czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 20



Stałam zdezorientowana patrząc to na Michała, to na Milenę. Chyba nie do końca doszedł do mnie sens jej słów, więc to ja przerwałam ciszę.
- Co przepraszam? Możesz powtórzyć?
Milena, która pojedynkowała się wzrokiem z Michałem, łaskawie na mnie spojrzała.
- Wybacz, ale to chyba jednak nie jest twoja sprawa.
- No chyba jednak jest- Łasko wrócił do żywych- Skąd mam mieć pewność, że jest moje? Przecież w międzyczasie pieprzyłaś się z moim przyjacielem.
- Michał,ale ja wiem, ze jest twoje! Pamiętasz jak chciałeś mieć dziecko? Założyć rodzinę? Przypomnij sobie- wzięła jego rękę i położyła na brzuchu- Widzisz kochanie to jest twój tatuś. Tatuś.
Ostatnie słowo wypowiedziała z jadem, patrząc mi prosto w oczy. Łasko tymczasem stał z ręką na jej brzuchu z miną jakby ktoś właśnie zrobił mu dobrze. Był tak rozanielony, iż myślałam, że zaraz sobie odlecą.
Stałam tak zdezorientowana i patrząc tak na Michała czułam się jak piąte koło u wozu.
Ze łzami w oczach zerwałam się z miejsca, tłukąc przy tym figurki, które stały na półce.
- No kurwa nie wierzę- krzyknęłam i wyszłam.
Nie mogłam pojąc tego, co się właśnie stało. Nie wiem co zabolało mnie bardziej, to, ze ona ma z nim dziecko, czy to,ze nijak nie zareagował tylko po prostu i bez żadnego ale przyjął to do wiadomości, wypierając chwilowo mnie.
Wybiegając z ogródka wpadłam na kogoś z taką mocą, że gdyby przybysz nie podtrzymał mnie, poleciałabym na tyłek.
Zadarłam głowę do góry i na chwilę zatonęłam w bezkresie zieleni Bartmanowych oczu.
- Hej, co się stało?!
- Nic, po prostu mnie stąd zabierz.
Nie pytając kompletnie o nic, wziął mnie pod rękę i zaprowadził do samochodu.
Zajechaliśmy pod moją nowa pracę i siedzieliśmy w ciszy.
- Dobra, a teraz grzecznie powiesz co się stało.
Opowiedziałam mu o wydarzeniach ostatniej godziny. Jego reakcja jakoś szczególnie mnie nie zadziwiła. Z chwili na chwilę zmieniał tylko wielkość wytrzeszczu jaki dostał, słysząc o przyjeździe Milenki.
- Jak to wróciła?
- Jak widać. Jestem tylko ciekawa jak to wszystko będzie wyglądało? Będziemy żyć jak w haremie? Mieszkać w jednej sypialni i wychowywać swoje dzieci?
Przecież to jest paranoja.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć w takiej sytuacji- zielonooki podał mi chusteczki i spojrzał na mnie z troską.
- A ty, co robiłeś u nas?
- Chciałem się pożegnać. Dostałem propozycję z Resovii i od przyszłego sezonu będę grał w innym klubie.
- Co? Nie rób mi tego!
Może i nasze początki nie były za dobre, jednak przyzwyczaiłam się do tego wielkoluda.
- Tylko nie mów mi, że będziesz tęsknić- rozbawiony Bartman z bananem na mordzie momentalnie poprawił mi humor.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Nie wiadomo kiedy zrobiła się 10 i Klaudia musiała iść.

Tak bardzo cieszyłam się na dzisiejszy dzień, jednak niespodziewany gość popsuł mi humor. Weszłam do kawiarni i założyłam czarny fartuch. Od razu pomyślałam o Michale, nawet się na chwilkę uśmiechnęłam. Potem przypomniałam sobie, dlaczego nie mam wielkich powodów do szczęścia.
Maciek poinstruował mnie co mam robić i zaczęłam pracę.
Dzień minął niezauważalnie, nagle zrobiła się 20 i trzeba było zamykać interes. Specjalnie zostałam dłużej i mu pomogłam. Wszystko robiłam strasznie powoli. Łączyło się to częściowo ze zmęczeniem, jednak w dużej mierze nie chciałam po prostu wracać do domu.
Tak samo było z wyjściem. Ociągałam się. Pogadałam z Maćkiem. Zapaliłam fajkę i dopiero wtedy wyszliśmy na dwór.
- Klaudia, chyba ktoś do ciebie. Niezły tak nawiasem.
Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o maskę czarnego samochodu, Bartmana z chwastem w ręku.
- No chyba tak. Do jutra.
Nie ruszyłam się. Stałam i z zaciekawieniem patrzyłam na wyszczerzonego Bartmana. To on podszedł i to on pierwszy się odezwał.
- No cześć słoneczko- schylił się i pocałował mnie w policzek.
- Cześć, co tu robisz?
Moje zmęczenie sięgało zenitu i chciałam tylko położyć się w łóżku.
- Byłem przed chwilą u ciebie i stwierdziłem, że zanim wrócisz powinnaś się napić.
- Nie, nie mam siły. Chce iść do domu.
- Pewnie tak, ale dobrze ci radzę. Jeden kieliszek wina dobrze ci zrobi. Odwiozę cie później do domu.
Zielonooki stał z miną tak słodką, ze musiałabym nie mieć serca, żeby mu odmówić.
- Dobrze. Jedziemy?
W porywie iście dżentelmeńskich manier, Bartman otworzył mi drzwi i czekał aż wsiądę.
Podjechaliśmy pod ogródek piwny. Poszłam zając miejsce, natomiast on poszedł bajerować kelnerki.
Wrócił po chwili z dwoma kielichami wódki i sokiem na popitkę.
- Mówiłeś, ze to będzie wino.
- Mówiłem, no ja różne rzeczy mówię- uśmiechnął się promiennie i podsunął mi kieliszek- Pij.
- A drugi po co? Miałeś nie pić.
- Bo to dla ciebie. Pij.
- Co ty kombinujesz?
Komu jak komu, ale Bartmanowi nie wierzyłam.
- Nie ufasz mi?
- Nie.
- To pij.
Prawie wepchnął mi ten kieliszek do buzi, więc wzięłam go i wychyliłam trunek. Gardło zaczęło mnie piec, jednak było to dobre uczucie. Zmęczenie odeszło jak ręką odjąć. Od razu poczułam się lepiej.
Przez cały czas Bartman mi się przyglądał.
- Wypij jeszcze jeden. Musimy porozmawiać.
- Oho, co narozrabiałeś?
- Przespałem się z Majką.
W momencie, kiedy to powiedział nie drgnęła mi nawet powieka.
Spojrzał na mnie zdziwiony kiedy wypijałam drugi kieliszek.
- Nie wydajesz się być zdziwiona.
- Bo nie jestem. Słyszałam wasza rozmowę w szpitalu.
- To by się zgadzało. Dlatego mnie unikasz?
- Poniekąd- rozsiadłam się wygodnie w wiklinowym fotelu, pijąc sok- Powiedz mi lepiej co u tej twojej żmijki?
Siatkarz spojrzał na mnie z politowaniem.
- Daj spokój. Wziąłem ją tylko po to, żeby nie iść sam. Normalnie bym na nią nie spojrzał.
- Aha, już to widzę.
W tym momencie zadzwonił telefon. Michał. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc wyłączyłam komórkę.
W tym czasie Bartman zawołał kelnerkę.
- To samo poproszę- uśmiechnął się do kelnerki w taki sposób, ze prawdopodobnie przeżyła lekki zawał serca. Wróciła z zamówieniem na trzęsących się jak cholera nogach.
- Chcesz mnie upić, co?
- Chciałbym, ale nie dzisiaj. Dzisiaj będę dżentelmenem.
- Dobrze dżentelmenie, powiedz mi, dlatego uciekasz do Resovii.
- Też, boję się, że to może być moje dziecko. Jak cholera boję się Michała. Wyobrażasz to sobie? Puknąłem jego dziewczynę. Przecież on mnie zabije- skrzywił się i schował głowę w dłoniach.
- Po pierwsze, Majka to nie drzwi żebyś ją pukał. I po drugie, ja mam cię tego uczyć? Zbigniew Bartman, który miał połowę populacji kobiet zapomniał o gumkach? No proszę cię. A teraz powiedz mi co się dzieje w domu?
- No jak byłem tam przed 30 minutami, to robili sobie kolacyjkę w kuchni. Niby nic, ale Łasko gdyby mógł, to zacząłby się ślinić ze szczęścia.
- Kelner- krzyknęłam- Jeszcze raz to samo.
- I, że ja cie chcę upić? - zapytał rozbawiony.
- Cicho bądź- wypiłam to co przyniosła kelnerka i zaczęłam się zbierać- Chodź tatuśku, idziemy.
Mimo sprzeciwów Bartmana zapłaciłam za siebie i zawiózł mnie do domu.
- Niech moc będzie z tobą!
- Dzięki i wiesz co, może mi nawet będzie cię brakowało!
- Wiedziałem- odparł wyraźnie zadowolony.

Zanim weszłam do domu wzięłam kilka głębokich oddechów. Otworzyłam drzwi i usłyszałam bardzo cicho włączoną muzykę. Poszłam dalej, do salonu.
Zobaczyłam Michała leżącego z Mileną na kanapie. Wokół nich stały świeczki.
No co to jest? Czyżby pomysł z haremem miał się sprawdzić?
Michał odwrócił głowę i wyszeptał moje imię.
Odwróciłam się do niego plecami i poszłam na górę.
- Czemu nie odbierasz?
Nie mogłam się skoncentrować na szukaniu piżamy, bo przerwał mi to uścisk Michała.
- Rozładował się.
- Milena zostanie na noc. Nie chcę żeby jej się coś stało.
- Super- wyrwałam się z jego uścisku i weszłam pod prysznic.
Ciepła woda nie pomogła. Dalej byłam zdenerwowana.
Michał wszedł w tym samym momencie, w którym owinęłam się ręcznikiem.
- Jesteś na na mnie zła?
Zbyłam go tylko machnięciem ręki.
- Nie miałabyś nic przeciwko gdybyśmy oddali Milenie nasze łóżko? Wiesz jest w 8 miesiącu i nie powinna spać na kanapie.
- No ja pierdole. I co może mam się od razu wyprowadzić, bo zajmuje jej miejsce?
- O co ci chodzi. Przecież nie położę jej na kanapie.
- No pewnie, ze nie. Jest Bartek?
- Nie ma. Pojechał do Gdańska.
- Świetnie, śpię dzisiaj w jego pokoju. Macie całe łóżko wolne. Bawcie się dobrze.
- Piłaś? Z kim to się teraz po melinach prowadza?
- Oj, tyle ich było.
- Może mi jeszcze powiesz, że się rżniesz po kątach?
- Jeśli dzięki temu będziesz lepiej spał.
Wyleciałam do pokoju Bartka, zostawiając Łasko oniemiałego w łazience. Po drodze minęłam Milenę, która była bardzo zadowolona. Widocznie podsłuchiwała.
Zamknęłam się w pokoju na klucz i ściągnęłam z siebie ręcznik. Stałam na środku pokoju golusieńka  Z włosów kapała mi woda. Nie miałam ochoty się ruszać. Było mi dobrze. Stałam pośrodku ciemnego pokoju i nie myślałam o niczym.
Ubrałam się i weszłam do łóżka. Długo nie poleżałam sobie w spokoju, bo Michał zaczął dobijać się do drzwi.
- Klaudia otwórz mi.
- Nie.
- Otwórz te cholerne drzwi!
- Spierdalaj.
Założyłam na uszy słuchawki i nie słyszałam już nic.

Obudziłam się o świcie. NIe było jednak na tyle wcześnie, bo towarzystwo nie spało. Bardzo dobrze słyszałam krzątaninę w kuchni i wesołą rozmowę.
Przeszłam do sypialni i ubrałam się w letnią sukienkę. Wzięłam do ręki buty i torebkę, bo nigdy nie wiadomo jak sytuacja może się rozwinąć.
Siedzieli w kuchni, on oparty z lekką nonszalancją o szafkę i ona siedziała na krześle w mojej bluzce i jadła śniadanie.
Wkurw mnie wziął niemiłosierny. Nosi czy nie nosi potomka Michała, ale od moich rzeczy wara.
- Klaudia- Michał uśmiechnął się na mój widok- Pożyczyłem Milenie twoją bluzkę. Dopiero dzisiaj pójdzie po swoje rzeczy. Nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, ze nie.
Zrobiłam wielki back do przedpokoju i założyłam balerinki.
- Już idziesz?- to, ze Michał zostawił Milenę SAMĄ w kuchni lekko zbiło mnie z tropu.
- Co?
- Pytałem czy już idziesz.
- Tak jestem praktycznie spóźniona.
Chciałam go wyminąć, ale zatarasował mi drogę.
- Jest dopiero ósma, gdzie ty idziesz?
- Po pierwsze puść mnie- wbił mi palce tak mocno, ze ramię zaczęło mi niefajnie pulsować- A po drugie, obiecałam Maćkowi, ze mu pomogę.
- Kicia- powiedział i objął moją twarz- Co się dzieję, przecież widzę, że jest coś nie tak.
Zebrałam w sobie wszystkie siły jakie posiadałam i tak bardzo chciałam mu powiedzieć o wszystkim. Otworzyłam buzię, ale nie wyszło z niej żadne słowo.
- Michałku mógłbyś mi pomóc? Do rozwiązania niedługo a ja czuje się jak słonica.
Puff... Jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki Łasko zniknął i zmaterializował się przy jej boku.
Wkurwiona do łez wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
2 godziny do otwarcia, cóż z tym czasem zrobić?
Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do jedynej sensownej osoby,która mogła mi teraz pomóc.
- Kogóż to ja słyszę, wiedziałem że zatęsknisz.
- Nie pajacuj. Nie wyszedł byś na świeże powietrze? Czekam na ciebie w parku.
- Jestem dwie ulice dalej. Zaraz będę.
Byłam jakieś 100 metrów od ławki, kiedy poczułam się słabo. Dopiero teraz poczułam jak jest gorąco. Nie mogłam złapać oddechu. Bolały mnie płuca. Nogi miałam jak z waty. Odsunęłam lekko skraj sukienki i zobaczyłam jak kropla potu spływa mi po piersi. Byłam strasznie zdenerwowana. To dlatego.
Uspokój się kobieto. Kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, doszłam do ławki. Zaczęłam głęboko oddychać. Dalej było mi gorąco. W głowie miałam jeden obraz. Michał ze swoją nowa rodziną. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Zaczęłam mieć czarne mroczki przed oczami.
Zobaczyłam Zibiego. Był niedaleko. Kiedy mnie zobaczył zaczął biec. Musiałam wyglądać okropnie, bo był nieźle przestraszony.
- Klaudia....
Było mi tak słabo, że zamknęłam oczy i osunęłam się na ławkę....

                                     *************
Bonjour! :) rozdział dodany jakimś cudem, bo jeszcze wczoraj nie był kompletnie gotowy. lenistwo mnie przeżera, jeszcze troszkę i nie będę robiła już nic;p
Droga Embouteillages :
Zaskoczyłaś mnie swoim pomysłem. Zrobić któregoś chłopca chłopcolubnym? Tego jeszcze nie grali! :) pomyślę o jakimś małym epizodziku po pijaku:*
A Was moje drogie uprzedzam, ze szczęście powoli się kończy...
Pozdrawiam Was baardzo serdecznie i pięknie dziękuje za komentarze.! :*:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz