy tym laptopie, gapiąc się na nią, ale zadzwonił listonosz z mnóstwem kopert. O dziwo wszystkie do mnie. Rachunek, rachunek, list od Mileny, polecony. Polecony? Spojrzałem na charakter pisma. No bez jaj.
" Klaudia Wojciechowska i Zbigniew Bartman pragną zaprosić pana Michała Łasko na swój ślub, który odbędzie się... blablabla....." Więcej nie byłem w stanie przeczytać. Zebrało mi się na płacz, a ja robiłem wszystko, żeby się uspokoić. Bez większego myślenia złapałem za telefon.
- Słucham?
- To ja.
- Po co dzwonisz?
- Po co wysłałaś mi zaproszenie? Chcesz mnie dobić?
- Pomyślałam, że - tu nastąpiła chwila ciszy- Pomyślałam, że ci się to należy. Nie chciałam, żebyś się tak po prostu o tym dowiedział.
- I postanowiłaś zaprosić mnie na swój ślub? Klaudia ja cię kocham. Wciąż cię, kurwa kocham! Rozumiesz to? Wiem, ze go nie kochasz. Po co ta szopka!
- Uspokój się.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że nigdy nikogo tak nie kochałaś jak mnie? Wróć do mnie! Błagam...
- Za późno. Wychodzę za Zbyszka.
Nie słuchałem jej. Już nie. Rzuciłem telefonem, który w spotkaniu ze ścianą rozłożył się na części pierwsze.

                                                             *******************
Jakoś strasznie podoba mi się ten rozdział, a to raczej dobry znak :)
Do końca zostały czy rozdziały. Najchętniej to bym tego nie kończyła, ale nie chcę z tego robić kilkutysięcznego tasiemca :)
Mam wielką prośbę, dawajcie znać czy powiadomienie na gg do Was dotarło, bo mi się gg dupcy. Dzięki.
Pojawił się Prolog, także ten, zapraszam.
Całuje Was, kompletnie wykończona grafomanka ;*;*



niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 31

                                      A tak po za tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć ...

- I co ja mam teraz kurwa zrobić?
Krzyknąłem do jej zdjęcia. Nawet wiedziałem, że tego nie słyszy. Ba!Byłem pewien, że nie miała nawet pojęcia, że wróciłem. Że on to wszystko chowa i modli się, żeby się nie dowiedziała.
Jestem głupi. Jestem bezapelacyjnym kretynem, który potrafi popsuć wszytko, co ma. Nie znałem większego buca. W pełnym tego słowa znaczeniu. Chciało mi się płakać z bezsilności.
Ta jego mina. Ten moment, kiedy z tak cholernie wielka satysfakcją powiedział mi, ze on z nią... Że się oświadczył... i ona nosi ten pierścionek. Zjebałem.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie chciałem otwierać. Ktoś zrobił się natarczywy. Wstałem i przechodząc przez wszystkie pokoje, mijałem zdjęcia z jej sylwetką- elementem będącym w każdym pokoju.
Zobaczyłem mała blondynkę, stojąca na klatce.
- Boże, coś ty z siebie zrobił- powiedziała, pakując się do domu bez zaproszenia.
- Jasne. Wchodź.
Przechodząc przez wszystkie pokoje stawała na chwilę przy zdjęciach.
- Sfiksowałeś. Co ty z siebie zrobiłeś. Masz obsesje. Powinieneś się leczyć.
- Majka, daj sobie spokój. Nie mam już po co tu siedzieć. Ona jest z Bartmanem. Nie mam po co wracać.
Jeszcze chwile postała w ciszy. Potem usiadła przede mną na podłodze, cały czas bacznie mi się przeglądając.
- Zrobiłeś jej krzywdę- to fakt! Ale ona go nie kocha. Michał, to nie jest miłość. On po prostu był z nią, kiedy ty ja tak bardzo zraniłeś. Ona nie jest w nim zakochana. Ona dalej cie kocha.
- Kłamiesz. Przyjęła jego oświadczyny.
- Tylko dlatego, ze przy nim czuje się pewnie. Wie, ze jej zaraz nie zostawi.
- To co ja mam twoim zdaniem zrobić?
Spojrzałem nią załzawionymi oczyma. Prawdziwy faceci nie płaczą? Gówno prawda.
- Nie popieram tego, ale powinieneś jej się pokazać. Według mnie jej ślub ze Zbyszkiem jest błędem.
Dobrze wiesz, że za miesiąc gracie w Rzeszowie. Wykorzystaj to. Nie uwierzę, żeś go nie śledził?
Posłałem jej nikły uśmiech.
- Dlaczego tu przyszłaś?
- Bo się z nią pokłóciłam, a ona nie chce mnie słuchać. Nie chce żeby wyszła za kogoś kogo nie kocha. Rób co musisz. Cześć.
I wyszła. Tak po prostu. Zostawiając mnie samego. Z milionem myśli i wielkim mętlikiem.

                                                                       *

- Może warto się do niej odezwać? To ponad miesiąc.
Pytanie zadawał mi codziennie. O każdej porze dnia i nocy.
- Jeszcze nie. Wiesz co ona mówiła? Może lepiej żebyś nie wiedział. Zaufaj mi, muszę ja trochę przetrzymać.
Wtuliłam się w jego bok. Poleżeliśmy chwilę w ciszy.
- Jesteś pewna, ze zostaniesz sama? Mogę zostać. Jakoś się wytłumaczę. Jesteś chora.
- Nie chora tylko przeziębiona. Idź, idź i baw się dobrze.
- Kocham cię!
Próbował mnie pocałować. W ostatniej chwili zrobiłam unik.
- Jak chcesz jutro grac to lepiej mnie nie całuj.
Spojrzał na mnie z ukosa, lekko mnie do siebie przyciągając. Z uśmiechem na ustach dałam mu buziaka.
- Głupoty gadasz. Mnie nic nie rusza. Musze iść. Dasz sobie radę?
Pokiwałam głowa jak mała dziewczynka.
- Trzymaj się szkrabie.
Wstałam, ciągnąc za sobą seledynowy koc. Wzięłam ze sobą lekarstwa i wróciłam na kanapę.
Choroba- najgorszy moment w życiu człowieka, gdzie nic nie można zrobić i trzeba tylko czekać.
Opatulona pod samą szyją zaległam na kanapie.
      Obudziło mnie walenie do drzwi. Bardzo natarczywe.
- Idę! Już idę.
Z trudem podniosłam się z łóżka i pomaszerowałam do drzwi.
Gdybym tylko wiedziała, co zaraz zobaczę to w życiu bym nie otworzyła.
- Stęskniłaś się?
Stał tam. Stał tak cholernie z siebie dumny z bukietem kwiatów w ręku. Stał przewiercając mnie wzrokiem na wylot. A ja? Nie wiedziałam co zrobić. Czy już mdleć czy po prostu zatrzasnąć mu drzwi.
Chciałam coś powiedzieć, ale dziwnym zbiegiem okoliczności nie mogłam wydać z siebie dźwięku.
- No nie mów, ze nie.
Pokonał dzielące nas centymetry i rzucając kwiaty, złapał mnie za policzek. Coś wymamrotał- raczej do siebie i zrobił to, czego chyba bałam się najbardziej. Przybliżył twarz jeszcze bliżej i mnie pocałował. Byłam tak zdezorientowana, ze początkowo nie zareagowałam. Po czym, sama nie wiem po co, odwzajemniłam pocałunek. Złapałam jego głowę i przyciągnęłam jeszcze bliżej.
Odsunął się ode mnie. Ciągle patrząc w moje oczy, uśmiechnął się promiennie.
- Wiedziałem!
I poszedł. Zostawiając mnie w przedpokoju z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
Zamknęłam drzwi i poszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku. Czułam się pusta. Kompletnie pusta.
Nie bardzo rozumiałam co się stało. Objęłam rękoma nogi i kiwając się w przód i w tył straciłam poczucie czasu.
     Obudziłam się z cholernie wielkim moralniakiem. Sama się nie poznawałam. Przecież gdybym kochała Zbyszka to bym tego nie zrobiła. Zdradziłam?! Zjebałam sprawę. Wzięłam prysznic, szczególnie uwzględniając usta i szyję. Prowadzona przez swój węch doszłam do kuchni, gdzie Zbyszek stał przy garach i coś pichcił.
- A ty nie powinieneś być na meczu?
- Kochanie przespałaś cały dzień. Już dawno wróciłem.
Usiadłam przy stole, zastanawiając się jak mu to powiedzieć.
- Kochanie, jest coś o czym chciałbyś mi powiedzieć?
Odwrócił się do mnie z wielką niewiadomą na twarzy.
- Czyli?
- Czyli, ze np. Michał jest w Polsce. Lepiej, jest w Rzeszowie. Był tu wczoraj.
Nic nie powiedział. Stał przebierając nogami w miejscu, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Nie wydajesz się tym faktem wielce zaskoczony. Jak mogłeś mi nie powiedzieć?
- Miałem ci powiedzieć? I co? Wróciłabyś do niego od razu czy po jakimś czasie? On cie skrzywdził! Rozumiesz? Pobawił się tobą i wyjechał. Miałem mu cię tak po prostu oddać? Boje się o ciebie. On ci robił wodę z mózgu!
- Powinieneś mi powiedzieć.
- Nie zrobiłem tego tylko i wyłącznie dla twojego dobra! I wiesz co, uważam, ze to była najlepsza decyzja w moim życiu. W naszym życiu.
- Ty naprawdę nie myślisz? Nie miałeś prawa tego ukrywać. Nie wolno ci!
Gotowało się w nim. Zrobił się cały czerwony. Trzymana w rękach łyżka, została złamana na pół. Cierpiał. Cierpiał jak cholera. A zaraz miało być jeszcze gorzej. Podniósł mnie z krzesła i lekko mną potrząsnął.
- Cholera jasna! Nic nie rozumiesz? Nie powiedziałem ci, bo bałem się, że mnie zostawisz i do niego wrócisz. Kocham cię. Tak mocno, że nie jestem w stanie bez ciebie istnieć, rozumiesz? Wiem, że go kochasz, ale zrobię wszystko, żeby zostać jedynym. Wiem co się wczoraj stało. Chwalił się po meczu. Nie zrobiłem mu krzywdy tylko ze względu na ciebie.
Rozkleiłam się. Zaczęłam wyć. Wpadłam w histerię.
- Przepraszam. Nie wiedziałam co robię.
Nic nie mówiąc, wziął mnie w ramiona i wypuścił wtedy, kiedy się całkiem uspokoiłam.
- Przepraszam. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje.
Pocałował mnie w czubek głowy. Potem spojrzał w oczy z moim ukochanym uśmiechem.
- A może jesteś w ciąży?
- Sam wiesz, że nie.
- A chcesz być?
- Ty to naprawdę jesteś jakiś wyposzczony.
- Może. Ale mam jeden warunek. Dziewczynka nie może być furiatką. Drugiej takiej baby w domu nie zniosę!

                                                         *****************************
Wróciłam! Mam ferie i ciesze się bardziej niż dziecko na gwiazdkę ;3
Przy czym uroczyście przysięgam, ze odrobię wszystkie zaległości na Waszych blogach.
Coś mnie tknęło i poszłam dzisiaj do kościoła (Nie spaliłam się) obłaskawiona Bożą Łaską- pozdrawiam cię Embouteillages! :*- wzięłam się za coś nowego, więc serdecznie zapraszam tutaj. Planuję zacząć w przyszłym tygodniu.
Przyznam się bez bicia, że przez cały tydzień czekałam na odpowiedź panny Anonimowej( rozczarowałam się, bo lubię rozmawiać) i coś mnie tknęło, ażeby zawiesić bloga i dać sobie spokój. Niestety, przyzwyczaiłam się do was Misie i powrót do początku byłby dla mnie bolesny. Także zostaję ;3 Póki co.
Uwielbiam Was jak mało kogo! Buziaki :*:*:*



sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 30



  Jak wygląda szczęście? Dla każdego inaczej. Dla matki jest to jej dziecko, dla dziadków- rodzina, a dla młodzieży- święty spokój. Dlaczego więc wydaje się nam, że ciągle jesteśmy nieszczęśliwi? Otóż, bo sami dokładnie nie wiemy, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Dowiadujemy się tego w momencie, kiedy jest źle. Czasem bardziej niż źle. A co jeśli ktoś to szczęście czuje każda komórką swojego ciała? Jeśli jest tak szczęśliwy, ze mógłby się z tej radości popłakać? 
Leżąc przed kominkiem, w silnych, męskich ramionach, czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek mogłabym być; ostatniego dnia pobytu w tym raju, nie przejmowałam się niczym. Leżałam, patrząc się w przygasający ogień. Było mi dobrze. Nie. Było mi wspaniale. Pierścionek na palcu tylko pogłębiał to szczęście. 
Wstałam, tak delikatnie jak tylko umiałam. Zbyszek uśmiechnął się przez sen. Zgarnęłam z podłogi długi sweter i stanęłam przy oknie.
Ostatni tydzień był cudowny. Żadnego telewizora, telefonu czy internetu. Tylko ja i On. Całymi dniami chodziliśmy po górach, chłonąc ich piękno. A Sylwester? Po cichu. Jedynie z butelką szampana.
Całkowicie odcięci od cywilizacji. Byliśmy we dwoje i było mi z tym tak cholernie dobrze. Zero jego fanek, zero zgiełku, zero współczujących spojrzeń. Kompletnie nic. 
W ciszy odciął się jeden dźwięk- skrzypnięcie podłogi. Widocznie jakiś niewyobrażalny ciężar, próbował sie bezszelestnie przemieścić. Zostałam na miejscu, udając, że nic nie słyszałam. Po chwili oplotły mnie ramiona, zaraz po nich poczułam gorący oddech na karku. 
- Stało się coś?
- Nie.
Staliśmy w ciszy, patrząc jak na niebie pojawia się słońce. Krajobraz, który witał mnie od kilku dobrych dni.
- Jedziemy do domu?- zapytał, całując mnie w kark.
- Jedziemy do naszego domu.

                                                                         *

  - Ostatni. Ostatni!
Podprogramie zastygło w ciszy. Wszystkie oczy zostały skierowane w jedno miejsce. Ostatnia akcja. Ostatni punkt! Szybka wymiana, skończona moim atakiem. Tak! Skończyliśmy mecz wygrywając z Resovią 3:1. 
Hala oszalała. Odbierając statuetkę MVP, patrzyłem na widownię. Ze złudną nadzieją próbowałem ją znaleźć. Myślałem, ze może gdzieś tu jest. Z jakże wielkim rozczarowałem rozdawałem autografy i wracałem do szatni. 
- Gratuluję stary! Należało ci się.
Wychodząc, usłyszałem za sobą znajomy głos.
- Zbyszek. Myślałem, że będziesz grał.
- Nie dzisiaj.  Nie byłem w formie. W każdym bądź razie, jeszcze raz gratuluję. 
Ominął mnie i wyszedł z hali. Pobiegłem za nim, wołając go.
- Poczekaj!
Zatrzymał się, nerwowo rozglądając po parkingu. 
- No?
- Powiedz mi. Nie wiesz, gdzie jest Klaudia? Chciałbym sie z nią zobaczyć. Wyjaśnić.
- Wiem- na krótką chwilę uśmiechnął się promiennie- Ale z tym spotkaniem to może byc mały kłopot.
- Coś jej jest?
- Tak. Jest zaręczona. Ze mną. 
Nie do końca zrozumiałem jego słowa. Zaręczona z nim? 
- Jak to?
- Normalnie. W czasie, gdy ty pukałeś Milenę, ja robiłem wszystko, żeby złożyć ją do kupy. Dlatego proszę cię, nie wtrącaj się w nasze życie. Wystarczająco namieszałeś.
- W wasze życie? Od kiedy ono stało się wasze?
- Od momentu, kiedy postanowiłeś ją zostawić. Chyba winien ci jestem podziękowania. Gdyby nie ty, to nigdy nie bylibyśmy razem.
W tym momencie cos we mnie pękło. Sam nawet nie wiem co. Cos jakby serce  z wielkim jebut dało znać, że to koniec, zostawiając po sobie jedynie pustkę.Byłem zły. Nie. Byłem wkurwiony. Patrząc na jego zadowoloną buźkę, aż się we mnie gotowało. Z wielką chęcią obiłbym mu tę mordę.Jednak lekko się opanowałem i pozwoliłem mu odejść. Chwilę potem zostawiłem chłopaków z moimi rzeczami i ruszyłem za nim. Nie szedł zbyt długo. Po 15 minutach skręcił na jedno z osiedli. 
Ha!Może i on miała Ją. Ale ja wiedziałem gdzie mieszka i szybciej niż później mogłem zacząć mieszać. 

                                                                   ********************
Takie mi to jakieś mdłe wyszło. Widocznie są lepsze i gorsze rozdziały. 
Piękne dzięki za zyczenia, a tobie moja droga anonimowa czytelniczko- składam spóźnione zyczenia! :*
Wiem, że Wy lubicie zbysia, ale kobieta zmienną jest!
Czara goryczy się przelała. Wolałam dostawać takie wiadomości na gg, żeby Wam nie zaśmiecać. 
A więc drogi Gallu Anonimie.  
Obrzydliwe fantazje seksualne? tosz to ja właśnie myślałam, że to jest lajt. nie opisuję przecież BDSM-u czy innego rżnięcia w przebraniach świni, stojąc na kawałkach lodu w tak zwanym gangbangu. 
Jesli twierdzisz, że mam chora wyobraźnie, to w takim razie bardzo dziękuję! Udowodniono, że takiż umysł maja geniusze i ludzie wielkich czynów. Pardon! na samym początku napisałam, że głowna bohaterka nie będzie wzorem cnot dziewictwa i nie będzie latała do kościoła jak potłuczona. Nie znasz mnie, więc błagam, nie oceniaj. Może i nie znam innych wartości. Może to jedyne jakie zostały mi przekazane. Po za tym, jesli chcesz pogadać to wal jak w dym.Inteligentne osoby roz ma wia ją. imajl powinnaś znaleźć. i może przejęłabym się bardziej, gdybyś nie była anonimowcem .Pjona!
A Was moje słodkie, przepraszam za narażanie na tak chorego bloga! Wkrótce z nim skończę.
A tobie moja droga Caroline, dziekuję za obronę! kłaniam się nisko :*
Pozdrawia Was, niepisząca chwilowo, niewyżyta 13latka :*:*
 


wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 29


  Miliony myśli przelatywały przez moją głowę.  Każda inna. Byłam w kropce. Zgodzić się czy nie? Głupia. Jak mogłam się nie zgodzić? Pierwszy raz w życiu czułam, że jestem w miejscu, w którym być powinnam. Pierwszy raz w życiu wiedziałam dokładnie co robić.
- Oczywiście, że za ciebie wyjdę!- odpowiedziałam z lekko ściśniętym gardłem- Jak mogłeś w to wątpić?
Podniosłam wzrok. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. No może niekoniecznie na wylot, ale na pewno zatrzymywało się na jednym strategicznym miejscu . Moim biuście.
- Wiesz, zawsze myślałam, że jak ktoś się już zgodzi to powinien dostać pierścionek. Głupia byłam, nie?
Zielonooki błyskawicznie się zreflektował. Otworzył pudełeczko, które ściskał w lewej dłoni i z lekko trzęsącymi się dłońmi włożył pierścionek na palec. Wbrew moim obawom, właściwy.
- Jest piękny, ale jak teraz powiesz, że kolor tego kamienia podkreśla kolor moich oczu to bardzo mocno zwątpię w twoją inteligencję.
- Wbrew pozorom nie zawsze mam jakieś wyszukane uwagi.
- Nie?
- Oczywiście, że nie. Ale mam inny pomysł. Co ty na to żebyśmy ochrzcili moje piękne i bardzo duże łóżko?
Mówiąc to jechał ręką od obojczyka po ramię, ściągając po drodze ramiączko mojego czarnego biustonosza.
- Jest mi naprawdę przykro kochanie, ale nie dzisiaj.
- Nie możesz?
Nawet mi się go szkoda zrobiło. Spojrzał na mnie ze zbolałą miną. Czułam się  jak wredna mamuśka, która nie chciała zabrac dziecka do wesołego miasteczka.
- Mogę. Powiem nawet więcej, jestem zdrowa jak ryba. Po prostu dostałam wystarczający dowód miłości. Jesteśmy juz narzeczeństwem i nie musimy się tak często kochać. Celibacik kochanie, celibacik.
- Co?
W nogi ludzie! Tylko to przeszło mi przez głowę, patrząc na jego minę. Mój własny osobisty furiat podniósł się z podłogi i chyba nie do końca zrozumiał co właśnie usłyszał.
- Jak to?
- No wiesz, kilka dni jeszcze nikomu nic nie zrobiło. Nawet pomogło.
- Gdybym wiedział to bym ci się nie oświadczał.
- Wiesz co!  Nie obiecuj, nie obiecuj. Czyli chodzi ci tylko o seks? Lalka z tak chętnie odwiedzanego przez ciebie sex shopu nie byłaby tańsza?
- A ty skąd wiesz? Widziałaś mnie tam?
- Kochanie, twoje góry płyt z pornosami mówią same za siebie. Nie musiałam cię tam widzieć.
- Może i chodzę, to chyba nie jest zabronione.
- Mogłabym się z tobą kłócić. Masz mentalność 12- latka. Nic tylko byś ruchał wszystko co popadnie.
- Ja przynajmniej nie robię z siebie świętej.
- Spieprzaj.
Ominęłam go zgrabnie zahaczając o niego barkiem.Zachwiał się, wpadając na jeden z wazonów. Zbyszek się zatrzymał, za to wazon z hukiem roztrzaskał się o ciemno brązowe panele.
- Furiatka!
Odwróciłam się na pięcie jeszcze bardziej zdenerwowana.
Stał na środku salonu, ciskając oczami błyskawice.
- Ja furiatka? Spójrz na siebie erotomanie!
- O ile pamiętam to ci jakoś nie przeszkadzało. Przeciwnie, byłaś wręcz zachwycona!
- Czasem cię nienawidzę! Dlaczego ty tak wszystko komplikujesz? Chciałam najzwyczajniej w świecie położyć się spać bez twoich rąk w moich gatkach. Czy to tak wiele?
- Z taką postawą to prędzej czy później zacznę cię zdradzać. Jak nic.
- Świetnie. Najlepiej zrób sobie grafik, żebyśmy ci się nie pomyliły.
- A żebyś wiedziała.
Bardziej ze śmiechem niż ze złością próbował mnie do siebie przytulić. Odepchnęłam go i zaczęłam rzucać wszystkim co miałam pod ręką. W ruch szły wazony, poduszki, zdjęcia. Nawet drewno na opał, leżące nieopodal kominka.
- Skończyłaś mi już wszystko tłuc?
- Nie i śpisz dzisiaj na kanapie!
- Jasne. Zobaczymy jak długo wytrzymasz!
Odwróciłam się jeszcze na chwilkę, żeby na niego spojrzeć. Widać było, że coś kombinował, bo się od środka gotował.
Po wzięciu prysznica wyszłam z łazienki w najdłuższym zestawie piżamowym jaki tylko posiadałam.
Zaraz  po mnie do sypialni wszedł wykąpany Zbyszek.
- Będziesz się tak teraz codziennie po szyję ubierała?
- Będziesz teraz tak codziennie w samym ręczniku paradował?
- Nie, w sumie to miałem zamiar bez.
I faktycznie ściągnął ręcznik, stając przede mną w pełnej krasie. 
- I co masz zamiar tak spać? Zmarzniesz.
Kompletnie mnie ignorując wpakował się do łóżka z gołym tyłkiem.
- Dobranoc.
Odwróciłam się od niego i zapadłam w sen. 

                                                                             *

- Michał idź do małego. Znowu płacze.
Wstałem z tapczanu, który póki co robił za moje łóżko.
- No i co się stało? Czemu płaczesz malutki?
Wziąłem na ręce dziecko, które było przyczyna popełnienia mojego największego życiowego błędu.
Na chwile przestał płakać i zaczął gaworzyć. Pocałowałem go w główkę, obrośnięta kruczo czarnymi włoskami i odłożyłem do łóżeczka.
Sam nie wiem co tu jeszcze robię. Normalny facet spakowałby się i już by go tu nie było. A ja? Chyba nie byłem do końca normalny. Od kilku miesięcy bardzo dobrze wiedziałem, że Miłosz nie jest moim synem. Od dobrych kilku miesięcy wegetowałem. Nie grałem, z nikim nie rozmawiałem. Praktycznie nie wychodziłem. Dla Mileny był to świetny pretekst do tego, żeby próbować na nowo. Byłem innego zdania. Pierwszej nocy wybrałem tapczan., na którym zostałem do dziś. Nie żyłem. Nie mogłem oddychać. Byłem wrakiem człowieka. Wrakiem, który zabił coś, co przytrzymywało go przy życiu. I jak cholernie mocno chciał to poprawić! Czekałem tylko na jeden list. Od razu wsiadłbym do samolotu i już by mnie nie było. Ale on nie przychodził.
Dochodził wieczór. Leżałem w ciszy na kanapie. Mileny i małego nie było. Pojechali odwiedzić jego tatusia. Przechodząc do kuchni zauważyłem jedną rzecz, która strasznie mnie zdziwiła. Z książki, która czytała Milena wystawał papier z logo Jastrzębskiego Węgla. Z bijącym sercem otworzyłem książkę. List. Mało tego list z moim nazwiskiem. Nie mogłem w to uwierzyć!

                                                                                *
   Oświadczyłem się furiatce. I to furiatce z uporem osła.Przez kilka kolejnych dni udawała, że mnie nie widzi. Może niekoniecznie mnie, ale tego co robiłem. Za punkt honoru postawiłem sobie zaciągnąć ja do tego cholernego łóżka. Nic z tego. Próbowałem wszystkiego. Od tej abstynencji cały buzowałem. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem tak wielkiej przerwy.
Weszła do salonu w wielkim swetrze i leginsach. Robiła to specjalnie. Nie ubierała niczego, co mogłoby pokazać chociaż skrawek jej skóry. Zabawne. A to mnie nazywa erotomanem.
- Powiedz mi kobieto czego ty ode mnie chcesz?
Usiadł obok z satysfakcją wymalowana na twarzy.
- Chce żebyś mi przyznał rację. Nie jesteś w stanie wytrzymać bez seksu.
- I tylko tego chcesz?
- Oczywiście.
Boże, zwariuje z tą kobietą.
- Przyznaje ci rację. Zadowolona?
- Bardzo.
Patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczkami. Chwilę mnie przetrzymała i pozwoliła osunąć się w jej ramiona. Wtulając się w jej pierś poczułem moje perfumy. Z satysfakcja to odnotowałem.
- Boże jak ty pachniesz!
- Zaczyna się. Poczekaj tu. Ja się tylko pójde wykąpać i zaraz wracam.
Wyleciała z pokoju zostawiając za sobą ponętny zapach bardzo drogich perfum.
Chwila w odczuciu kobiety znaczy czas bliżej nieokreślony. Pół godziny siedzę na kanapie skacząc po kanałach.Trafiłem na wiadomości.
- Klaudia ja cię błagam ty się tam pośpiesz!
- Chwilunia.
Zwariuję.
Tępo patrzyłem w ekran telewizora. Nagle przede mną pojawiła się roześmiana twarz Łasko.
- Zostaliśmy dzisiaj poinformowani o tym, że Michał Łasko wraca po kilkumiesięcznej przerwie do zespołu Jastrzębskiego Węgla.Taka dawka energii na pewno przyda się Jastrzębskiemu, który nie jest ostatnio w szczytowej formie. Na chwilę obecną nie zdołaliśmy porozmawiać z atakującym.
- O kurwa.

                                                         ********************

Rozdział szczególny, poniewaz dzisiaj jest dzień, w którym jestem oficjalnie o rok starsza niż wczoraj :)
Rok więcej a tak samo głupia i takie samo fiu bździu w głowie.
Ja wiem, że wyście już pochowały Łasko w trumnie 100m pod zięmią, ale dajcie mu szansę!
W gruncie rzeczy to miły chłopak jest.
W przypływie weny praktycznie już to skończyłam i chyba pomyślę nad czymś nowym. Bardzo mi się tu u Was podoba!
Embouteillages za te teorię spiskowe masz u mnie ciacho! Bardzo duże ciaacho :*
Przechodzę ostatnio rozdwojenie jaźni w wyniku czego męczę Perfekt i Pezeta. jednocześnie.
Czy gadanie do telewizora, na ekranie którego są siatkarze jest objawem schizofrenii? Potrzebuje lekarza?
Całuję Was bardzo mocno, moje kotki! :*:*





sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 28



  Kolejne dni mijały błyskawicznie. Cały czas staliśmy w  kuchni gotując, piekąc i przyprawiając. Tony ciast, różnorakich potraw i moich niewypałów kulinarnych walało się po kuchni. Dużą pomocą okazał się Zbyszek, który gotował obłędnie i nie miał w zwyczaju przypalania wody w garnku. Tylko noce mięliśmy dla siebie. Noce pełne wina, śpiewu i seksu. Kubiak- gość we własnym domu. Wpadał na obiad i spanie. Potem leciał do szpitala. Do swojej żony i synka. Był nim kompletnie oczarowany. Tak jak i my wszyscy. Mały Karol miał wspaniały dar. Wystarczyło na niego spojrzeć, a już było się mu kompletnie oddanym. Nawet mój luby nie przeszedł obok niego obojętnie. Stanął na wysokości zadania i jako wujek, zadeklarował pomoc w przyszłej edukacji towarzyskiej malucha.
 Dzień przed Wigilią to istny chaos. Jak tornado przechodziłam przez dom w asyście odkurzacza i szmatek.
Wszystko musiało być perfekcyjne na przyjazd nowego lokatora.
Ostatnim punktem dzisiejszych zadań było pakowanie prezentów. Rozsiadłam się na podłodze w salonie zastawiona kolorowymi papierami i torebkami na prezenty. Najwięcej zabawy sprawiły mi prezenty dla Karola. Trocheśmy z nimi przeholowali i całkiem malutki jeszcze chłopczyk na swoje pierwsze święta dostanie wielką górę zabawek i śpioszków. Kolejnym prezentem był wózek. Ciemnoniebieski powozik, oczywiście wybierany przez wujka, owinęłam wstążką i wywiozłam do naszego mieszkania.
Otworzyłam okna, zmieniłam pościel w sypialni i zamknęłam drzwi. Weszłam do mieszkania, gdzie nie trzeba było nic robić. Wszystko leżało tam gdzie chciało. Wyczerpana zaległam na kanapie. Kilka minut późnije już spałam.

  Zmęczony jak co dzień wróciłem do domu. W miejscu nieskalanym żadnym świątecznym sprzątaniem panowała cisza.
- Wróciłem. Kochanie jesteś?
Przeszedłem wszystkie pomieszczenia, znajdując ją w salonie. Spała rozwalona na całej kanapie. Nie chcąc jej budzić, zaniosłem ją do pokoju. Coś tam po marudziła pod nosem i poszła spać.
Przez kolejne pół godziny starałem się nie robić nic. W końcu wstałem, wyłączyłem telewizor i podszedłem do barku. Tam za stertą kufli leżał najważniejszy prezent. Jeszcze raz, bardzo dokładnie go obejrzałem. Z uśmiechem na twarzy poszedłem spać.
 Jak możne być na tyle głupim, żeby sądzić, że przy tej kobiecie można się wyspać?
Od rana latała po domu i sprzątała hałasując przy tym do woli.
Zrezygnowałem z dalszego leżenia. Wychodząc z pokoju dostałem w głowę moją własną choinka, którą Klaudia wnosiła do salonu.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz?
- Ubieram choinkę, przecież są święta!
- Ale jutro jedziemy. Po co to wszystko robić?
- A przeszkadza ci to?
- No nie.
Nie zaczynałem, bo wiedziałem, że i tak bym z nią nie wygrał.
- Właśnie. Chciałam posprzątać w barku, ale
Zbladłem. Zaglądała do barku? Widziała to?
- Słuchasz mnie?
- Tak. Przepraszam co mówiłaś?
- Chciałam posprzątać w barku, ale jak zobaczyłam tę ilość kufli to skrewiłam.
Ulga. Odetchnąłem. Nie widziała.
Przez następne półtorej godziny patrzyłem jak krząta się wokół choinki. Na koniec stanęła strasznie z siebie dumna, patrząc na drzewko.
- Podoba ci się?
- Jasne.
Nie zwracałem uwagi na choinkę. Patrzyłem na nią. Stała tam lekko umorusana od kurzu, z podwiniętą koszulką i włosami w nieładzie.
- Zmęczyłam się- spojrzała na mnie i jak to kobieta, pewnie świetnie zinterpretowała moją minę- A ty pamiętaj, że niedługo po Majkę jedziecie.
- Pamiętam.
Pociągnąłem ją na swoje kolana.
- Ty nic lepiej nie kombinuj. Masz mało czasu.
- Ile?
- Pól godziny.
Wodząc ręką po jej karku przysunąłem twarz do swojej.
- Pół godziny to bardzo dużo czasu.
Wpiła się w moje usta z niespotykaną mi dotąd zachłannością. Błądząc rękami po plecach pozbywałem ją garderoby. Nie pozostawała mi dłużna. W przerwach między pocałunkami poradziła sobie z moimi spodniami.
- Oj. Przepraszam. Pukałem, ale nikt mi nie otwierał.
W drzwiach stał strasznie speszony Michał.
- Cześć Misiek- równie speszona Klaudia próbowała wydostać się spod mojego ciała, sięgając ubrań.
- Ładna choinka. Nowa?
- Michu mógłbyś się odwrócić? Moja kobieta jest w negliżu.
- Jasne, jasne.
Pozbieraliśmy ciuchy i w pełni ubrany stanąłem obok przyjaciela.
- My idziemy. Wrócimy niedługo.
Rzuciła nam przelotne "cześć" uciekając do łazienki.
- Ty to nie masz kiedy wpadać?
- Ty to nie masz kiedy bzykać?
Spojrzałem na niego z lekkim powątpieniem.
- No jasne. Nie mogłeś.
Majka czekała na nas w pełni gotowa do wyjścia.
- Jesteście. Kochanie leć do lekarza. Musisz podpisać jakieś papiery.
Michu wyleciał zostawiając nas samych. Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.
- Posłuchaj mnie. Dzwonił do mnie Łasko.
- Co? Kto?!
- Chce wrócić. Błagał mnie o adres Klaudii. Mówił, że wraca i chce wszystko naprawić. Dobrze wiesz, że ona go jeszcze nie odchorowała i nie wiadomo jak się zachowa. Jeśli chcesz ją zatrzymać to musisz coś zrobić. I to szybko.
Jedno pytanie cisnęło mi się na usta. Jednak do sali wszedł Michał. Podejrzewałem, że Majka mu o tym nie mówiła, więc nie zaczynałem tematu. Michał wziął żonę pod rękę i razem z dzieckiem wyszli z sali.
Idąc za nimi intensywnie myślałem nad jej słowami. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziałem co muszę zrobić.

  Przebrałam się w nową czerwoną sukienkę i zaczęłam przygotowywać Wigilię. Musieliśmy być wyjątkowi. W końcu nie każdy obchodzi święta o 15. Włożyłam rybę do piekarnika, kiedy ktoś, a raczej kilka ktosiów weszło do domu. Wystarczyło, ze weszła do kuchni. Ma jej twarzy malował się zachwyt.
- Nie wierzę. Sami to zrobiliście.
- Oczywiście. To jeszcze nic. Musisz zobaczyć pokój małego.
- Pokój małego?
Uśmiechnęłam się pod nosem, ciągnąc ją za sobą.
Pokój, który do niedawna był moją sypialnią w ciągu kilku dni stał się sypialnią maluszka.
- Jest ślicznie. Dziękuję.
Zaraz po nas, do pokoju weszła reszta towarzystwa.
- Chodź no do ciotki. Podoba ci się pokój?
Chodziłam z nim z kąta w kąt, pokazując pokój. Moją ciężką pracę podsumował ogromnym ziewem, w efekcie którego poszedł spać.  Zaczęliśmy Wigilię, odstawiając na bok dzielenie się opłatkiem, bo i czego to sobie życzyć?
Prezenty najbardziej spodobały się Kubiemu, który musiał przetestować każdą zabawkę synka. Majka bardzo ucieszyła się na widok wózka, tak samo jak Bartman zobaczywszy zegarek. Nawet dla mnie znalazła się mała paczuszka. Dostałam bardzo drogiego i duszącego perfuma. Spojrzałam na Zibiego. Był z siebie cholernie zadowolony.
- Trochę mi głupio. bo nic dla was nie mamy.
- Daj spokój. Miałaś ważniejsze rzeczy do roboty.
- To prawda, ale my będziemy się już zbierać.
- Tak?- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tak.
- No jasne. Musicie iść- swoje pięć groszy dołożył Kubiak, który musiał być z nim w zmowie.
- Nie przesadzajcie. Zostańcie z nami.
- Majka, oni naprawdę musza iść.
- Ty o czymś wiesz, prawda?
Zdezorientowana patrzyłam to na Zbyszka to na Michała.
- Kochanie pożegnaj się. Idziemy.
Pociągnął mnie do wyjścia. Rzuciłam im przelotne pożegnanie i nim się zorientowałam, siedziałam w samochodzie razem z walizkami. Wiedziałam jedno, nie była to droga do Rzeszowa.
  - Możesz mi łaskawie powiedzieć gdzie jedziemy?
Po kilku godzinach drogi byłam bardziej zdenerwowana niż zaciekawiona.
Spojrzał na mnie z tym swoim wyrazem twarzy.
- Nie denerwuj się tak. Jeszcze kilka minut i będziemy na miejscu. Obiecuję.
- Nienawidzę cię, wiesz?
Złapał moją rękę i pocałował każdy opuszek. Bardzo głośno zaciągnął się powietrzem. Musiał wyczuć perfumy, mój dzisiejszy prezent, którym spryskałam wcześniej nadgarstki.
Poczuł je, bo tylko się uśmiechnął, bo położył nasze splecione dłonie na skrzyni biegów i przyspieszył.
Minęliśmy tabliczkę z napisem "Karpacz" a ja zamiast bulwersować się, wierzgać nogami jak małe dziecko i udawać obrażoną, po prostu podziwiałam piękno tego miasta.
 Stanęliśmy przed jednym domem. Domem? Raczej drewnianą chatką, za którą rozpościerał się widok na Śnieżkę.
- A więc tak wygląda koniec świata?
Nie odpowiedział. Obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
Bajka. Malutki, drewniany domek obsypany śniegiem.
- Czyje to cudo?
- Wiesz, jak zarabia się duże pieniądze to trzeba je gdzieś trzymać. Nieruchomości to dobra inwestycja.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Właściciel dużego mieszkania, drogich aut i wielbiciel zegarków o kolosalnych cenach był właścicielem domku na samiuśkim końcu świata? Obłęd!
- Chodź do środka.
Przytulona do Zbyszka przeszłam przez próg. Kominek, wielka sypialnia, kuchnia i łazienka. Czegóż chcieć więcej?
- Pięknie.
- Nie przesadzaj. Idź się odświeżyć a ja nas rozpakuję.
Umyta i przebrana w wygodne ciuchy przeszłam do salonu. Ciemny pokój oświetlany jedynie przez ogień w kominku wyglądał bosko. Zbyszek siedział na puchatym dywanie razem z winem i kieliszkami.
Podeszłam bliżej, miał strasznie dziwną minę. Był okropnie spięty i czymś się martwił.
- Stało się coś?
Usiadłam obok. Popatrzyłam z zaniepokojeniem w jego oczy. Takie jakieś smutne.
- Musimy pogadać.
- Oho. Juz mnie tak nie lubisz?
Próbowałam żartować, jednak byłam przerażona. Drugiego rozstania bym w tym momencie nie przeżyła.
Wyciągnął coś z kieszeni. Drugą ręką pogłaskał mnie po policzku. Zbliżył się, ledwie muskając moje usta.
- Kocham cię. Wiem, że to szybko i może za krótko się znamy, ale wiedziałem to od początku. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i nawet próbowałem o tym zapomnieć. Ale ty skutecznie mnie do siebie uwiązałaś. Czekałem na każde twoje słowo, każdy twój ruch. Nie chcę być z nikim innym. Chce się przy tobie budzić i zasypiać. Chcę mieć z tobą gromadkę ślicznych dzieci. Chcę żebyś była ze mnie dumna i pragnę tylko twojego szczęścia. Dlatego, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną?

                                            ***********************************

No tak. Pewnie zabijecie mnie za kończenie w takim momencie, ale tak było zabawniej. Z góry przepraszam za błędy.
Miałam z tym skończyć w styczniu, ale w lutym pomęczę was jeszcze trochę. Cały zcas myślę nad czymś drugim, ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie.
Coś ostatnio za bardzo rozczulam się nad Z., chyba trzeba go będzie troszeczkę przeczołgać!:)
dziękuje wam, za życzenia i sorki za nawoływanie do picia. było lepiej, ale teraz poszło na gardło. jednym słowem mam głos jak stary bosman :)
następny? może niedługo. jest jedna osoba, która skutecznie odciąga mnie od pisania.
Uwielbiam was misie :* :*