piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 27



- Czyś ty zgłupiał? Nie masz prawa! Nie pozwalam ci wrócić i zniszczyć jej życia! Nie wolno ci!
- Majka, powiedz mi tylko gdzie ona jest! Błagam cię! O nic innego cię nie proszę.
- Czy ty się człowieku słyszysz? Zostawiłeś ja w opłakanym stanie i co teraz wracasz? A co z twoim dzieckiem? Zabawa w dom ci się znudziła?!
- Nie jest moje. Zrobiłem test. Oszukała mnie. Słuchaj, ja wiem, że zrobiłem źle, ale daj mi to naprawić.
- Posłuchaj mnie teraz, bo powiem to raz i nie będę powtarzać, zostaw ją w spokoju! Choćbym miała zginąć to nie powiem ci gdzie ona jest! Będę tego bronić. Zachowałeś się jak gówniarz i powinieneś mieć na tyle honoru, żeby ją zostawić. Zrozumiałeś?
- Ale
- Dobrze!
 Co za cholerny dupek! Jak można być takim kretynem!
Tak się wściekłam, że wstałam z łóżka. Zrobiłam to na tyle nierozważnie, że zakręciło mi się w głowie. Dzidzia też musiała się zdenerwować, bo zaczęła się wiercić. Chwile później poczułam coś na co było zdecydowanie za wcześnie. Odeszły mi wody! Spanikowana zaczęłam liczyć. Za szybko, za szybko. Poczułam skurcze i z bólu aż się ugięłam.
- Michał!
W drzwiach stanął mój blondas w samym ręczniczku. Spojrzał na mnie i na kałużę pod moimi nogami, znowu na mnie i tak w kółko.
- Co jest?
- Wody mi odeszły.
- Przecież to za wcześnie.
- No co ty? Zbieraj się, jedziemy do szpitala.
Przerażenie. Tylko tyle widziałam w jego oczach, kiedy zakładał spodnie i pakował rzeczy do torby. Jednocześnie.
- Spokojnie. Na pewno zdążymy.
- Ciebie to się teraz żarty trzymają!
Fakt. Byłam rozbawiona całą sytuacją. Założyłam na siebie kurtkę i zeszliśmy do samochodu.
- Spokojnie maleńka. Zaraz będziemy.
Dopiero teraz zabolało. I to bardzo. Cisza w samochodzie została przerywana przez moje krzyki.
Pod szpitalem Michał wyleciał z samochodu z krzykiem:
- Pomocy! Moja zona rodzi!
Podjechali pode mnie wózkiem i zawieźli na oddział.

 Przysypiałam. Przez zaspy nie byliśmy nawet w połowie drogi. W takim tempie do domu wrócimy po Nowym Roku. Siedziałam rozwalona na przednim siedzenie, podziwiając profil mojego kierowcy. Piekielnie seksownego kierowcy. Drajwer prowadził z niespotykanym jak na niego spokojem. Tylko co jakiś czas puszczał wiązanki oceniając stan naszych dróg.
Cisze w samochodzie przerwał dzwonek jego telefonu.
- Możesz odebrać?
- Jasne. Słucham?
- Klaudia? Dobrze. Słuchaj, Majka zaczęła rodzi. gdzie jesteście?
- Niedaleko. Już zawracamy.
- Dzięki.
- Jak to zawracamy?
Oho komuś pomysł wyraźnie nie przypadł do gustu.
- Majka rodzi.
- A to nie za wcześnie?
- Bingo. Zawracaj. Przysięgam, ze jak zdążysz do rana to dostaniesz prezent przedświąteczny.
Spojrzałam na niego. Z sekundy na sekundę na jego  twarzy pojawiał się coraz większy banan. Pochylił się nade mną i dał słodkiego buziaka.
- Obiecujesz?
- Tak. Wracamy.
Docisnął gazu i ruszyliśmy w  drogę powrotną.
 Dojechaliśmy po 3. Wyleciałam z samochodu nie przejmując się takimi rzeczami jak kurtka czy sweter.
Dopadłam dyżurującą pielęgniarkę, która znudzonym gestem pokazała mi gdzie mam iść. Staliśmy na sterylnym korytarzu, przez który przelatywały krzyki Majki. Po 40 minutach z sali wyszła pani doktor.
- To bardzo zdrowy chłopiec. Mimo tego, że troszeczkę za wcześnie, to wszytko jest z nim w porządku.
- Pani doktor czy możemy wejść?
- Niechętnie, ale że pani towarzysz jest ulubionym siatkarzem mojej córki to się zgodzę. Tylko krótko.
Po cichu otworzyliśmy drzwi. Maja leżała z małym na rekach. Wokół niej krzątała się pielęgniarka i Kubiak.
Stanęłam obok łózka wpatrując w zaróżowioną buźkę bobasa, który otworzył oczka. Była to dokładna kopia Kubiego. Te same oczy i usta. Nawet nosek miał ten sam. Zbyszek, który cały czas trzymał moja rękę lekko ją ścisnął. Widocznie też to zauważył.
- Zobacz to jest twoja ciocia.
- Cześć malutki.
Uśmiechnęłam się do maluszka, który kompletnie mnie ignorując poszedł spać.
- Jak go nazwiecie?
- Karol. Mały pan Kubiak.
- Ładnie. Kto wybierał?
-Tatuś.
Dumny  jak paw, poklepał się po piersi.
- Będziemy się już zbierać. Misiek jedziesz z nami?
- Nie. Zostanę tutaj. Jedźcie do nas.
- Jasne. Idziemy?- odwróciłam się do Zbyszka.
Stał jak wryty, patrząc się na małego.
 - Chodź- szepnęłam i wyciągnęłam go z sali.
Nie kontaktował. Ciągle patrzył się w jeden punkt. 
- Hej żyjesz?- kilka razy pomachałam mu przed twarzą.
Nic. Zero reakcji. Wyszliśmy na dwór.
- Dobra, dawaj kluczyki. Prowadzę.
- Poczekaj.
No wreszcie. Obudził się.
- Co jest?
- Widziałaś go? To nie może być moje dziecko. Jest do niego za bardzo podobny. Widziałaś?
- Widziałam.
Przyciągnął mnie do siebie i miażdżył usta pocałunkiem. Jedną ręką błądził pod koszulką, przypominając o kobiecych potrzebach.
- A co z prezentem?
- Dojedźmy chociaż do domu.
Na Zbyszkowej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Pociągnął mnie za sobą. Kilka minut później byliśmy pod domem. Bieg przez klatkę i już otwieraliśmy drzwi.m. Szybkie ściąganie ubrań, małe macanki i ochrzczenie łóżka. Dwukrotne.

 Cztery godziny snu. Cztery cholerne godziny. Gdyby nie to, że za kilka dni Gwiazdka to nawet koniec świata nie wyciągnąłby mnie z łózka. Szybki prysznic, duże plany zakupowe. Majka  nie miała nic. Żadnych potraw wigilijnych, prezentów. Nawet wyprawki dla malucha.
- Kochanie, budzimy się.
Brak większej reakcji. Jedynie przekręcił się na bok, pokazując mi się w pełnej krasie.
- Nie ma tak. Wstawaj.
Jednym, szybkim ruchem pociągnęłam za kołdrę ściągając go z łóżka.
- I o co ci znowu chodzi, co?
- Wstawaj. Trzeba iść na zakupy.
- Nawet wyspać się człowiekowi nie da.
Zgarnął jakieś ciuchy i zły jak osa wyszedł z pokoju.
Wrócił po kilku minutach. Nowy, pachnący i uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co trzeba kupić?
- Teraz to cię interesuję? Nie ma nic. Trzeba kupić wszystko.
Pomachałam mu przed nosem listą zakupów.
- Wiesz, że zajmie nam to cały dzień? 
- Wiem. Dlatego zamiast gadać moglibyśmy już iść.
- Chodź tu!
Złapał mnie podbródek i przyciągnął do siebie.
- Spokojnie. Oddychaj. Damy radę.
Tym razem to ja przyciągnęłam go do siebie. Ja zaczęłam pocałunek i ja go skończyłam.
- No, teraz to możemy iść!
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z  mieszkania.
  Kilka godzin chodzenia po sklepach. Tony siat z zakupami. Jeszcze więcej pieluszek, kocyków i grzechotek. Cały samochód załadowany.
Odłączyliśmy się tylko na chwilę. Ja, żeby kupić mu prezent na Gwiazdkę. Bardzo ładny i bardzo drogi zegarek, kupiony z bardzo licznych oszczędności.
Przywitał mnie jednym ze swoich firmowych uśmiechów.
- A ty co się tak szczerzysz? Zęby suszysz czy walnąłeś się w główkę?
- Nic z tych rzeczy kochanie. Wsiadasz?
  Zakupy wnieśliśmy tylko dzięki uprzejmości nowego sąsiada. Miły chłopak, młodszy o kilka lat. Pożegnałam go uśmiechem i weszłam do mieszkania.
- A ty co się tak szczerzysz? Zęby suszysz?
- Zazdrosny?
- Może. Cześć Michu, jak tam twoja żona?
Zza rogu wyłonił się zaspany Kubiak. Spojrzał na nas jednym okiem i wrócił do kuchni.
- Wszystko w porządku. Mały ciągle śpi. Za kilka dni ich wypuszczą. Zaraz tam jadę.
- Zrobić ci może coś do jedzenia? Nie? No trudno jedź.  My się wszystkim zajmiemy. Nie ma za co.
Kubiak wyszedł a ja wzięłam się za pokój Kubiaka dżuniora. Po ułożeniu wszystkich pieluch, śpioszków i różnych bambetli, siedziałam zmachana na puchatym dywanie w krówki, który sama wybierałam.
- Zbyszek!
- No co jest?
- Podoba ci się?
- Pięknie. Chodź ze mną.
Zaprowadził mnie do sypialni, gdzie na łóżku leżało małe zawiniątko.
- Co to?
- Prezent przedświąteczny. Otwórz.
Otworzyłam paczkę. W środku leżał czerwony, bardzo kusy i bardzo lateksowy strój mikołajki.
- Byłeś w sex-shopie,przyznaj się.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
- A czapkę Mikołaja masz?
- Mikołajem to będę ja.
W łazience dostałam niekontrolowanego napadu śmiechu. Oczywiście strój więcej odsłaniał niż zasłaniał. Spojrzałam w lustro i poprawiłam makijaż. Wypisz wymaluj jak prostytutka. Wróciłam do sypialni. Siedział na łóżku. Na mój widok oczy zaświeciły mu się jak dziecku na widok cukierków.
- Chyba musiałem być bardzo niegrzeczny.
- No chyba tak.
Podeszłam do łóżka, siadając na Zbyszku okrakiem. Bez zbędnych ceregieli pozbawił mnie góry stroju. Bawiąc się moimi piersiami penetrował wnętrze ust językiem. Ręką schodził niżej. Zaczął rozpinać guziczki, kiedy zadzwonił telefon.
- Nie odbieraj- powiedział przygryzając moja małżowinę.
Zrzuciłam go z siebie, podnosząc się do telefonu.
- Weź mnie nie smyraj. Słucham?
- Klaudia?
- Tak. O co chodzi?
Cisza. Niewątpliwie była to najciekawsza z moich rozmów.
- Kto to był?
- Nie mam pojęcia. Chodź tu!

                                                          ***************
Rozdział z serii, przy garach wena powraca! :) jeszcze raz usłysze Last Christmas a popełnię samobójstwo.
  Zły Łasko, niedobry Łasko! No błagam Was. Nie mówcie mi, ze sie tego nie spodziewałyście? Ale jako, ze jestem dobra, to będe Wam go dawkować.
  Taa, pozostałe rozdziały można policzyć na palcach ekhem, obu rak :D
Sylwester? Z polsatem. W łózku, obstawiona przeróznymi medykamentami, dlatego wypijcie o dwunastej za moje zdrowie, a nóż się coś poprawi :) Dziękuję ;*
Następny w przyszłym roku ;* Trzymajcie sie miski ;3



piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 26

   Nie chciałabym być niegrzeczna ...

Obudziłam się, bo.. No właśnie, bo co? Bo poczułam, zapach świeżej kawy, czy dlatego, że ktoś  z uporem maniaka jeździł ręką po moim udzie? Otworzyłam oczy i zobaczyłam go siedzącego w nogach z parującym kubkiem. Spojrzał na mnie i tylko się uśmiechnął. Nie potrzebowałam niczego więcej. Tylko to, było mi w tym momencie potrzebne.
- Jak się spało?
- Krótko, ale bardzo przyjemnie.
Usiadłam obok. Wtuliłam się w jego tors i zabrałam kubek z ręki.
- Wiesz, może to głupie, co teraz powiem, ale zapomnieliśmy wczoraj o czymś bardzo ważnym.
- Hm?
- Gumki.
Tak mnie tym rozbawił, że dopadł mnie niekontrolowany napad śmiechu. Przez kilka dobrych minut nie mogłam się uspokoić. Wreszcie, cała zapłakana usiadłam naprzeciwko i patrzyłam na jego zaciętą minę.
- Spokojnie. Biorę tabletki. Nie zostaniesz tatusiem.
- No wiesz, to było co najmniej nie na miejscu.
Wstał wielce obrażony i z gołym dupskiem poszedł w głąb mieszkania.
- Ej no! Nie obrażaj się. Potrzebuję cię! Pali się czy coś. Wracaj tu z tym swoim słodkim dupskiem.
Pojawił się w drzwiach z małym pudełeczkiem.
- Będziesz mnie teraz musiała przeprosić.
- To chodź tu.

 Leżałam na śpiącym mężczyźnie, który wyczerpany  po całodziennym maratonie chrapał jak małe dziecko.
Zawsze wiedziałam, ze z niego jest niezły erotoman, ale nie do tego stopnia. Cały dzień spędzony w łóżku. Jedynie potrzeby fizjologiczne i głód wyganiały nas z krwistoczerwonej sypialni Bartmana.
Ostrożnie, tak, aby go nie obudzić podniosłam się z łózka i w jego koszulce weszłam do kuchni.
Było po 22, nie było po co dzwonić do Majki, bo i tak już spała. Siedziałam, więc na kuchennym taborecie i patrzyłam na zimowy krajobraz. W pewnym momencie zadzwonił jego telefon.
- Słucham?
- Klaudia? Przecież dzwonię do Zbyszka.
- Wiem, ale on śpi i nie chciałam go budzić.
- No nic. Chciałem wyciągnąć go na piwo, ale w takiej sytuacji.
- A mnie weźmiesz?
- No pewnie. Będę po ciebie za 10 minut.
Ubrałam się błyskawicznie. Zostawiłam na łóżku kartkę, gdyby Zibi się obudził. Bardzo cicho wyszłam na klatkę, gdzie czekałam na Kubiaka.Chwilę później byliśmy w jednym z  klubów.
Zamówiliśmy sobie po piwie i rozmawialiśmy na tematy typowe dla przyszłego tatusia. Śpioszki, ciuszki, łóżeczka itp. Przynieśli czwarte piwo i Miśka wzięło na zwierzenia.
- Wiem, że Majka spała ze Zbyszkiem.
Patrzyłam  w te jego smutne oczy z rozdziawioną do granic możliwości buzią. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaprzeczać czy zacząć go pocieszać.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem jak rozmawiali. Nie powiedzieli tego dosłownie, ale nie trzeba być mądrym, żeby się domyśleć.
- I co teraz?
Nic nie mówił. Przez dłuższą chwile wpatrywał się w obrazem nad moją głową.
- Nic. Ja też nie byłem święty. Nie powiedziałem jej o tym. To co ona zrobiła traktuję jak rewanż. Coś za coś. Jeśli dziecko nie będzie moje to jakoś się z tym pogodzę.
- Misiek, czy ty słyszysz sam siebie?
- Wiem, beznadziejna sytuacja, ale jak powiem jej o moim wyczynie, to ona wyjedzie i zabierze ze sobą małego. Tego nie przeżyje.
- Michał to nie jest rozwiązanie sytuacji, tylko zamiecenie jej pod dywan.
- I co? Spójrz na siebie. Facet cię zostawił dla laski w ciąży, bo chciał być tatusiem. Udajesz sama przed sobą , ze jest super.
- Aha. Jeśli mamy tak rozmawiać to wychodzę.
Wstałam, ale on złapał mnie za rękę.
- Przepraszam, ale sam nie wiem co mam zrobić. To mój najlepszy przyjaciel i moja żona. To nie głupia zabawa w podstawówce tylko życie.Czegokolwiek nie zrobię i tak ktoś będzie cierpiał...
  Skończyliśmy po czwartej. Odprowadziłam go do domu i zziębnięta wskoczyłam do ciepłego łóżka i przytuliłam się do rozgrzanego ciała siatkarza.
- Gdzie byłaś?
- Musiałam wyjść, ale już jestem. Idź spać.

- Idziemy już! Wyłaź z łazienki.
Bardzo szybko zrobiłam warkocza i wyskoczyłam z ubikacji.
- Ile można siedzieć w łazience, przecież to tylko kilka kroków stąd. Po co sie pindrzysz?
- Długo tak jeszcze będziesz gadać, czy możemy wyjść?
Weszliśmy do mieszkania bez pukania. Z resztą swojego czasu sama tam mieszkałam i dalej miałam do niego klucze. Po przekroczeniu progu do mojego nosa doszedł  zapach pieczonego kurczaka. Pachniało tak smakowicie, że wnętrzności zaczęły skręcać się z głodu.
- Puk puk!
Zza wielgachnej choinki wyszedł brzuch, dopiero potem jego właścicielka.
- Już jesteście! Siadajcie. Michał zaraz przyjdzie. Poszedł do sklepu.
Mimo widocznego na jej twarzy zmęczenia wyglądała prześlicznie. Była rozpromieniona. Jak widać ciąża jej służy.
- Co mi się tak przyglądasz? Wiem, że przytyłam parę kilo, ale podobno to normalne w ciąży.
- Oj głupia jesteś. Siadaj.
Przyszedł Michał. Wyszli razem z Zibim do kuchni i po chwili wrócili z pięknie pachnącym obiadem.
Przez prawie cały obiad Kubiak siedział cicho. Patrzył tylko to na Majkę to na Zibiego. Próbowałam odgadnąć jego minę. Nie dałam rady. jak tylko trafił na moje spojrzenie stał się na powrót wesołym i wiecznie żartującym sobą. 
Nie byliśmy długo, zaraz po obiedzie pożegnaliśmy się i spakowawszy swoje rzeczy wróciliśmy do Rzeszowa.


  - Michał, możesz mi pomóc wstać? Czuje się jak wieloryb.
Podszedł do mnie ze swoim uśmiechem.
- Już ci pomagam mój ciężarowcu.
- Mógłbyś się ze mnie nie śmiać. Jestem w ciąży i przez ciebie może jeszcze szybciej urodzę i co zrobisz?
- Jako wspaniały tatus i bardzo odpowiedzialny mąż odwiozę cię do szpitala i będę czekał na rozwiązanie.
Trzepnęłam go czule po głowie za co dostałam słodkiego buziaka.
- Pójdę się położyć. Strasznie jestem zmęczona.
Położyłam się na łóżku. Byłam już w połowie drogi do Krainy Snów, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo?
- Majka? Powiedz mi gdzie jest Klaudia. Wiem, że nie ma jej w Żorach. Gdzie uciekła?
- Łasko, to ty?
- Chcę wszystko naprawić, powiedz mi tylko, gdzie ona jest!


                                                                      ***********
Krótkie, pisane na kolanie. Nie odleżało swojego i mi się nie podoba. Wena nie jest ostatnio moją przyjaciółką. Nie chce mnie odwiedzać. Jeśli następny rozdział będzie takim chłamem t ja dziękuję.

Caroline, moja droga, klnij do woli! :)

Następny rozdział? Dobre pytanie. Nie wiem. Postaram się.
Patrząc na to, ile roboty będzie w weekend i myśląc o milionach uszek do ulepienia, ciast do upieczenia i warzyw do gotowania nachodzi mnie jedna myśl : Pomocy :)
Zostane przytłoczona przez ilośc pracy, do której niejako sama się zgłosiłam. Głupia byłam.

Jako, że to moje pierwsze święta z Wami no to :
 Wesołych, zdrowych i bardzo rodzinnych świąt.
 Dużo pysznego jedzenia, które nigdzie się nie odłoży,
Zarębistych prezentów pod choinką i gorącego Sylwestra :)

Prawdopodobnie to nasze ostatnie spotkanie w tym roku. Dziękuje Wam, za to, ze jesteście i macie jeszcze do mnie cierpliwość. Uwielbiam Was :*


piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 25

 Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko...

   Mierzyliśmy się wzrokiem przez krótką chwilę. Patrzył na mnie tym samym wzrokiem co ON. Mieszanka czułości i psiego oddania. Wróciły wspomnienia. Lekko zabolało. Łzy zaczęły zbierać się pod powiekami.
Mrugnęłam, pozwalając im spłynąć po policzku. Musiałam podjac decyzję. Chciałam i nie mogłam tego zrobić.
W mgnieniu oka zielonooki zmaterializował się przede mną. Z czułym uśmiechem starł mi łzę z policzka i zaczął gładzić po głowie. Spojrzałam na niego.Wlepiał we mnie cielęcy wzrok. Widać było, że myśli o czymś bardzo intensywnie. W głowie musiało mu się kotłować. Oderwał wzrok od moich ust i spojrzał w oczy.
- Kocham cię! Kocham i zrobię dla ciebie wszystko.
Powiedział to i ciągle wpatrując się prosto w moje oczy, zbliżył swoja twarz. Zatrzymał się, kiedy miałam go na wyciągniecie ust. Jedną rękę położył na moim biodrze, drugą złapał szlufkę jeansów.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. On bardzo dobrze o tym wiedział i patrzył na mnie z dziką satysfakcją.
- Powiedz, że tego chcwesz- wyszeptał.
Jego gorący oddech drażnił skore na mojej szyi.
- Co?
- Powiedz.
- J ja.
Nic nie odpowiedziałam. Zbyszek przysunął swoją głowę jeszcze bliżej i złożył na mych ustach gorący pocałunek. Najpierw nie zareagowałam. Byłam tym tak zaskoczona. Jednak odwzajemniłam jego pocałunek.
Naparł na mnie swoim ciałem i dosłownie miażdżył moje usta swoim pocałunkiem. Nie byłam mu dłużna. Penetrowałam wnętrze ust językiem. Oderwaliśmy się tylko po to, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, po czym z równym entuzjazmem rzuciliśmy się na siebie. Złapałam go za tyłek i owinęłam swoją nogę o jego. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Złapał mnie za udo. Aż jęknęłam. Złapałam go za czarną czuprynę i odciagnęłam od siebie.
- Poczekaj!
- Coś się stało?
- Tak nie mozna.
- Właśnie, że można. Zaraz ci pokażę.
- Przestań.
Odepchnęłam go od siebie i zamknęłam w pokoju. Byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam myśleć. Nie byłam tak szurnięta, żeby to sobie wymyślić. Z resztą, ciągle pulsujące usta były namacalnym dowodem na ostatnie wydarzenia. Bez przebierania się weszłam do łóżka. Przed snem usłyszałam tzrask drzwi wejściowych.

  Dwa miesiące. Dokładnie tyle minęło od naszej rozmowy. I pocałunku. Praktycznie rzecz ujmując, udajemy, ze się nie znamy. Jest to bardzo proste. Jego i tak ciągle nie ma.Wyjazdy, dupy i mecze.
Blondynki, brunetki, rude. Tabuny kobiet przebijające się codziennie przez jego sypialnię. Nie próżnuje. W przerwach pomiędzy meczami oddaje się dzikim orgiom w swoim pokoju. I czasem łazience. Wielki szacunek dla sąsiadów, którzy to wytrzymują.
 Gdyby nie dobrotliwa żona Krzyśka umarłabym z nudów. Wpada co pewien czas z dzieciakami lub jeździmy po mieście.
 Nadszedł grudzień. Mikołajki minęły na skejpowych rozmowach z Kubiakami i chłopakami z JW. W połowie miesiąca znalazłam pieniądze z poleceniem kupienia choinki. Małe buszowanko po sklepach i wielkie,zielone bydle stoi na balkonie.
 Cisza. Błoga cisza w całym domu. usiadłam przy grzejniku z kubkiem parującej herbaty. Założyłam na uszy słuchawki i zamknęłam oczy.
- Hej- ocknęłam się, kiedy ktoś wyciągnął mi z uszu słuchawki.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć, ale nie otwierałaś.
- Nie szkodzi. Herbaty?
Przeszłyśmy do kuchni, gdzie nad parującymi kubkami, Iwona wprowadziła mnie w nowe plotki Rzeszowskiego świata.
- Gdzie masz swoje latorośle?
- Z tatą. Krzysiek zabrał je do KFC. Jego pomysł wygrał nad moim. Dzieciaki korzystają, póki tata jest w domu.
Zeszłyśmy na tematy typowo świąteczne. W którymś momencie do kuchni wszedł Zibi.
- Cześć Iwonka- ominął mnie i przytulił Ignaczakową- Jaka niespodzianka.
- Ciebie też miło widzieć. Niestety muszę już iść. Jeszcze mi dzieciaki tatę zamęczą. Trzymajcie się.
Odprowadziłam Iwone do drzwi i wróciłam do kuchni.
- Jadę jutro do Majki. Wrócę za trzy dni.
Patrzyłam na niego licząc na jakąkolwiek reakcję. Nic. Nawet nie mrugnął.
- Zostawiłam ci jedzenie w lodówce. Powinno starczyć.
Wyszedł do siebie całkowicie mnie ignorując.
- Dalej się do ciebie nie odzywa?- głos Majki nawet na odległość dodawał mi otuchy.
- Coś ty. Udaje, ze mnie nie ma.
- Co zrobić. Tak się zachowuje urażony facet. Musisz przetrzymać.
- Tak, ale ile mozna?
- Poczekaj, Misiek chce z tobą pogadać.
- Cześc ciotka! Powiesz Zibiemu, żeby wziął mi moją torbę? Jest mała. Nie zajmie wam dużo miejsca.
- Co?
- No torbę. taką zieloną.
- Czekaj, to on jedzie?
- No tak. Mówił, że będziecie razem.
- Zabije go. Powiedz Majce, że oddzwonię.
Rzuciłam telefonem i rzuciłam się do drzwi bruneta. Wpadłam nie pukając. Leżał rozwalony na łóżku w samych bokserkach.
- Możesz mi powiedzieć co ty najlepszego wyrabiasz?
Podniósł na mnie zdziwiony wzrok.
- Od kiedy jedziesz ZE MNĄ do Jastrzębia?
- I o to sie tak ciskasz?
- Tak! Przez ponad dwa miesiące się do mnie nie odzywałeś i tak dajesz mi do zrozumienia, ze gdzieś się razem wybieramy?! Ty. Ty szczeniaku!- mówiąc to rzuciłam w niego poduszką.
- Ej, bez takich. Nie gniewaj się! Zachowałem się jak głupek, ale mam coś na przeproszenie.
Podszedł do szafy i wyciągnął z niej wino.
No nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- To co, pijemy?
- Ty tak. Ja nie. Jutro jedziemy.
- Pij, pij. Ja poprowadzę.
- Dobra, ale ubierz coś na siebie.
Spojrzał na swój strój a raczej jego brak.
- Nie możeszsię oprzeć, co?
- Ty to już lepiej nic nie mów!
Usiadłam na rozkopanym Zbyszkowym łóżku. Nie wiem jak on na nim spał, ale było strasznie niewygodne. Coś mnie strasznie uwierało. Włożyła rekę pod pupę i spod siebie wyciągnęłam pewien magazyn. Spojrzałam na pierwsza stronę, z której z udawanym podnieceniem w oczach patrzyła na mnie zrobiona bruneta. Playboy.
- Zbyszek?!
- No?
Wychylił głowę zza szafy i zobaczył moje znalezisko.
- No co. Nie mogę codziennie sprowadzać panienek. Trzeba sobie jakoś radzić.
- Nie wnikam.
Usiadł koło mnie juz kompletnie ubrany.
- Pójdę po kieliszki.
- Stój. Gdzie leziesz? nie mamy, bo się stłukły. Walimy z gwinta.
- Nie boisz się, ze się czymś ode mnie zarazisz?
- Nie bardzo. Chorobami wenerycznymi na pewno nie.
Po dwóch godzinach rozmowy, różnorakich anegdotach z siatkarskiego świata i nauczeniu się wszystkich włoskich klubów na pamięć tarzałam się po łóżku ze śmiechu.
- Mam już dość. Brzuch mnie już boli.
Połozyłam sie na jego poduszce. On połozył sie obok.
- Wiesz co- nie udało mi się opanować ogromnego ziwa- Wygodne masz to łóżko.
- Możesz tu stać- powiedział próbując przybrać obojętny ton.
- Dzięki- wtuliłam się w jego rękaw i zasnęłam.

  - Budzimy się.
Otworzyłam oczy tylko po to, żeby zaraz je zamknąć.
- Nie. Idź stąd. Wypad z mojego pokoju.
- Tak właściwie to mój pokój.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam sie po pokoju. Faktycznie. Moja sypialnia to nie była.
Spojrzałam na swoją ubraną w kurtkę i buty sylwetkę.
- Kto mnie ubrał?
- Skrzaty. Wstawaj jedziemy.
Podniosłam sie i powoli powlokłam się za nim do samochodu.
W środku od razu zasnęłam.
- Daleko jeszcze?
- Jakieś 50 km. A co?
- Nic. Daleko?
- Będziesz się tak pytać?
- tak.
Po jakimś czasie i dwóch kłótniach o kierownicę, byliśmy na miejscu. Rozpakowaliśmy się w Zbyszkowym mieszkaniu i weszliśmy do Kubiaków. Maja leżała na łóżku obejmując spory już brzuch,a  Michał siedział; u jej stóp i próbował złożyć łóżeczko.
- Cześć.
- Klaudia.
Solennie uściskałam Majkę,k przywitałam się z małym i usiadłam obok niej. Przez dobry czas gadaliśmy i patrzyłyśmy jak panowie próbowali poradzić sobie z konstrukcją mebla. Wizyta nie trwała długo. Mały dawał jej w kości żegnając się poszła spać. Trochę pogadaliśmy i wróciliśmy do domu.
Wzięłam prysznic i okrywając się króciutkim szlafrokiem weszłam do kuchni. Zaopatrzyłam się w promile i weszłam do sypialni Bartmana.
- Hejo!- nie wiem czemu,ale powitanie a la teletubiś wydało mi się dopowiednie.
- Co tam?
Spojrzał na mnie znad jakiejś tam gazety o samochodach. Dopiero się zorientowałam, ze leżał już w łóżku.
- Alkoholizujemy się?
Uśmiechnął się do mnie promiennie i zrobił mi miejsce.
- Wskakuj.
Usadowiłam się w nogach i nalałam trunek.
- A co, jesli to dziecko okaże się twoje?
Przez moje pytanie o mało sie nie udusił.
- Co?
- Słyszałeś.
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Raczej nie powiem czegoś w stylu " Hej stary, to dziecko jest moje, wiesz?"
- To by było raczej idiotyczne.
- Wiem. Ale może pomartwy się o to później.
Spojrzałam na niego z dzikim uśmiechem. Niby przez przypadek odchyliłam kawałek szlafroka. Kawalątek piersi ukazał się w przerwie szlafroka. Z satysfakcją odnotowałam, ze to zauważył.
- A co chcesz robić?- spytałam zniżając głos.
Chwilę się zastanowił. Mój ulubiony błysk w jego oku. Przejechał palcem po swoich ustach. Dosłownie się w nim gotowało.
- No wiesz. Zawsze można sprawdzić czy nie masz łaskotek.
Próbowałam się bronić. Nic z tego. Łaskotki mam dosłownie wszędzie toteż nie miałam szans.
Objęłam go udami, próbując go trochę unieruchomić. Złapał moje ręce i położył nad głową, trzymając je jedną ręką. Spojrzałam na jego minę. Bardzo dobrze ją znałam.
Bezczelnie patrząc mi w oczy, drugą ręką przejechał po odsłoniętym udzie. Wiedział, że mnie to ruszyło. Zaczęłam się kręcić, byleby tylko tego nie okazać. Jedną ręką cały czas trzymał moje dłonie. Drugą, rysował kontur moich czarnych fig. Chwilami, niby przypadkiem, zahaczał o gumkę majtek, wywołując u mnie elektryzujące dreszcze. Wreszcie puścił moje ręce. Złapałam go za głowę i patrząc mu prosto w oczy, przyciągnęłam jego twarz do swojej. Wpiłam się w jego usta z zachłannością alkoholika, który po długiej przerwie dorwał się do wódki. Byłam spragniona. Spragniona bliskości. Dotyku drugiego ciała. Przygryzłam jego wargę, kiedy ściągał ze mnie kusy szlafroczek. Zerwałam z niego bokserki. Ostatnią barierę, która mogła nas jeszcze powstrzymać.

                                                     ***************
Przepraszam. Za tak długą nieobecnośc. Niestety, jestem zmęczona, wykończona, rozbiera mnie jakies choróbsko i jedyne o czym marzę to swoje ciepłe łóżeczko. Podziwiam samą siebie, za to że dałam radę to wsyztsko przepisać. Tylko słuchawki na uszach trzymają mnie przed snem, Rozdział pisnay na bardzo szybko, dlaatego jest do dupy:)
 Dla Kindurka, która przypominając mi o sobie, przypomniała mi, ze rozdział nie zostanie napisany, jeśli się go nie pisze. :*
 Wielkie dzięki, za zostawienie mi adresów do waszych blogów :) Na pewni przeczytam. Obiecuję!
Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Zmusze się, ale go napiszę!
Buziaki dla Was :*:*:*