I wanna do bad things with you!
- Musisz już iść!- potrząsnęłam głową blondyna, który otworzył oczy i spojrzał na mnie swoimi błękitnymi cudeńkami.
- A może jakieś dzień dobry?
Charakterystycznie poruszył brwiami i znalazł się nade mną. W chwili, gdy ja podziwiałam jego wyrzeźbione ciało, on znaczył językiem drogę od ucha po obojczyk. Mimowolnie jęknęłam.
Bardzo chętnie poddałabym się jego pieszczotom. Niestety, była siódma co oznaczało, ze zielonooki zaraz zwali się z łóżka.
- Nie dzisiaj.
Odepchnęłam chłopaka i założyłam na tyłek bieliznę.
- W zasadzie to powinieneś się zbierać.
- Zostawiłem ci na szafce numer- wyszeptał przy drzwiach.
Złożył na moich ustach soczystego całusa i już go nie było.
Wracając do pokoju, sprawdziłam czy Bartman przypadkiem się nie obudził.Nie chciałam po raz kolejny zbierać od niego burdy. Nie był zwolennikiem mojego nowego trybu życia, toteż nocnych kochanków starałam się odprawiać po cichu.
Byliśmy w Rzeszowie od miesiąc i od tego czasu mogłam zaliczyć z połowę miasta. Widać znalazłam nowy sposób na odreagowanie. Owszem, na początku płakałam i na długie godziny zamykałam się w łazience. Jednak po pewnym czasie kobiece potrzeby zaczęły o sobie przypominać. Sama sobie nie wystarczałam, więc ruszyłam w miasto. Raz, drugi, trzeci i dziesiąty. Byłam nowa i mogłam pozwolić sobie na tego typu zabawy.
Wróciłam do pokoju i wzięłam do ręki kartkę. Kamil. W sumie ładne imię. Schowałam papier do pudełka, w którym piętrzyła się góra różnokolorowych karteczek z numerami telefonów.
Traktowałam to jako rozrywkę. Szczególnie, ze praktycznie cały czas siedziałam sama. Pan idealny jeździł na mecze i różne mitingi ze swoimi nowymi kumplami i wiecznie go nie było.
Przeszłam do wielkiej kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Z braku laku zjadłam jabłko siedząc na blacie.
- Ktoś znowu u ciebie był- bez żadnego dzień dobry wpadł do kuchni i od razu zaczął drzeć mordę.
- Cześć, też miło cię widzieć.
- Odpowiesz mi?
- Nikogo nie było. Za dużo pornosów się naoglądałeś.
Wyraźnie zniecierpliwiony zielonooki zaczął wybijać nieznaną mi melodię o blat stołu.
- Ciebie to już chyba całkiem popierdoliło. Chyba wolałem jak całymi dniami płakałaś.
- Przykro mi, ale ty masz tu najmniej do gadania.
- Tzn?
- Przed wczoraj. Trojaczki. Kasia, Asia i Basia? Całą noc raczej w bierki nie graliście. W takiej sytuacji jesteś jedyną osobą, która może mnie pouczać.
- Zaczekaj!
Złapał mnie za rękę i kazał patrzeć w oczy. Zlekceważyłam go, ale ten pociągnął mnie w swoją stronę.
- Po prostu nie chcę żebyś tego żałowała!
- Nie wierzę! Przykład moralności się znalazł. To nie ja puknęłam dziewczynę kumpla.
Zrobiłam to! Użyłam argumentu, po którym talerze same się tłukły a wilki wyły do księżyca.
- Dziwka!
- Kutas.
Weszłam do pokoju i rzuciłam tym co miałam w ręku. Wazon rozpadł się na części.
Pół godziny później, drzwi ponownie się otworzyły i do pokoju wszedł Zbyszek.
- Wyjeżdżam, wracam wieczorem. Kocham Cię pa!
- Co?- na dźwięk ostatnich słów o mały włos nie udławiłabym się serkiem.
- Wiedziałem, ze zareagujesz. Pa!
- Dupek.
Gdzieś koło 13 poszłam do łazienki, gdzie wzięłam nieprzyzwoicie długą, bo trzy godzinną kąpiel. Umalowałam się i owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Założyłam skórzane spodnie i wyciętą bluzkę,
która eksponowała kobiece wdzięki. Dobrałam do tego buty na niebotycznym obcasie, wzięłam do ręki kurkę i torebkę i wyszłam z domu. Wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki i ruszyłam w miasto. Do tej pory zdążyłam się zorientować, gdzie są najlepsze kluby w mieście i gdzie chodzą najlepsze "towary". Po ponad godzinnej jeździe dojechałam pod klub. Cholernie pewna siebie przeszłam przez parkiet i czując na sobie męskie spojrzenia usiadłam przy barze. Ku wielkiemu niezadowoleniu barmana zamówiłam sok i odwróciłam się w stronę tańczących. Moją uwagę przykuł opalony blondyn z uśmiechem od ucha do ucha. Obłapiał łapskami tyłek koleżanki. Bardzo ładnie poprosiłam barmana o przechowanie torebki. Wstałam i wiedząc, ze się na mnie patrzy obciągnęłam na sobie koszulkę. Przepychałam się przez parkiet i będąc juz bardzo blisko celu, przypadkiem się potknęłam i wpadłam na blondyna, który momentalnie mnie złapał.
- Przepraszam!- spojrzałam w zielone oczy chłopaka- Skracałam sobie drogę do łazienki.
Lekko i jeszcze bardziej przypadkowo przejechałam kolanem po kroczu blondyna i ruszyłam do łazienki.
Nie minęła minuta a w pustym pomieszczeniu pojawił się on. Na mój widok uśmiechnął się diabolicznie i zaciągnął do kabiny. W natłoku szarpaniny i szybkiego ściągania spodni, posadziłam go na kiblu i usiadłam na nim okrakiem. Blondyn zsunął moja koszulkę i uwolniwszy piersi zaczął się nimi bawić.
- Masz gumkę?- wysapałam kiedy się ode mnie oderwał.
- O żesz kurwa.
- Spokojnie.
Wyciągnęłam ze spodni gumkę i pomogłam mu ja założyć. Chłopak pociągnął mnie na siebie.Aż jęknęłam. Nowy znajomy nie był ani delikatny, ani nie doświadczony. Ruchy jego bioder przyprawiały mnie o zawrót głowy. Ani na chwilę nie zwalniał. Wręcz przeciwnie. Łazienka wypełniała się naszymi jękami. Kiedy myślałam, ze już więcej nie wytrzymam zaczął przygryzać moją szyję, co ostatecznie doprowadziło mnie do szaleństwa.
Bardzo szybko wstałam i ubrawszy się zostawiłam mojego kochanka samego. Wzięłam torebkę od barmana i już odwracałam się do wyjścia, kiedy dopadł mnie przy barze.
- Masz długopis?
Barman podał mu to o co poprosił. Chłopak podwinął rękaw kurtki, którą przed chwilą założyłam i na ręce napisał swój numer.
- Szymon. Dzwoń jak będziesz miała czas na rundę drugą!
- Klaudia.
Posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech i wyszłam z klubu. Nogi lekko mi się trzęsły, ale doszłam do jednej z taksówek.
Weszłam do pustego domu i dopadając kanapy w salonie ściągnęłam szpilki z nóg. Rozmasowałam pulsujące stopy i włączyłam telewizor. Akurat trafiłam na nową część Zmierzchu. Leżałam kompletnie bez życia i patrzyłam się na nowe pokolenie świecących wampirów. Sama nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po 13. Przez spanie na kanapie byłam cała obolała. Z trudem wstałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i wybuchnęłam śmiechem. Blondyn zostawił po sobie pamiątkę w postaci krwistoczerwonej malinki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i po spisaniu jego numeru na kartkę, wzięłam prysznic.
Zadzwoniłam do niego po wyjściu z łazienki. Zapowiedział się na 15. Przed jego przyjściem zdążyłam jeszcze posprzątać w domu i zjeść obiad.
W drzwiach pojawił się punktualnie.
- Wiedziałem, ze zadzwonisz!- powiedział po przejściu przez próg- Dzisiaj jestem przygotowany.
Wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki paczkę prezerwatyw i szeroko się uśmiechnął.
- Myślisz, że tyle będzie ci potrzebne?
- Nigdy nic nie wiadomo.
Bez zbędnych ceregieli zaciągnęłam go do sypialni i daliśmy się ponieść emocjom.
-Chcesz coś do picia?- wysapałam siedząc pod ścianą.
- Chętnie.
Wyskoczyłam z łóżka i wróciłam z wodą. Szymon wypił łapczywie i odstawił kubek.
- To co, powtórka?
- Bardzo chętnie.
Rozłożyłam się na nim jak kotka i dałam bardzo soczystego buziaka. Chciałam prowadzić, jednak on miał inne zamiary. Przeturlał się nade mnie i spojrzał na moją szyję.
- A jednak zostawiam ślady!- wyraźnie ucieszony polizał mnie po karku.
W tym samy czasie jedną ręką pieścił moje piersi. Zjeżdżał dłonią coraz niżej i już prawie doszedł do ziemi świętej ale oczywiście musiał zadzwonić telefon. Wiedziałam kto dzwonił. Tylko na jedną osobę miałam taki beznadziejny dzwonek.
- Kurwa...
- Nie odbieraj!- wysapał mi do ucha.
- Wybacz skarbie, muszę. Halo?
_ No nareszcie. Słuchaj wracam za godzinę. Po 20 wpadną chłopaki i będziemy się alkoholizować. Możesz uzupełnić zapasy?
- Jasne. Do później.
- Złe wieści?
- Niestety. Musisz iść.
- No cóż- stanął za mną i zaczął całować mnie po karku- Masz numer, dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
Wróciłam na ziemię, kiedy drzwi zamknęły się za Szymonem. Ogarnęłam pokój i założyłam na siebie jakieś ciuchy. Spojrzałam w lustro i owinęłam szyje chustką. W ten sposób ukryłam piętno wczorajszej nocy.
Dochodziłam powoli do kasy z wózkiem załadowanym alkoholami. Przypomniałam sobie o winie i wracając z nim z wielkim impetem wpadłam na czyjś tors. Zadarłam głowę w górę i spojrzałam w twarz chłopaka.
- Przepraszam- wydukałam patrząc w jego oczy.
- Nie, to moja wina. Nic ci nie jest?
- W porządku. Dzięki.
- Piotrek Nowakowski. Jeszcze raz przepraszam.
- Klaudia Wojciechowska.
- To ty!
- Ja?
- Ty mieszkasz z Zibim. To do was dzisiaj idziemy i to o tobie gada jak nakręcony.
- Świetnie.. Poczekaj, to on jest w domu?
- No tak. Tak myślę.
Wybrałam numer bruneta.
- Haloou?
- Jesteś w domu? To zapieprzaj pod supermarket. Sama ci tego nie będę nosić. Cześć.
- Niepotrzebnie. Możemy ci z tym pomóc.
- My?
Podniosłam oczy znad telefonu. Obok Piotrka stał jeszcze jeden pan.
- Ano my. Witam ja cię. Krzysiu Ignaczak. Całuje rączki!
- Klaudia. Miło mi.
- Nie, to wreszcie mi jest miło, ze ciebie widzę.
- Czy jest ktoś, kto mnie nie zna?
- Wątpię.
Zapłaciliśmy za zakupy i czekaliśmy na Zbyszka na parkingu. Wielkim zaskoczeniem był Pitu, który miał kawał na każdy temat rozmowy. Wreszcie pojawił się piękny i opalony Zbysiu.
- Cześć panowie. To co, zapraszam do nas.
Podzieliliśmy się siatkarzy i poszliśmy do domu. Oprócz siatkarzy spotkanych w sklepie przyszedł jeszcze Grzesiu Kosok, Paul Lotman i Schops, którego bardzo polubiłam. Panowie wlewali w siebie litry alkoholu, opijając jakieś zwycięstwo. Nie pozostawałam w tyle i po dwóch godzinach zaczęłam widzieć skrzaty w rogu pokoju.
W czasie, gdy Bartman ogrywał Krzyśka w jakąś grę na X-boxie wdałam się w naprawdę miła rozmowę z Nowakowskim. Nie wiem co musiał sobie o mnie pomyśleć, bo był praktycznie trzeźwy,z a to ja śmiałam się ze wszystkiego. Inną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, były ukradkowe spojrzenia, które Zbyszek posyłał w moim kierunku.
- Dobra panowie, ja pasuje.
Pożegnałam się ze wszystkimi i zamknęłam w sypialni. Miałam kilka nieodebranych połaczeń od nowego kolegi Szymona. Ilość alkoholu i dobry humor popchnęły mnie do rozmowy z nim.
- Szymon, dasz radę być u mnie za 10 minut? Jesteś mi teraz bardzo potrzebny!
Ukradkiem wyszłam z domu stałam na dole czekając na Szymona. Stałam, wpatrując się w lampę, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął do śmietnika.
- Będziesz grzeczna?
- Nie!
Odwróciłam się do roześmianego Szymona i przyparłam go do ściany. Szybkie i namiętny pocałunku. Jeszcze szybsze macanka i Szymon stał bez spodni. Zaczęliśmy szarpać się z guzikami w moich jeansach, kiedy usłyszałam czyjeś kroki.
- Cii.
Oparłam się o ścianę i patrzyłam jak ktoś wyrzuca śmieci. Spojrzał w nasza stronę i wyszedł. Przeszedł krok i zamarł. Gwałtownie odwrócił się w naszą stronę.
- Klaudia? Co ty tu robisz? Myślałem, że śpisz.
- To twój chłopak?
- Gorzej.
- Teraz tak się bawisz? Bździsz się po śmietnikach z okolicznym menelstwem? Idziemy do domu!
- Nigdzie nie idę.
Zibi podszedł bliżej, ale Szymon zablokował mu drogę.
- Nie słyszałeś kolego? Ona tu zostaje.
- Odsuń się, albo złamię ci tą rękę.
Chwilę się szarpali, aż wreszcie Szymon dostał w ryj na tyle mocno, ze przewrócił się wpadając na kartony.
- Idziemy.
Przeszedł nad zwijającym się z bólu Szymonem i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Puść mnie, słyszysz?
Próbowałam się wyrwać. Waliłam w niego pięściami i nogami, jednak ten nie ustąpił. Dopiero, kiedy weszliśmy do domu postawił mnie w pustym salonie.
- No i po co to robisz? Prosił cię ktoś?- krzyknęłam, rzucając w niego poduszkami.
- Uspokój się.
- Nie rozkazuj mi! Nie jesteś moim ojcem!
- Może i nie, ale martwię się o ciebie! Nie chcę żebyś zmarnowała sobie życie! Martwię się o ciebie.
- To się nie martw.
- Muszę, bo nie jesteś sobą.
- A niby kim?
- Nie wiem. Założyłaś sobie maskę i udajesz, ze wszystko jest w porządku. Dziewczyno opanuj się!
- Bo co?
- Bo nie jesteś tą, w której się zakochałem!
**************
Tak właśnie kończą się maratony True Blood :) najbardziej zboczony rozdział całego bloga :)
Wróciłam! Choroba pokonana, lekcje odrobione, ale jak patrzę na zaległości na waszych blogach to aż mi wstyd. W ten piękny sposób kończymy z systematycznością i kolejne rozdziały będę dodawać chaotycznie :) jestem aż tak przewidywana, że wiedziałyście o przyszłym, uczuciu Bartmana Ze Klaudią? Cholerka. kolejny rozdział nie wiem kiedy. w piątek jedziem z Kubiakową na Berlin, więc pewnie nie będę miała czasu. Pozdrawiam was wszytskie. Buziaczki.
PS. a za chwilkę kibicujemy JW :)
sobota, 24 listopada 2012
niedziela, 11 listopada 2012
Rozdział 23
Został twój ślad
głęboko tam
twoja muzyka we mnie gra
- U mnie czy u ciebie?- słodki głos małej brunetki wyrwał mnie z zamyślenia.
Zlustrowałem ją od góry do doły, długie nogi, kształtna pupcia i ładna buzia, czyli to, czego potrzebuję.
- U mnie.
Wziąłem dziewczynę za rękę i zatrzymując się tylko po wino, poszliśmy do domu.
Drzwi były otwarte, więc pewnie Klaudia była w domu.
- Mieszkasz z kimś?
- Z koleżanką, ale ona pewnie już śpi. Idź do salonu a ja pójdę po kieliszki.
Nie przeszedłem nawet kroku, kiedy dziewczyna zaczęła krzyczeć. Pobiegłem do salonu mając same czarne myśli.
- Co jest?
Pomazała ręką za kanapę. Przeszedłem te dwa kroki i doznałem szoku. Osoba, która tam siedziała może i wyglądała jak Klaudia, ale to nie może być ona. Siedziała skulona w kącie z butelką w ręku. Była cała mokra. Łzy spływały jej po policzkach w zastraszającym tempie.
- Wiesz co- zwróciłem się do brunetki- Chyba nic z tego nie będzie.
- Jasne. Cześć.
Usiadłem obok i wyrwałem jej z ręki butelkę.
- Co jest?
Pierwszy raz od mojego przyjścia odwróciła się do mnie i spojrzała czerwonymi od płaczu oczami.
- Michał. To koniec...on...wyjechał.
I na nowo się rozpłakała. Wpadła w taki płacz, że nie mogła się uspokoić. Co chwilę krztusiła się śliną i zaczynała płakać na nowo.
Złapałem ją za ramiona i bardzo mocno potrząsnąłem.
- Klaudia! Uspokój się!
Spojrzała na mnie zszokowana i dostała czkawki.
Posadziłem ją sobie na kolanach i bardzo mocno przytuliłem. Siedzieliśmy tak bardzo długo. Wstałem dopiero wtedy,kiedy usnęła. Zaniosłem ją do swojej sypialni i przykryłem kołdrą. Dla siebie wziąłem drugą i położyłem się obok.
*
Ból. Wszechogarniający ból, który wnika w każdą część mojego ciała. To tak, jakby ktoś wbijał we mnie po jednej szpilce. Za każdym razem, kiedy próbuję odetchnąć, coś staje mi na przeszkodzie. Nie jem, nie piję. Leżę w łóżku i tępo gapię się w krwistoczerwoną ścianę. Nie odbieram telefonów, z nikim nie rozmawiam. Czuję się, jakby wyjeżdżając zabrał ze sobą jakąś moją część. Część, bez której reszta nie może funkcjonować
- Śpisz?- w drzwiach pojawiła się głowa mojego opiekuna.
Spojrzałam na niego przelotnie, kiedy wchodził do pokoju z jedzeniem.
- Trzymaj. Musisz coś jeść.
Postawił mi przed nosem talerz, który zignorowałam.
- O nie. Tak się bawić nie będziemy.
Nabił na widelec jakieś mięso i zaczął mnie nim karmić. Bez życia żułam kawałek po kawałku.
- Hej- Bartman wziął mnie za rękę i dopiero wtedy spojrzałam w jego oczy. Wcześniej twierdziłam, że można się w nich zagubić. Dzisiaj, zdawały się jakieś szare i bez wyrazu.
- Jest ostatni dzień wakacji może gdzieś pójdziemy, co? Albo nie, pójdę po Majkę, niedawno wrócili.
- Nie- krzyknęłam bardziej do siebie, bo Bartman wyleciał z domu.
Dosłownie sekundę później usłyszałam śmiech Kubiego. Nie chciałam, żeby zobaczyli mnie w takim stanie, więc zanurkowałam pod kołdrę.
- Puk. Puk. I co, gdzie jest ten pacjent? Ściemniałeś stary. Ja tu nikogo nie widzę.
- Zamknij się- usłyszałam głos Majki.
- Hej kochanie, wyjdź spod tej kołdry. Mały chce się z tobą przywitać.
Niechętnie wysunęłam głowe spod kołdry i natrafiłam na współczujący wzrok Michała i Majki.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. A jak wyglądam?
- Okropnie. Panowie wyjazd.
Zibi wyprowadził stawiającego się Kubiego, który twierdził, że może pomóc.
- To prawda?
- Z czym konkretnie?
- Sama wiesz z czym.
- Prawda- odpowiedziałam smutno i zwiesiłam głowę.
- Kurwa, niech on tu wróci to go wykastruję. Zgoda?
- Zgoda.
Przytuliłam się do jej brzucha i przez chwilę rozmawiałam z młodym.
- Dobra ciotka, nie możesz wyglądać jak fleja. Idź się myj.
Posłusznie wzięłam rzeczy i bez przekonania poszłam do łazienki. Ograniczyłam czynności do stania w strumieniu wody i wycia. Wciągnęłam na dupsko jeansy i jakąś koszulkę. Czekałam, aż moje oczy wróca do normalnego koloru. Po wyjściu stanęłam w przedpokoju i wsłuchiwałam się w bardzo ciekawą rozmowę.
- Musze wyjechac i co się z nią wtedy stanie? Przez Michała zachowuje się jak dziecko we mgle. Nic nie kojarzy i w jakikolwiek sposób nie próbuje nawet z tym walczyć. Po prostu się wyłączyła.
- Jestem jej przyjaciółką. Weźmiemy ją z Michałem do siebie. Będę miała na nią oko.
- I co potem? Cały czas będzie u was siedziała zachowując się jak ośmiolatka? Ona musi się usamodzielnić.
- I co proponujesz?
- Zadzwonić do jej mamy. Niech weźmie ją do siebie. W końcu to jej córka.
- Ale nie jej problem.
- Hej! Jak wy możecie tak mówić?- jedynie Michał stanął w mojej obronie- I co, chcecie ją tak po prostu oddać i koniec sprawy? Poszaleliście? ty, mój ciężarowcu jesteś dla niej jak siostra i powinnaś wiedzieć, że po czymś takim ją stracisz. A ty stary? Bądź co bądź z nią spałeś, więc może przejąłbyś się losem koleżanki?
Wzruszona postawą przyjaciół wzięłam torbę, założyłam buty i bardzo cicho wymknęłam się z domu.
Miałam jeden cel: dojść do któregokolwiek baru i bardzo długo z niego nie wychodzić. Poszłam za dwiema wypindrzonymi laleczkami, które stanęły przed drzwiami jednej z kamienic. Zanim weszły zostały zatrzymane przez łysego bramkarza. Chwilę pogadały, poflirtowały i weszły do środka. Nadeszła moja kolej. Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechając się pod nosem, wpuścił mnie do środka.
Zanim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, otworzyły się kolejne drzwi i poszłam za hałasem.
Weszłam do całkowicie zapełnionej sali. Praktycznie wszyscy tańczyli do jakiegoś techno. Zlokalizowałam bar i poszłam w jego kierunku.
- Setkę, proszę- nikły uśmiech do barmana, który wlepił we mnie cielęce spojrzenie.
- Hej mała- tekst, na który nóż otwiera mi się czasem w kieszeni- Bardzo bolało jak spadłaś z nieba?
- Ja pierdole....- zaklęłam pod nosem i obróciłam głowę do mojego rozmówcy.
Musiałam byc bardzo zmęczona, że się nie zaśmiałam. "Mężczyzna" ubrany był w czarny garnitur i białe trampki. Ciemne włosy postawił na żel. Mimo wszystko, urzekła mnie jego poza. Oparł się o bar z lekką nonszalancją, ale ręce trzęsły mu się jak galareta.
- Co tam u ciebie?
- Chłopcze, ile masz lat?
- Spokojnie. Jestem już pełnoletni.
- Dajże sobie spokój.
- Co ty taka niemiła koleżanko?
- Kolego, spierdalaj.
Brunet obrócił się na pięcie i ruszył w tłum.
W klubie zostałam do czasu zamknięcia. Mogło być koło 4-5. Z wielkim trudem doszłam do domu. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, w efekcie musiałam podpierać się wszystkiego co mijałam. Jeszcze większy problem miałam z otwarciem drzwi. Mimo wielu prób, nie dałam rady trafić kluczem w zamek.
Poddałam się i usiadłam pod drzwiami, cicho pukając.
Zielonooki otworzył mi drzwi z lekkim wkurwem. Weszłam na klęczkach do domu, chichocząc pod nosem.
- Gdzieś ty była?- wydarł się na dzień dobry.
- Cicho. Pobudzisz ludzi!
- Jakich ludzi? W dupie mam ludzi. Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy? Nigdzie nie mogłem cię znaleźć!
- Nie udawaj, że się martwiłeś! Ty masz w ogóle jakieś ludzkie uczucia?
- Nie przeginaj. Pomóc ci?
Cały czas patrzył, jak próbowałam rozgryźć rozwiązanie sznurówek.
- Dam radę.
Zbyszek kucnął obok, pomógł mi z butami i zaniósł mnie do sypialni.
Nie wiem, co męczy mnie bardziej, moralniak czy głowa?
Alkohol jest świetny, jak chce się o czymś zapomnieć. Jednak wszystko wraca i to ze zdwojoną siłą. Starałam się nie myśleć, ale czy to by coś dało? Oczywiście, że nie. Nie da się tak po prostu zapomnieć o kimś kto nas tak bardzo zawiódł.
Siedzę w kuchni i patrzę się tępo w płatki. Nie płaczę. Nie mam już nawet na to siły. Łzy nie chcą lecieć.
- Jak tam główka?
Brunet wparował do kuchni z jedną ze swoich toreb.
Został mu jeszcze jeden dzień. Wtedy wyjedzie a ja zostanę w kompletnym niebycie.
- Hej, słyszysz ty mnie?
Zignorowałam i jego i pytanie. Dalej gmerałam w płatkach.
- Czasem wydaje mi się, ze rozmawiam ze ścianą. Chociaż nie, ściana jest bardziej rozmowna.
Kompletna ignorancja.
- Dziewczyno, obudź się! Facet cie wybałamucił i zostawił i co z tego? Wyjdź z podniesioną głową i udowodnij, że jesteś silna.
- Ale ja już nie mam siły, nie rozumiesz? Nie dam rady tego znieść.
- Czyli co? Najlepiej zalać się w trupa i niczym się nie przejmować?
- Czemu nie. Zawsze to jakieś wyjście.
- Dość juz tego!
Widocznie zdenerwowany Zbyszek wyrwał mi z ręki płatki i wrzucił do zlewu.
- Ubieraj się, wyjeżdżamy!
- Co, ja nigdzie nie jadę.
- Dobrze, ze nie pytam się ciebie o zdanie.
Poszedł do sypialni i zaczął pakować moje rzeczy do toreb. Stałam w progu i myślałam nad abstrakcyjnością tej sytuacji.
- Myślisz, ze tak po prostu mnie stąd wywieziesz?
- Tak. Poczekaj tu, zaraz wrócę.
Wyszedł z domu z torbami, zostawiając mnie samą.
Wróciłam do kuchni. Byłam gotowa walczyć o swoje nawet siłą.
Wrócił po kilku minutach. Stanął w drzwiach i uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha.
- Jedziemy?
- Ja nigdzie nie jadę.
- Jedziesz- podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Spojrzał na mnie tak, ze na chwilę straciłam czujność. Oczywiście Zbyszek wykorzystał sytuację, przerzucił mnie sobie przez ramię i wyszedł z domu. Pomimo moich bardzo głośnych protestów, zniósł mnie na dół, gdzie czekały Kubiaki.
- Chodź tu kochanie!- na chwilę zaginęłam w uściskach Mai.
- Ciotka, wszystko będzie dobrze! Przyjedziecie do mnie na gwiazdkę- ja zawsze pocieszny Michał, wziął mnie w ramiona i długo nie wypuszczał- Dasz sobie radę, krasnalu.
Z nikłym uśmiechem wsiadłam do samochodu i patrzyłam na rozczulające pożegnanie obu panów.
Kierowca zajął swoje miejsce i ruszyliśmy w trzystu kilometrową podróż
Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. On skupiał się na drodze, a i ja nie byłam rozmowna. Myślami siedziałam w domu, razem z Michałem. Ciągle nie mogłam pogodzić się z myślą, ze to koniec. Zostawiłam miasto moich porażek, lepszych i gorszych dni.
Zaczynam nowy rozdział , nowe życie z czystą kartą.
Dojechaliśmy na jedno z rzeszowskich osiedli. Cała połamana wysiadłam i rozejrzałam się dookoła. Okolica była przepiękna. Bartman zaprowadził mnie do jednej z klatek. Potem winda i po chwili jechaliśmy windą na nasze piętro. Weszłam do przestronnego mieszkania z zabójczym widokiem.
- Witaj w domu- usłyszałam, kiedy drzwi się za nami zamknęły.
***************
Cholerka. Sama nie wiem jak przeżyłam ten tydzień. Latałam jak głupia, załatwiając sto spraw naraz a i tak nie było na nic czasu. Rozkłada mnie jakieś okropne choróbsko, więc sama się dziwię, że dałam radę cokolwiek napisać. Będąc przytłoczona ogromem spraw na chwilkę pomyślałam o zawieszeniu mojej grafomanii na jakiś czas i uporządkowaniu wszystkiego. Jednak moje plany zazwyczaj nie wypalają, więc znając życie blog funkcjonować będzie. Z innej beczki. Zbliżamy się do finiszu, ale myślę nad nowym innym projektem :)
Madame Embouteillages chylę czoło. W jednym z komentarzy stwierdziłąś, ze mogliby razem wyjechać do Rzeszowa. Myślałam nad tym chyba z tydzień a ty po prostu na to wpadłaś. Chapeau bas!
Zbyszek u Wojewódzkiego, co ty na to Caroline? ;>
Mam do was ogromną prośbę. W związku z przeniesieniem bloga, zrobił się mały bałagnik. Chciałabym, aby każda z Was która chce być informowana wpisała się do zakładki "informowani". Nie chcę Was tak ganiać, ale to jest tylko chwila, a dla mnie to wielkie ułatwienie. Z góry bardzo dziękuję.
Następny rozdział? Cholera wie. Będzie jak będzie. Musze się ogarnąć i wyleczyć, ale obiecuję, ze w przeciągu tygodnia powinnam się zmieścić. Bardzo serdecznie was caluję! ;*
Pozdrawiam :*
głęboko tam
twoja muzyka we mnie gra
- U mnie czy u ciebie?- słodki głos małej brunetki wyrwał mnie z zamyślenia.
Zlustrowałem ją od góry do doły, długie nogi, kształtna pupcia i ładna buzia, czyli to, czego potrzebuję.
- U mnie.
Wziąłem dziewczynę za rękę i zatrzymując się tylko po wino, poszliśmy do domu.
Drzwi były otwarte, więc pewnie Klaudia była w domu.
- Mieszkasz z kimś?
- Z koleżanką, ale ona pewnie już śpi. Idź do salonu a ja pójdę po kieliszki.
Nie przeszedłem nawet kroku, kiedy dziewczyna zaczęła krzyczeć. Pobiegłem do salonu mając same czarne myśli.
- Co jest?
Pomazała ręką za kanapę. Przeszedłem te dwa kroki i doznałem szoku. Osoba, która tam siedziała może i wyglądała jak Klaudia, ale to nie może być ona. Siedziała skulona w kącie z butelką w ręku. Była cała mokra. Łzy spływały jej po policzkach w zastraszającym tempie.
- Wiesz co- zwróciłem się do brunetki- Chyba nic z tego nie będzie.
- Jasne. Cześć.
Usiadłem obok i wyrwałem jej z ręki butelkę.
- Co jest?
Pierwszy raz od mojego przyjścia odwróciła się do mnie i spojrzała czerwonymi od płaczu oczami.
- Michał. To koniec...on...wyjechał.
I na nowo się rozpłakała. Wpadła w taki płacz, że nie mogła się uspokoić. Co chwilę krztusiła się śliną i zaczynała płakać na nowo.
Złapałem ją za ramiona i bardzo mocno potrząsnąłem.
- Klaudia! Uspokój się!
Spojrzała na mnie zszokowana i dostała czkawki.
Posadziłem ją sobie na kolanach i bardzo mocno przytuliłem. Siedzieliśmy tak bardzo długo. Wstałem dopiero wtedy,kiedy usnęła. Zaniosłem ją do swojej sypialni i przykryłem kołdrą. Dla siebie wziąłem drugą i położyłem się obok.
*
Ból. Wszechogarniający ból, który wnika w każdą część mojego ciała. To tak, jakby ktoś wbijał we mnie po jednej szpilce. Za każdym razem, kiedy próbuję odetchnąć, coś staje mi na przeszkodzie. Nie jem, nie piję. Leżę w łóżku i tępo gapię się w krwistoczerwoną ścianę. Nie odbieram telefonów, z nikim nie rozmawiam. Czuję się, jakby wyjeżdżając zabrał ze sobą jakąś moją część. Część, bez której reszta nie może funkcjonować
- Śpisz?- w drzwiach pojawiła się głowa mojego opiekuna.
Spojrzałam na niego przelotnie, kiedy wchodził do pokoju z jedzeniem.
- Trzymaj. Musisz coś jeść.
Postawił mi przed nosem talerz, który zignorowałam.
- O nie. Tak się bawić nie będziemy.
Nabił na widelec jakieś mięso i zaczął mnie nim karmić. Bez życia żułam kawałek po kawałku.
- Hej- Bartman wziął mnie za rękę i dopiero wtedy spojrzałam w jego oczy. Wcześniej twierdziłam, że można się w nich zagubić. Dzisiaj, zdawały się jakieś szare i bez wyrazu.
- Jest ostatni dzień wakacji może gdzieś pójdziemy, co? Albo nie, pójdę po Majkę, niedawno wrócili.
- Nie- krzyknęłam bardziej do siebie, bo Bartman wyleciał z domu.
Dosłownie sekundę później usłyszałam śmiech Kubiego. Nie chciałam, żeby zobaczyli mnie w takim stanie, więc zanurkowałam pod kołdrę.
- Puk. Puk. I co, gdzie jest ten pacjent? Ściemniałeś stary. Ja tu nikogo nie widzę.
- Zamknij się- usłyszałam głos Majki.
- Hej kochanie, wyjdź spod tej kołdry. Mały chce się z tobą przywitać.
Niechętnie wysunęłam głowe spod kołdry i natrafiłam na współczujący wzrok Michała i Majki.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. A jak wyglądam?
- Okropnie. Panowie wyjazd.
Zibi wyprowadził stawiającego się Kubiego, który twierdził, że może pomóc.
- To prawda?
- Z czym konkretnie?
- Sama wiesz z czym.
- Prawda- odpowiedziałam smutno i zwiesiłam głowę.
- Kurwa, niech on tu wróci to go wykastruję. Zgoda?
- Zgoda.
Przytuliłam się do jej brzucha i przez chwilę rozmawiałam z młodym.
- Dobra ciotka, nie możesz wyglądać jak fleja. Idź się myj.
Posłusznie wzięłam rzeczy i bez przekonania poszłam do łazienki. Ograniczyłam czynności do stania w strumieniu wody i wycia. Wciągnęłam na dupsko jeansy i jakąś koszulkę. Czekałam, aż moje oczy wróca do normalnego koloru. Po wyjściu stanęłam w przedpokoju i wsłuchiwałam się w bardzo ciekawą rozmowę.
- Musze wyjechac i co się z nią wtedy stanie? Przez Michała zachowuje się jak dziecko we mgle. Nic nie kojarzy i w jakikolwiek sposób nie próbuje nawet z tym walczyć. Po prostu się wyłączyła.
- Jestem jej przyjaciółką. Weźmiemy ją z Michałem do siebie. Będę miała na nią oko.
- I co potem? Cały czas będzie u was siedziała zachowując się jak ośmiolatka? Ona musi się usamodzielnić.
- I co proponujesz?
- Zadzwonić do jej mamy. Niech weźmie ją do siebie. W końcu to jej córka.
- Ale nie jej problem.
- Hej! Jak wy możecie tak mówić?- jedynie Michał stanął w mojej obronie- I co, chcecie ją tak po prostu oddać i koniec sprawy? Poszaleliście? ty, mój ciężarowcu jesteś dla niej jak siostra i powinnaś wiedzieć, że po czymś takim ją stracisz. A ty stary? Bądź co bądź z nią spałeś, więc może przejąłbyś się losem koleżanki?
Wzruszona postawą przyjaciół wzięłam torbę, założyłam buty i bardzo cicho wymknęłam się z domu.
Miałam jeden cel: dojść do któregokolwiek baru i bardzo długo z niego nie wychodzić. Poszłam za dwiema wypindrzonymi laleczkami, które stanęły przed drzwiami jednej z kamienic. Zanim weszły zostały zatrzymane przez łysego bramkarza. Chwilę pogadały, poflirtowały i weszły do środka. Nadeszła moja kolej. Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechając się pod nosem, wpuścił mnie do środka.
Zanim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, otworzyły się kolejne drzwi i poszłam za hałasem.
Weszłam do całkowicie zapełnionej sali. Praktycznie wszyscy tańczyli do jakiegoś techno. Zlokalizowałam bar i poszłam w jego kierunku.
- Setkę, proszę- nikły uśmiech do barmana, który wlepił we mnie cielęce spojrzenie.
- Hej mała- tekst, na który nóż otwiera mi się czasem w kieszeni- Bardzo bolało jak spadłaś z nieba?
- Ja pierdole....- zaklęłam pod nosem i obróciłam głowę do mojego rozmówcy.
Musiałam byc bardzo zmęczona, że się nie zaśmiałam. "Mężczyzna" ubrany był w czarny garnitur i białe trampki. Ciemne włosy postawił na żel. Mimo wszystko, urzekła mnie jego poza. Oparł się o bar z lekką nonszalancją, ale ręce trzęsły mu się jak galareta.
- Co tam u ciebie?
- Chłopcze, ile masz lat?
- Spokojnie. Jestem już pełnoletni.
- Dajże sobie spokój.
- Co ty taka niemiła koleżanko?
- Kolego, spierdalaj.
Brunet obrócił się na pięcie i ruszył w tłum.
W klubie zostałam do czasu zamknięcia. Mogło być koło 4-5. Z wielkim trudem doszłam do domu. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, w efekcie musiałam podpierać się wszystkiego co mijałam. Jeszcze większy problem miałam z otwarciem drzwi. Mimo wielu prób, nie dałam rady trafić kluczem w zamek.
Poddałam się i usiadłam pod drzwiami, cicho pukając.
Zielonooki otworzył mi drzwi z lekkim wkurwem. Weszłam na klęczkach do domu, chichocząc pod nosem.
- Gdzieś ty była?- wydarł się na dzień dobry.
- Cicho. Pobudzisz ludzi!
- Jakich ludzi? W dupie mam ludzi. Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy? Nigdzie nie mogłem cię znaleźć!
- Nie udawaj, że się martwiłeś! Ty masz w ogóle jakieś ludzkie uczucia?
- Nie przeginaj. Pomóc ci?
Cały czas patrzył, jak próbowałam rozgryźć rozwiązanie sznurówek.
- Dam radę.
Zbyszek kucnął obok, pomógł mi z butami i zaniósł mnie do sypialni.
Nie wiem, co męczy mnie bardziej, moralniak czy głowa?
Alkohol jest świetny, jak chce się o czymś zapomnieć. Jednak wszystko wraca i to ze zdwojoną siłą. Starałam się nie myśleć, ale czy to by coś dało? Oczywiście, że nie. Nie da się tak po prostu zapomnieć o kimś kto nas tak bardzo zawiódł.
Siedzę w kuchni i patrzę się tępo w płatki. Nie płaczę. Nie mam już nawet na to siły. Łzy nie chcą lecieć.
- Jak tam główka?
Brunet wparował do kuchni z jedną ze swoich toreb.
Został mu jeszcze jeden dzień. Wtedy wyjedzie a ja zostanę w kompletnym niebycie.
- Hej, słyszysz ty mnie?
Zignorowałam i jego i pytanie. Dalej gmerałam w płatkach.
- Czasem wydaje mi się, ze rozmawiam ze ścianą. Chociaż nie, ściana jest bardziej rozmowna.
Kompletna ignorancja.
- Dziewczyno, obudź się! Facet cie wybałamucił i zostawił i co z tego? Wyjdź z podniesioną głową i udowodnij, że jesteś silna.
- Ale ja już nie mam siły, nie rozumiesz? Nie dam rady tego znieść.
- Czyli co? Najlepiej zalać się w trupa i niczym się nie przejmować?
- Czemu nie. Zawsze to jakieś wyjście.
- Dość juz tego!
Widocznie zdenerwowany Zbyszek wyrwał mi z ręki płatki i wrzucił do zlewu.
- Ubieraj się, wyjeżdżamy!
- Co, ja nigdzie nie jadę.
- Dobrze, ze nie pytam się ciebie o zdanie.
Poszedł do sypialni i zaczął pakować moje rzeczy do toreb. Stałam w progu i myślałam nad abstrakcyjnością tej sytuacji.
- Myślisz, ze tak po prostu mnie stąd wywieziesz?
- Tak. Poczekaj tu, zaraz wrócę.
Wyszedł z domu z torbami, zostawiając mnie samą.
Wróciłam do kuchni. Byłam gotowa walczyć o swoje nawet siłą.
Wrócił po kilku minutach. Stanął w drzwiach i uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha.
- Jedziemy?
- Ja nigdzie nie jadę.
- Jedziesz- podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Spojrzał na mnie tak, ze na chwilę straciłam czujność. Oczywiście Zbyszek wykorzystał sytuację, przerzucił mnie sobie przez ramię i wyszedł z domu. Pomimo moich bardzo głośnych protestów, zniósł mnie na dół, gdzie czekały Kubiaki.
- Chodź tu kochanie!- na chwilę zaginęłam w uściskach Mai.
- Ciotka, wszystko będzie dobrze! Przyjedziecie do mnie na gwiazdkę- ja zawsze pocieszny Michał, wziął mnie w ramiona i długo nie wypuszczał- Dasz sobie radę, krasnalu.
Z nikłym uśmiechem wsiadłam do samochodu i patrzyłam na rozczulające pożegnanie obu panów.
Kierowca zajął swoje miejsce i ruszyliśmy w trzystu kilometrową podróż
Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. On skupiał się na drodze, a i ja nie byłam rozmowna. Myślami siedziałam w domu, razem z Michałem. Ciągle nie mogłam pogodzić się z myślą, ze to koniec. Zostawiłam miasto moich porażek, lepszych i gorszych dni.
Zaczynam nowy rozdział , nowe życie z czystą kartą.
Dojechaliśmy na jedno z rzeszowskich osiedli. Cała połamana wysiadłam i rozejrzałam się dookoła. Okolica była przepiękna. Bartman zaprowadził mnie do jednej z klatek. Potem winda i po chwili jechaliśmy windą na nasze piętro. Weszłam do przestronnego mieszkania z zabójczym widokiem.
- Witaj w domu- usłyszałam, kiedy drzwi się za nami zamknęły.
***************
Cholerka. Sama nie wiem jak przeżyłam ten tydzień. Latałam jak głupia, załatwiając sto spraw naraz a i tak nie było na nic czasu. Rozkłada mnie jakieś okropne choróbsko, więc sama się dziwię, że dałam radę cokolwiek napisać. Będąc przytłoczona ogromem spraw na chwilkę pomyślałam o zawieszeniu mojej grafomanii na jakiś czas i uporządkowaniu wszystkiego. Jednak moje plany zazwyczaj nie wypalają, więc znając życie blog funkcjonować będzie. Z innej beczki. Zbliżamy się do finiszu, ale myślę nad nowym innym projektem :)
Madame Embouteillages chylę czoło. W jednym z komentarzy stwierdziłąś, ze mogliby razem wyjechać do Rzeszowa. Myślałam nad tym chyba z tydzień a ty po prostu na to wpadłaś. Chapeau bas!
Zbyszek u Wojewódzkiego, co ty na to Caroline? ;>
Mam do was ogromną prośbę. W związku z przeniesieniem bloga, zrobił się mały bałagnik. Chciałabym, aby każda z Was która chce być informowana wpisała się do zakładki "informowani". Nie chcę Was tak ganiać, ale to jest tylko chwila, a dla mnie to wielkie ułatwienie. Z góry bardzo dziękuję.
Następny rozdział? Cholera wie. Będzie jak będzie. Musze się ogarnąć i wyleczyć, ale obiecuję, ze w przeciągu tygodnia powinnam się zmieścić. Bardzo serdecznie was caluję! ;*
Pozdrawiam :*
piątek, 2 listopada 2012
Rozdział 22
Zanim powiesz jej, że To był ostatni raz.
Zanim dzień spłoszy srebrnego ptaka nocy'
Rozkołysz, rozkołysz, rozkołysz jeszcze raz.
- Michał, obudź się!
Ten głos, głos którego nie powinienem słyszeć.
- Klaudia?
- Chyba ci się kochanie imiona pomyliły!
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą obok Milenę. Bardzo gwałtownie usiadłem.
- Kurwa! Co ja narobiłem?!
Wyskoczyłem z łóżka i ubrałem się w to, co znalazłem na podłodze.
- Jak wrócę ma cię tu nie być. Zrozumiano?
- Ale Michał, co z dzieckiem?
Milena spojrzała na mnie i teatralnym gestem złapała się za brzuch. Dopiero teraz zauważyłem sztuczność jej gestów. Spojrzałem na nią tak, jak Klaudia.
- Zobaczymy jak urodzisz. Na razie nie mam pewności,że jest moje. Powtarzam, jak wrócę ma cię tu nie być. Klucz zostaw pod wycieraczką. Cześć.
Wyszedłem z domu, zastanawiając się nad tym co ja najlepszego zrobiłem. Wybrałem jej numer- "Abonent chwilowo nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie." I tak całe 5 razy.
*
Gapiłam się na zdjęcie, które było kolejnym przykładem mojej głupoty. Który facet wybrałby dziewczynę zamiast dziecka? Idiotka. Pusta kretynka, która chcąc być szczęśliwa straciła do reszty rozum.
Nie mogąc dłużej patrzeć na wyszczerzoną byłą Michała, rzuciłam telefonem, który przy spotkaniu z krwistoczerwoną ścianą sypialni rozłożył się na części pierwsze.
- Łoho! Spokojnie kochanie. Czymże ci zawinił ten biedny telefon?
Wyraźnie zadowolony zielonooki wszedł do pokoju bez koszulki, za to z dwoma parującymi kubkami.
- Kawa?
- Nie. Lekarstwo.
- To jest nie fair. Ty masz kawę,a ja nie jestem już chora.
- Pij!
- Jesteś okropny, wiesz?
- Słyszałem. Pij to.
Powąchałam napój. Zapach przekombinowanej cytryny zakręcił mnie w nosie.
- Muszę?- błagalnie spojrzałam na siatkarza.
- Musisz. Inaczej nie dostaniesz obiadu.
- Dobrze tato.
Wypiłam to cholerstwo i odstawiłam kubek. W międzyczasie wpadłam na szatański plan.
- Co będziemy dzisiaj robić?
Mówiąc to, patrzyłam prosto w jego zielone oczy i rozpinałam koszulę. Materiał opadł, a ja zostałam w samej bieliźnie.
- Yy. Mogę wiedzieć co robisz?
Biedny, był tak zdezorientowany, że nie mógł oderwać oczu od mojego biustu.
- Hej- musiałam kilka razy klasnąć, żeby wrócił na Ziemię- Żartowałam. Idę się myć.
Śmiejąc się pod nosem weszłam do łazienki.
Wzięłam stanowczo za długi prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Postanowiłam sprawdzić, jakich rzeczy używa nasz piękniś. Otworzyłam jedną z szafek i lekko mówiąc, ścięło mnie. Ilość kosmetyków jaką posiadał Bartman była przytłaczająca. Kosmetyków i nie tylko. Wyciągając jeden z kremów nawinęłam się na stos prezerwatyw i różnorakich żelów marki D. Zapukał do drzwi a ja, jako etatowa niezdara, zrzuciłam stosik gumek z półki.
- Co jest?- krzyknęłam upychając wszystko do szafki,
- Mogę wejść?
- Moment.
Czerwona jak burak, usiadłam na kibelku i poprawiłam ręcznik.
- Właź.
Niepewnie otworzył drzwi i wlazł do środka. Widząc mnie, morda ucieszyła mu się jeszcze bardziej.
- Co ty taka czerwona? Ups. Przeszkodziłem w czymś?
Spojrzałam na niego z głupkowatą miną, próbując dojść, co też on sobie wymyślił. W tym czasie Bartman tak bardzo trząsł się ze śmiechu, ze o mało co nie wybił sobie szczoteczką swoich pięknych ząbków.
- Głupi jesteś!
Wyszłam z łazienki, ciesząc się, że myszkowanie uszło mi na sucho.
- Klaudia!
- No?
Wróciłam do łazienki, gdzie Zbyszek stał na środku łazienki z prezerwatywą w ręku.
- Kochanie, jak chciałaś pożyczyć to wystarczyło ładnie poprosić.
- Wal się.
Zostawiłam usatysfakcjonowanego Bartmana w łazience i poszłam się ubrać we wczorajszą sukienkę.
Kiedy wróciłam do kuchni, gospodarz robił obiad.
- To ty i gotować potrafisz?
- Zdarza się. Nie mów mi teraz, ze nie jestem bardziej pociągający.
- Marzy ci się.
Rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Stój i mieszaj mięso. Pójdę otworzyć.
Wzięłam do ręki łyżkę i posłusznie zaczęłam maltretować mięso.
- Do ciebie.
Odwróciłam się i zamarłam. W kuchni stał Michał.
- Cześć- zaczął niepewnie.
- Hej.
- Milena się wyprowadza.
- Więc?
- Możesz wrócić.
- Mogę, ale nie chcę.
- Klaudia. Wróć do domu. Kocham cię.
- Wczoraj nie byłeś taki pewny.
- Wczoraj gadałem głupoty.
- A zdjęcie?
- Co?
- Dostałam od ciebie zdjęcie. Ty i Milena leżycie razem w łóżku.
- Klaudia...
- Posłuchaj mnie, jeśli nie chcesz, żeby zawartość tego garnka wylądowała na twojej twarzy to stąd kurwa wyjdź.
Odwróciłam się i nie ruszyła dopóki nie wyszedł.
- Ja cię jednak nie rozumiem- powiedział zielonooki wchodząc do kuchni- Kochasz go, więc po co ta szopka?
- Biorę go na przetrzymanie.
Stanął za mną i biorąc moją rękę, w której trzymałam łyżkę, zaczął mieszać obiad.
- Zuch dziewczynka- mówiąc to, uszczypnął mnie w pośladek.
-Bartman!
Odwróciłam się i zobaczyłam jak spieprza do sypialni.
- No nie mów, że tego nie lubisz.
- Przysięgam ci, nie dożyjesz jutra!
*
Mijałem kolejne osoby, ale nie widziałem ich twarzy. Chciałem być w domu i się upić. Tylko tego w tej chwili potrzebowałem. Wszedłem na osiedlę i zobaczyłem, ze światła w domu są zapalone. A to oznacza, ze albo chłopcy wrócili, albo... Milena.
Wbiegłem do domu i znalazłem ją leżącą na schodach w kałuży.
- Co jest?
- Rodzę!
- O kurwa!
*
- Przepraszam, że nas nie było, ale jesteśmy u rodziców Michała.
- Nic się nie stało. Już mi lepiej.
- Czeeść Klaudia!- usłyszałam w słuchawce melodyjny głos Michała.
- Cześć Misiek.
- Wpadniemy jutro. Nie martw się o nas.
- Trzymajcie się.
- Pa.
Weszłam do salonu niezauważona. Z resztą nie było to trudne. Bartman rozłożył się na kanapie z popcornem i oglądał "Władcę Pierścienia" na fulla.
- Idziesz gdzieś?
- Tak, po rzeczy. Nie będę chodziła w jednej sukience.
- Jest po dwudziestej. Mam cię podrzucić?
- Nie. Przejdę się, ale dzięki.
Weszłam do pustego domu. Miejsca, w którym miałam być na zawsze a zostałam na chwilę..
W drodze do sypialni nie zapaliłam ani jednego światła. Sunęłam ciemnymi korytarzami napawając się ciszą.
Doszłam do sypialni i otworzyłam szafę. Po omacku znalazłam torbę i zaczęłam wyciągać swoje rzeczy.
- Wybierasz się gdzieś?
O mało nie dostałam zawału.
Odwróciłam się i z trudem zauważyłam Michała siedzącego na fotelu.
- A jak myślisz? Nie sądzisz chyba, że tu zostanę, co?
- Tak właśnie myślę.
Podszedł do mnie i objął moją twarz. Myślałam, ze serce wyskoczy mi z piersi. Zamknęłam oczy. i ze zniecierpliwieniem czekałam na to, co się wydarzy.
- Nie puszczę cię bez pożegnania.
Mówiąc to, całował każdą część mojej twarzy. Oczy, nos, policzki, usta. Wreszcie doszedł do ust. Delikatny, początkowo, pocałunek zmienił się w coś szalonego i nieokiełznanego. Zrzuciliśmy rzeczy z szafki, na którą posadził mnie Michał.
Chwilę później, siedziałam na tej samej szafce i łapczywie łapałam powietrze. Byłam wyczerpana.
- To było...
- Wiem.
- Milena urodziła chłopca.
- Gratuluję.
- Dzięki.
Słyszałam jak zmęczony, z trudem mówił cokolwiek.
Wstałam, podciągnęłam majtki i zapaliłam światło.
- Muszę iść.
- Wiem- powiedział smutny.
Spakowałam resztę rzeczy i zadzwoniłam po Zbyszka.
Pięć minut później siedziałam w jego samochodzie.
- Co wyście tam robili?
- Czemu?
- Bo wyglądasz jak Starówka po bombardowaniu.
- Bardzo śmieszne. Patrz lepiej na siebie.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
- Chodź spać. Walizki przyniosę jutro.
Weszłam do sypialni, w której łózko było rozłożone. Pokój wypełnił zapach świeżej pościeli.
- Zbyszek- zaczęłam patrząc w jego zielone oczy.
- Spokojnie. Ja śpię w salonie.
Wyszedł a ja całkowicie wyczerpana padłam na łóżko.
Dwa tygodnie później..
Ostatni tydzień wakacji. Każdy korzysta jak może. Kubiaki wyjechały nad morze, ciesząc się ostatnimi chwilami tylko we dwoje. A Michał? Oficjalnie nie jesteśmy już razem. A nieoficjalnie ciągle ze sobą sypiamy. Wpadliśmy w ten dziwny wir,z którego żadne z nas nie chce wyjść. Ja go kocham on mnie też, ale czekamy na odpowiedni moment, żeby do siebie wrócić. Dziecko, słodki chłopczyk imieniem Miłosz okazał się pierworodnym Michała. Siedzą teraz we dwoje i babrają się w kupkach. Nawet Zbyszek korzysta jak może. Wnieśliśmy do pokoju łóżko i teraz co nos sprowadza inną "narzeczoną". Albo dwie. Przez te dwa tygodnie przewinęło się ich tyle, że zapamiętanie wszystkich imion byłoby masochizmem.
Dla ułatwienia wszystkie nazywam Kasią. Jedna część jest wielce oburzona. Natomiast druga nie reaguje, patrząc maślanym wzrokiem na swojego boga.
Wyszłam właśnie z pracy zostawiając Maćka samego z pijanymi fanami Manchesteru United.
- Zawieźć panią gdzieś?
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Michała.
- Chętnie.
Podjechaliśmy pod najbliższe garaże. Szybki, ale namiętny seks. Długa rozmowa o wszystkim i buziak na dobranoc.
- Kocham cię- powiedział, odprowadzając mnie pod klatkę.
- Wiem- spojrzałam w jego smutne i zmęczone oczy.
- Jeszcze trochę i ogarnę wszystkie sprawy.
- Wiem. Dobranoc.
Weszłam na klatkę, gdzie przywitały mnie dzikie odgłosy i bardzo dużo krzyku. Przez kolejne pietra jak mantrę powtarzałam " Błagam tylko nie dzisiaj, błagam tylko nie dzisiaj." Przekroczyłam próg mieszkania i zostałam wręcz ogłuszona. Nowa narzeczona Bartmana miała bardzo wysoki i piskliwy głos.
Już drugą godzinę wysłuchiwałam dowodów super wyczynów Zibiego.
Gdzieś koło drugiej nad ranem przestali, a ja wreszcie mogłam zasnąć.
Obudziły mnie... krzyki. Wkurwiona wstałam i bez pukania weszłam do sypialni Zbyszka. Powitał mnie widok jego gołego dupska.
- Ludzie! Rozumiem poranny seks, porannym seksem, ale dajcie się wyspać.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Nie poszłam już spać. I tak bym nie zasnęła.
Zrobiłam sobie kawę i zostałam w kuchni.
Po pół godzinie, drzwi sypialni się otworzyły i smok wyszedł ze swoją blond owieczką.
- Cześć, Pamela jestem!
- Klaudia.
- Miło było cię poznać. Do zobaczenia kochanie.
Dziewczyna wyszła z domu.
- Nie odprowadzisz koleżanki?
- Sama trafi do wyjścia.
- Po takim tournee to powinieneś postawić jej obiad.
Wyszedł nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Przez kilka kolejnych dni nie dostałam ani jednej wiadomości od Michała. Powoli zaczynałam się tym martwić.
Siedziałam przed telewizorem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Do salonu wszedł Michał. Miał minę zbitego psa. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
- Musimy pogadać.
Ton jego głosu wywołał na moim ciele drgawki.
- Coś się stało? Coś z małym?
- Nie. Z Miłoszem wszystko w porządku. Chodzi o nas. Wyjeżdżamy z Mileną i małym do Włoch. To koniec. Wiem, że sobie poradzisz.
I tak po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą.
Osunęłam sie na ziemię. Nie mogłam oddychać. Czułam się jakby ktoś wyciął mi płuca i zaszył mnie kompletnie pustą. Zaczęłam płakać....
***********
Taa :) Definitywny koniec ze sronetem. to co się tam wyprawiało jest nie do opisania. Może i piszę się to wsztsko szybciej, ale weny nie ma i nie wiem czy wróci. W kolejnym tygodniu macie ode mnie spokój. Musiałam dodać go dzisiaj, bo w nast. tygodniu będę zajebana, wybaczcie, ilością prac sprawdzianów i innych tego typu rzeczy. Podobno nauczyciele to ludzie, ale nie jestem do tego tak bardzo przekonana.
Trzymajcie sie moje kochane, a za liczne uznania pięknie dziękuję :* trzymajcie się ;*
Zanim dzień spłoszy srebrnego ptaka nocy'
Rozkołysz, rozkołysz, rozkołysz jeszcze raz.
- Michał, obudź się!
Ten głos, głos którego nie powinienem słyszeć.
- Klaudia?
- Chyba ci się kochanie imiona pomyliły!
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą obok Milenę. Bardzo gwałtownie usiadłem.
- Kurwa! Co ja narobiłem?!
Wyskoczyłem z łóżka i ubrałem się w to, co znalazłem na podłodze.
- Jak wrócę ma cię tu nie być. Zrozumiano?
- Ale Michał, co z dzieckiem?
Milena spojrzała na mnie i teatralnym gestem złapała się za brzuch. Dopiero teraz zauważyłem sztuczność jej gestów. Spojrzałem na nią tak, jak Klaudia.
- Zobaczymy jak urodzisz. Na razie nie mam pewności,że jest moje. Powtarzam, jak wrócę ma cię tu nie być. Klucz zostaw pod wycieraczką. Cześć.
Wyszedłem z domu, zastanawiając się nad tym co ja najlepszego zrobiłem. Wybrałem jej numer- "Abonent chwilowo nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie." I tak całe 5 razy.
*
Gapiłam się na zdjęcie, które było kolejnym przykładem mojej głupoty. Który facet wybrałby dziewczynę zamiast dziecka? Idiotka. Pusta kretynka, która chcąc być szczęśliwa straciła do reszty rozum.
Nie mogąc dłużej patrzeć na wyszczerzoną byłą Michała, rzuciłam telefonem, który przy spotkaniu z krwistoczerwoną ścianą sypialni rozłożył się na części pierwsze.
- Łoho! Spokojnie kochanie. Czymże ci zawinił ten biedny telefon?
Wyraźnie zadowolony zielonooki wszedł do pokoju bez koszulki, za to z dwoma parującymi kubkami.
- Kawa?
- Nie. Lekarstwo.
- To jest nie fair. Ty masz kawę,a ja nie jestem już chora.
- Pij!
- Jesteś okropny, wiesz?
- Słyszałem. Pij to.
Powąchałam napój. Zapach przekombinowanej cytryny zakręcił mnie w nosie.
- Muszę?- błagalnie spojrzałam na siatkarza.
- Musisz. Inaczej nie dostaniesz obiadu.
- Dobrze tato.
Wypiłam to cholerstwo i odstawiłam kubek. W międzyczasie wpadłam na szatański plan.
- Co będziemy dzisiaj robić?
Mówiąc to, patrzyłam prosto w jego zielone oczy i rozpinałam koszulę. Materiał opadł, a ja zostałam w samej bieliźnie.
- Yy. Mogę wiedzieć co robisz?
Biedny, był tak zdezorientowany, że nie mógł oderwać oczu od mojego biustu.
- Hej- musiałam kilka razy klasnąć, żeby wrócił na Ziemię- Żartowałam. Idę się myć.
Śmiejąc się pod nosem weszłam do łazienki.
Wzięłam stanowczo za długi prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Postanowiłam sprawdzić, jakich rzeczy używa nasz piękniś. Otworzyłam jedną z szafek i lekko mówiąc, ścięło mnie. Ilość kosmetyków jaką posiadał Bartman była przytłaczająca. Kosmetyków i nie tylko. Wyciągając jeden z kremów nawinęłam się na stos prezerwatyw i różnorakich żelów marki D. Zapukał do drzwi a ja, jako etatowa niezdara, zrzuciłam stosik gumek z półki.
- Co jest?- krzyknęłam upychając wszystko do szafki,
- Mogę wejść?
- Moment.
Czerwona jak burak, usiadłam na kibelku i poprawiłam ręcznik.
- Właź.
Niepewnie otworzył drzwi i wlazł do środka. Widząc mnie, morda ucieszyła mu się jeszcze bardziej.
- Co ty taka czerwona? Ups. Przeszkodziłem w czymś?
Spojrzałam na niego z głupkowatą miną, próbując dojść, co też on sobie wymyślił. W tym czasie Bartman tak bardzo trząsł się ze śmiechu, ze o mało co nie wybił sobie szczoteczką swoich pięknych ząbków.
- Głupi jesteś!
Wyszłam z łazienki, ciesząc się, że myszkowanie uszło mi na sucho.
- Klaudia!
- No?
Wróciłam do łazienki, gdzie Zbyszek stał na środku łazienki z prezerwatywą w ręku.
- Kochanie, jak chciałaś pożyczyć to wystarczyło ładnie poprosić.
- Wal się.
Zostawiłam usatysfakcjonowanego Bartmana w łazience i poszłam się ubrać we wczorajszą sukienkę.
Kiedy wróciłam do kuchni, gospodarz robił obiad.
- To ty i gotować potrafisz?
- Zdarza się. Nie mów mi teraz, ze nie jestem bardziej pociągający.
- Marzy ci się.
Rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Stój i mieszaj mięso. Pójdę otworzyć.
Wzięłam do ręki łyżkę i posłusznie zaczęłam maltretować mięso.
- Do ciebie.
Odwróciłam się i zamarłam. W kuchni stał Michał.
- Cześć- zaczął niepewnie.
- Hej.
- Milena się wyprowadza.
- Więc?
- Możesz wrócić.
- Mogę, ale nie chcę.
- Klaudia. Wróć do domu. Kocham cię.
- Wczoraj nie byłeś taki pewny.
- Wczoraj gadałem głupoty.
- A zdjęcie?
- Co?
- Dostałam od ciebie zdjęcie. Ty i Milena leżycie razem w łóżku.
- Klaudia...
- Posłuchaj mnie, jeśli nie chcesz, żeby zawartość tego garnka wylądowała na twojej twarzy to stąd kurwa wyjdź.
Odwróciłam się i nie ruszyła dopóki nie wyszedł.
- Ja cię jednak nie rozumiem- powiedział zielonooki wchodząc do kuchni- Kochasz go, więc po co ta szopka?
- Biorę go na przetrzymanie.
Stanął za mną i biorąc moją rękę, w której trzymałam łyżkę, zaczął mieszać obiad.
- Zuch dziewczynka- mówiąc to, uszczypnął mnie w pośladek.
-Bartman!
Odwróciłam się i zobaczyłam jak spieprza do sypialni.
- No nie mów, że tego nie lubisz.
- Przysięgam ci, nie dożyjesz jutra!
*
Mijałem kolejne osoby, ale nie widziałem ich twarzy. Chciałem być w domu i się upić. Tylko tego w tej chwili potrzebowałem. Wszedłem na osiedlę i zobaczyłem, ze światła w domu są zapalone. A to oznacza, ze albo chłopcy wrócili, albo... Milena.
Wbiegłem do domu i znalazłem ją leżącą na schodach w kałuży.
- Co jest?
- Rodzę!
- O kurwa!
*
- Przepraszam, że nas nie było, ale jesteśmy u rodziców Michała.
- Nic się nie stało. Już mi lepiej.
- Czeeść Klaudia!- usłyszałam w słuchawce melodyjny głos Michała.
- Cześć Misiek.
- Wpadniemy jutro. Nie martw się o nas.
- Trzymajcie się.
- Pa.
Weszłam do salonu niezauważona. Z resztą nie było to trudne. Bartman rozłożył się na kanapie z popcornem i oglądał "Władcę Pierścienia" na fulla.
- Idziesz gdzieś?
- Tak, po rzeczy. Nie będę chodziła w jednej sukience.
- Jest po dwudziestej. Mam cię podrzucić?
- Nie. Przejdę się, ale dzięki.
Weszłam do pustego domu. Miejsca, w którym miałam być na zawsze a zostałam na chwilę..
W drodze do sypialni nie zapaliłam ani jednego światła. Sunęłam ciemnymi korytarzami napawając się ciszą.
Doszłam do sypialni i otworzyłam szafę. Po omacku znalazłam torbę i zaczęłam wyciągać swoje rzeczy.
- Wybierasz się gdzieś?
O mało nie dostałam zawału.
Odwróciłam się i z trudem zauważyłam Michała siedzącego na fotelu.
- A jak myślisz? Nie sądzisz chyba, że tu zostanę, co?
- Tak właśnie myślę.
Podszedł do mnie i objął moją twarz. Myślałam, ze serce wyskoczy mi z piersi. Zamknęłam oczy. i ze zniecierpliwieniem czekałam na to, co się wydarzy.
- Nie puszczę cię bez pożegnania.
Mówiąc to, całował każdą część mojej twarzy. Oczy, nos, policzki, usta. Wreszcie doszedł do ust. Delikatny, początkowo, pocałunek zmienił się w coś szalonego i nieokiełznanego. Zrzuciliśmy rzeczy z szafki, na którą posadził mnie Michał.
Chwilę później, siedziałam na tej samej szafce i łapczywie łapałam powietrze. Byłam wyczerpana.
- To było...
- Wiem.
- Milena urodziła chłopca.
- Gratuluję.
- Dzięki.
Słyszałam jak zmęczony, z trudem mówił cokolwiek.
Wstałam, podciągnęłam majtki i zapaliłam światło.
- Muszę iść.
- Wiem- powiedział smutny.
Spakowałam resztę rzeczy i zadzwoniłam po Zbyszka.
Pięć minut później siedziałam w jego samochodzie.
- Co wyście tam robili?
- Czemu?
- Bo wyglądasz jak Starówka po bombardowaniu.
- Bardzo śmieszne. Patrz lepiej na siebie.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
- Chodź spać. Walizki przyniosę jutro.
Weszłam do sypialni, w której łózko było rozłożone. Pokój wypełnił zapach świeżej pościeli.
- Zbyszek- zaczęłam patrząc w jego zielone oczy.
- Spokojnie. Ja śpię w salonie.
Wyszedł a ja całkowicie wyczerpana padłam na łóżko.
Dwa tygodnie później..
Ostatni tydzień wakacji. Każdy korzysta jak może. Kubiaki wyjechały nad morze, ciesząc się ostatnimi chwilami tylko we dwoje. A Michał? Oficjalnie nie jesteśmy już razem. A nieoficjalnie ciągle ze sobą sypiamy. Wpadliśmy w ten dziwny wir,z którego żadne z nas nie chce wyjść. Ja go kocham on mnie też, ale czekamy na odpowiedni moment, żeby do siebie wrócić. Dziecko, słodki chłopczyk imieniem Miłosz okazał się pierworodnym Michała. Siedzą teraz we dwoje i babrają się w kupkach. Nawet Zbyszek korzysta jak może. Wnieśliśmy do pokoju łóżko i teraz co nos sprowadza inną "narzeczoną". Albo dwie. Przez te dwa tygodnie przewinęło się ich tyle, że zapamiętanie wszystkich imion byłoby masochizmem.
Dla ułatwienia wszystkie nazywam Kasią. Jedna część jest wielce oburzona. Natomiast druga nie reaguje, patrząc maślanym wzrokiem na swojego boga.
Wyszłam właśnie z pracy zostawiając Maćka samego z pijanymi fanami Manchesteru United.
- Zawieźć panią gdzieś?
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Michała.
- Chętnie.
Podjechaliśmy pod najbliższe garaże. Szybki, ale namiętny seks. Długa rozmowa o wszystkim i buziak na dobranoc.
- Kocham cię- powiedział, odprowadzając mnie pod klatkę.
- Wiem- spojrzałam w jego smutne i zmęczone oczy.
- Jeszcze trochę i ogarnę wszystkie sprawy.
- Wiem. Dobranoc.
Weszłam na klatkę, gdzie przywitały mnie dzikie odgłosy i bardzo dużo krzyku. Przez kolejne pietra jak mantrę powtarzałam " Błagam tylko nie dzisiaj, błagam tylko nie dzisiaj." Przekroczyłam próg mieszkania i zostałam wręcz ogłuszona. Nowa narzeczona Bartmana miała bardzo wysoki i piskliwy głos.
Już drugą godzinę wysłuchiwałam dowodów super wyczynów Zibiego.
Gdzieś koło drugiej nad ranem przestali, a ja wreszcie mogłam zasnąć.
Obudziły mnie... krzyki. Wkurwiona wstałam i bez pukania weszłam do sypialni Zbyszka. Powitał mnie widok jego gołego dupska.
- Ludzie! Rozumiem poranny seks, porannym seksem, ale dajcie się wyspać.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Nie poszłam już spać. I tak bym nie zasnęła.
Zrobiłam sobie kawę i zostałam w kuchni.
Po pół godzinie, drzwi sypialni się otworzyły i smok wyszedł ze swoją blond owieczką.
- Cześć, Pamela jestem!
- Klaudia.
- Miło było cię poznać. Do zobaczenia kochanie.
Dziewczyna wyszła z domu.
- Nie odprowadzisz koleżanki?
- Sama trafi do wyjścia.
- Po takim tournee to powinieneś postawić jej obiad.
Wyszedł nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Przez kilka kolejnych dni nie dostałam ani jednej wiadomości od Michała. Powoli zaczynałam się tym martwić.
Siedziałam przed telewizorem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Do salonu wszedł Michał. Miał minę zbitego psa. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
- Musimy pogadać.
Ton jego głosu wywołał na moim ciele drgawki.
- Coś się stało? Coś z małym?
- Nie. Z Miłoszem wszystko w porządku. Chodzi o nas. Wyjeżdżamy z Mileną i małym do Włoch. To koniec. Wiem, że sobie poradzisz.
I tak po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą.
Osunęłam sie na ziemię. Nie mogłam oddychać. Czułam się jakby ktoś wyciął mi płuca i zaszył mnie kompletnie pustą. Zaczęłam płakać....
***********
Taa :) Definitywny koniec ze sronetem. to co się tam wyprawiało jest nie do opisania. Może i piszę się to wsztsko szybciej, ale weny nie ma i nie wiem czy wróci. W kolejnym tygodniu macie ode mnie spokój. Musiałam dodać go dzisiaj, bo w nast. tygodniu będę zajebana, wybaczcie, ilością prac sprawdzianów i innych tego typu rzeczy. Podobno nauczyciele to ludzie, ale nie jestem do tego tak bardzo przekonana.
Trzymajcie sie moje kochane, a za liczne uznania pięknie dziękuję :* trzymajcie się ;*
czwartek, 1 listopada 2012
Rozdział 21
Byłem w drodze do parku, kiedy zadzwonił Łasko.
- Cześć stary, nie wiesz gdzie jest Klaudia?
- Wiem, właśnie idę się z nią spotkać.
- ...
- Jesteś tam?
- Tak, może wyjdziemy gdzieś później?
- Czemu nie. Zadzwonię. Cześć.
Rozłączyłem się i przy okazji poprawiłem włosy patrząc na wystawę sklepową. Wszedłem do parku i zobaczyłem ją. Coś musiało być nie tak, bo wyglądała nieciekawie. Nagle, sam nie wiem kiedy, osunęła się na ławkę. Ruszyłem biegiem. Dopadłem ławki i wziąłem ją na ręce. Była rozpalona. Na policzkach wykwitły jej czerwone rumieńce. Bardzo ciężko oddychała.
- Klaudia, otwórz oczy- byłem tak przerażony, ze nie wiedziałem co robić. Lekko nią potrząsnąłem i zaczęła otwierać oczy.
- Z..byszek..
- Nic nie mów. Zabieram cię do domu.
Nie miałem daleko. Trzymałem ją i czułem się jakbym miał na rękach najcenniejszą osobę świata. Jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem. Majaczyła coś, ale nie zwracałem na to uwagi. Powoli weszliśmy do domu i skierowałem się do sypialni. Położyłem ją na łóżku i przebrałem w jedną z moich koszulek.
Zasłoniłem okna i zostawiłem ją w zaciemnionym pokoju.
Chodząc po przedpokoju zastanawiałam się co robić. Musiałem pójść do jedynej osoby,która nie chciała mnie widzieć, a która jest mi potrzebna.
Wyszedłem na klatkę i przeszedłem te kilka kroków dzielących nasze mieszkanie.
Zapukałem. Słyszałem jak ktoś dopada drzwi. Zanim dostrzegłem jej twarz, na pierwszy plan wyszedł ogromny już brzuszek. Miejsce, w którym może być moje dziecko.
- Czego chcesz?- warknęła. Może i tego nie chciała, ale warknęła.
Mimo poważnej sytuacji, szalenie mnie to rozbawiło.
- Ale ci się przytyło. Za dużo tortu?
Mord. Tylko tyle dało się wyczytać z jej oczu.
Nie odpowiedziała, tylko trzasnęła mnie w łeb.
- Dobra bez żartów. Mam problem, ale żeby mi pomóc musisz do mnie wejść.
- Chyba jednak musisz znaleźć kogoś innego. Nigdzie nie idę.
- Chodzi o Klaudię. Chyba jest chora.
Zamknęła drzwi i poszła do mojego mieszkania. Bez problemu znalazła sypialnię.
- Kurwa, co ty jej zrobiłeś?- szepnęła.
- Właśnie o to chodzi, ze nic.
Przez chwilę stała i zastanawiała się co zrobić.
- Przynieś szklankę wody i termometr.
Bez gadania zrobiłem to, o co mnie poprosiła.
Wróciłem, kiedy ona budziła Klaudię.
- Hej kochanie, usiądź. Dam ci wody.
Klaudia próbowała się podnieść, ale ni szło jej to za dobrze, więc podniosłem ją. Wzięła szklankę i łapczywie wypiła wodę. Maja podniosła jej koszulkę i włożyła termometr. Ułożyliśmy ją pod kołdrę i wyszliśmy do kuchni.
- CO jest grane? Ostatnim razem skakaliście sobie do gardeł a teraz? Zbyszek co jest?
Opowiedziałem jej o Michale, Milenie i wydarzeniach ostatnich dni.
- Dlaczego ja się zawsze muszę dowiadywać ostatnia?
- Nie chciała cię denerwować. Jesteś w ciąży. Nie chciała zaszkodzić mój.. ekhem. dzidziusiowi.
- Dasz mi telefon? Nie wzięłam swojego.
Nie domyślając się tego, co też wymyśliła w swojej blond główce dałem jej telefon. Kiedy ona czegoś w nim szukała, ja usiadłem i patrzyłem co robi.
- Michał? - ton jej głosu zmienił się diametralnie. Przypominał teraz szczekanie psa- Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz być zaraz u Zbyszka. Co zrobiłeś? Przegiąłeś!
Wyszła z kuchni zła jak cholera. Wróciła po chwili z termometrem w ręku.
- Trzydzieści dziewięć stopni. Nie dziwie się jej, ze się pochorowała. Na jej miejscu... Masz jakieś lekarstwa?
Podałem jej koszyk, który robił u mnie jako apteczka.
- Idę do niej.
Wszedłem do sypialni. Nie spała. Siedziała w lekkim półśnie. Na mój widok lekko się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Przysiadłem na skraju łóżka i podałem jej wodę.
- Chodź tu- poklepała miejsce obok, które od razu zająłem.
- Jak się czujesz?
- Słabo, ale na pewno lepiej niż w parku.
- To dobrze, a teraz powiedz wujkowi, co cię tak rozzłościło.
Mówiąc to objąłem ją. Nie sprzeciwiła się, przysunęła się bliżej.
- Milena... Jak zwykle. Cały czas pokazuje mi, ze jestem tam kompletnie niepotrzebna. Ja już naprawdę nie daje rady...
- Ciii- przytuliłem ją jeszcze mocniej, kiedy zaczęła płakać.
Dość długo trwaliśmy w takim uścisku.
- Dobra, koniec tej psychoterapii. Pomóż mi dojść do łazienki.
Złapałem ją w pasie i doprowadziłem do drzwi.
- Nie potrzebujesz pomocy?
- Wal się- usłyszałem bardzo cichutko.
Przeszedłem do kuchni, gdzie Majka czytała ulotki lekarstw.
- Jak z nią?
- Lepiej, ale rozsądnie byłoby, żeby została tu na noc. Nie sądzę, zeby dała radę dojść do domu.
- Od kiedy ty się nią tak martwisz, co?
Spojrzała na mnie podejrzliwie z miną, która mówiła "nie kombinuj za dużo". Prychnąłem.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Już wychodzę- usłyszałem zza drzwi łazienki.
Gdyby sytuacja nie była tak poważna pewnie bym się zaśmiał. W świetle łazienkowych lamp, wyglądał jak walnięta przez piorun Pippi.
Zaniosłem ją do pokoju. Po chwili przyszła Majka i dała jej lekarstwa. Staliśmy nad śpiąca Klaudią w milczeniu. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Chciałem otworzyć, ale Majka mnie powstrzymała.
- Nie, ja pójdę.
Usiadłem an fotelu i patrzyłem na śpiącą Klaudię. Dalej oddychała bardzo ciężko i majaczyła przez sen. Mimo to była idealna. Nawet taka. Cała potargana i mokra. Była moim ideałem. Wiedziałem jak bardzo chciałem mieć ją przy sobie. Jest jednak Michał. Ona go kocha i to jest jedyny powód, dla którego się nie wtrącam.
- Zbyszek- usłyszałem za sobą- Chodź do kuchni.
Bardzo cicho zamknąłem drzwi. W kuchni Majka stała razem ze zdenerwowanym Łasko.
- Cześć stary, może ty mi powiesz, co się dzieje?
- A może ty mi powiesz, co odpierdalasz z Mileną?
- Skąd ty wiesz.... Klaudia! No jasne. To z tobą teraz ciągle przesiaduje? Znowu do niej startujesz?
Wstał i zaczął mierzyć się ze mną wzrokiem.
- Uspokój się i chodź za mną.
Zaprowadziłem go do sypialni.
Zobaczył ją i od razu podbiegł do łóżka.
- Co się stało?
- Zemdlała. Częściowo przez ciebie. Czy ty nie widzisz co jej robicie?
- My?
Wstał zdezorientowany i patrzył n mnie jak na debila.
Wstał zdezorientowany i patrzył n mnie jak na debila.
- Tak, ty i Milena.
Wyminął mnie i poszedł do kuchni.
- Możesz mi powiedzieć, co on mówi?
- Prawdę. Myślałeś, że co? Że Milena będzie u was mieszkać i Klaudia nie będzie miała nic przeciwko?
- Przecież nic nie mówiła. Nie przeszkadzało jej to.
- Myślisz, że by ci powiedziała? Ona jest na to za dumna. Nie zauważyłeś?
- Zrobimy tak- wtrąciłem się w rozmowę, która podążała w bezsensownym kierunku- Pojedziesz do domu i rozwiążesz problem. Klaudia tu zostanie.
- Na rękę ci to nie? W nocy zakradniesz jej się do łóżka i ją wykorzystasz?
Nie wytrzymałem i najzwyczajniej w świecie dostał w mordę. Wreszcie podniósł się z ziemi i spojrzał na nas zrozpaczony.
- I co ja mam zrobić? Wyrzucić kobietę, która ma moje dziecko?
- Nie masz pewności. Michał! Ona spała z połową naszej drużyny.
- Mimo to, nie umiem jej wyrzucić.
Nie wiem co ta laska mu zrobiła, ze był tak zamroczony. To nie był facet, którego znałem i szanowałem.
- Powiedz mi- wtrąciła się Majka- Którą kochasz?
- Teraz to już sam nie wiem.
- Nie wierzę- usłyszałem za sobą cichy głosik.
- Klaudia! To nie to co myślisz. Ja po prostu- próbował się do niej zbliżyć, jednak ona była nieugięta. Stanęła pod ścianą a z oczu kapały jej łzy.
- Wyjdź stąd!
- Klaudia...
- Wynocha!
Nigdy nie posądziłbym jej o taką siłę. Wzięła go za rękę i dosłownie wyrzuciła go z domu.
Byłem w szoku. Takiego rozwoju wydarzeń, to ja się kurwa nie spodziewałem.
Stała chwilę nieruchomo, patrząc się w przestrzeń and naszymi głowami. W końcu nie wytrzymała. Ugięły się pod nią nogi i usiadła pod drzwiami. Nie płakała. Po prostu się zacięła. Wyglądała jak lalka. Bez jakichkolwiek uczuć czy emocji. Ciągle gapiła się w jeden punkt.
Taki widok był chyba najgorszy.
Podniosłem ją z podłogi i razem z Majką zanieśliśmy do sypialni. Odwróciła się od nas. Leżała w bezruchu.
- Zbyszek, muszę iść do domu. Michał na mnie czeka. Będę jutro.
Odprowadziłem ją do drzwi i wróciłem do sypialni.
Dalej leżała odwrócona. Położyłem się za nią i lekko się do niej przytuliłem. Odwróciła się i wtulając się w moją pierś rozpłakała się.
*
- Milena! Musimy pogadać. Chodź tu!
Chodziłem po kuchni w tą i z powrotem. Byłem tak zdenerwowany, ze gdybym mógł to bym coś rozwalił. Nie da się opisać tego, jakim jestem kretynem i idiotą! Cały czas widziałem Klaudię, leżącą w łóżku Bartmana.
- Co sie stało?
Zeszła po schodach z tym swoim jadzim uśmieszkiem.
- Chciałbym żebyś się wyprowadziła. Masz tutaj mieszkanie, więc nie pójdziesz pod most.
- Dlaczego?
- To nie jest istotne. Po prostu się wyprowadź.
Spojrzała na mnie z nieodgadnioną miną. Patrzyłem w te oczy, które kiedyś kochałem,a które tera nie znaczyły dla mnie nic.
- To ona, prawda? Ta mała dziwka cię tak zakręciła. Co ona ma takiego, co?
- Zamknij się!
Krzyknąłem i z całej siły cisnąłem talerz, który stał na szafce.
- Zabraniam ci tak o niej mówić. Nie kocham cię, rozumiesz! Nie kocham cię!
- Dobrze, wyprowadzę się, ale najpierw...
Podeszła do mnie i spojrzała w moje oczy. Zaczęła głaskać mnie po policzku i bardzo delikatnie pocałowała. Byłem zły i zaskoczony. Na początku chciałem ją odepchnąć. Jednak zamiast tego, odwzajemniłem pocałunek. Złapałem ją za włosy i przysunąłem jej twarz bliżej. W tym geście nie było ani troszkę czułości. Chciałem odreagować. Byłem zły, nie nie zły, wściekły. Miażdżyłem jej wargi swoimi pocałunkami. Pociągnąłem ją za sobą i położyłem na kanapie. Starałem się uważać na jej brzuch. Dziecko nie było niczemu winne. Ściągnąłem z niej sukienkę i wszedłem w nią. Seks był brudny i bez dobrych emocji. Byłem zdenerwowany. Z każdym kolejnym pchnięciem docierało do mnie, że tym co robię, krzywdzę ukochaną mi osobę. Nie mogłem przestać. Nie byłem na tyle silny. Pokój wypełniał się jękami Mileny. Nawet na nią nie patrzyłem. Całego siebie koncentrowałem na złości. Dokończyłem i niemal ze łzami w oczach opadłem bez sił..
*
- Pobudka.
Z trudem otworzyłam sklejone płaczem oczy. Przede mną stał uśmiechnięty Zbyszek z taca w ręku.
- Przyniosłem śniadanko. Musisz coś jeść.
Z jeszcze większym trudem usiadłam. Całą noc się rzucałam i bolał mnie każdy mięsień ciała.
- Jak się czujesz?
Ciągle tylko te głupie pytania. Bla bla bla.
- Świetnie. Nigdy tak dobrze nie spałam.
- Nie pajacuj tylko się posuń. Majka dzwoniła do Mirki. Nie musisz chwilowo chodzić do pracy.
- Super.
Skoncentrowałam wzrok na bułce. Chwilę później Bartman wziął moją twarz w swoje wielkie łapska.
- Mów.
- Ale co?
- Zaraz się rozpłaczesz. Widzę to. Powiedz co ci leży na sercu.
Spuściłam głowę i ze łzami w oczach zaczęłam mówić:
- Kocham go. W tym jest cały problem. Cholernie go kocham i nie chcę go stracić. Boję się ze ta żmija mi go zabierze. Boję się, ze przyjdzie tu i powie, ze to koniec. Nie przeżyje tego.
- Rozumiem cię.
- Rozumiem? Wątpię, żebyś był w takiej sytuacji.
- Wiem co to odrzucenie.
Spojrzał na mnie w taki sposób, że lekko się speszyłam.
- Możesz tu zostać. Mam jeszcze jeden pokój. Wstawimy ci łózko i będzie jak znalazł.
Na wieść o łóżko do moich oczu napłynęły łzy.
- Jesteś prawdziwym przyjacielem, wiesz?
Zielonooki spochmurniał i wyszedł z pokoju.
W międzyczasie dostałam sms'a od Michała. Bałam się co tam zobaczę. Otworzyłam wiadomość.
Zobaczyłam zdjęcie Mileny, która leży w objęciach śpiącego Michała...
**********
Zjebałam. Miało wyjść ładnie, czytelnie i zaskakująco, a wyszło jak zwykle. Hmm. Może strzelę sobie teraz samobója, ale rozdział napisany pod kompletnym urokiem TVD i półgodzinnego ślinienia się do Damona! :) Jak widać w życiu naszych bohaterów dzieje się coraz więcej i bardziej. Nie obiecuję, ze wszystko będzie dobrze, bo nie będzie. Z dedykacja dla wszystkich tych,które chciały by mieć takiego idealnego Bartmana przy sobie:) bardzo pieknie dziękuję za komentarze, które podnoszą mnie na duchu i pomagają pisać :) mamy długi weekend, więc obiecuję nadrobić wszystkie zaległości na waszych blogach. pozdrawiam was gorąco ;*;*
PS. kilka z was pytało się o jakiś kontakt ze mną. daje gg- 4172760. piszcie jak w dym. z czymkolwiek. może chcecie pogadać ot tak, albo macie jakieś pomysły na dalsze rozwinięcia historii. nie gryzę:)
Rozdział 20
Stałam zdezorientowana patrząc to na Michała, to na Milenę. Chyba nie do końca doszedł do mnie sens jej słów, więc to ja przerwałam ciszę.
- Co przepraszam? Możesz powtórzyć?
Milena, która pojedynkowała się wzrokiem z Michałem, łaskawie na mnie spojrzała.
- Wybacz, ale to chyba jednak nie jest twoja sprawa.
- No chyba jednak jest- Łasko wrócił do żywych- Skąd mam mieć pewność, że jest moje? Przecież w międzyczasie pieprzyłaś się z moim przyjacielem.
- Michał,ale ja wiem, ze jest twoje! Pamiętasz jak chciałeś mieć dziecko? Założyć rodzinę? Przypomnij sobie- wzięła jego rękę i położyła na brzuchu- Widzisz kochanie to jest twój tatuś. Tatuś.
Ostatnie słowo wypowiedziała z jadem, patrząc mi prosto w oczy. Łasko tymczasem stał z ręką na jej brzuchu z miną jakby ktoś właśnie zrobił mu dobrze. Był tak rozanielony, iż myślałam, że zaraz sobie odlecą.
Stałam tak zdezorientowana i patrząc tak na Michała czułam się jak piąte koło u wozu.
Ze łzami w oczach zerwałam się z miejsca, tłukąc przy tym figurki, które stały na półce.
- No kurwa nie wierzę- krzyknęłam i wyszłam.
Nie mogłam pojąc tego, co się właśnie stało. Nie wiem co zabolało mnie bardziej, to, ze ona ma z nim dziecko, czy to,ze nijak nie zareagował tylko po prostu i bez żadnego ale przyjął to do wiadomości, wypierając chwilowo mnie.
Wybiegając z ogródka wpadłam na kogoś z taką mocą, że gdyby przybysz nie podtrzymał mnie, poleciałabym na tyłek.
Zadarłam głowę do góry i na chwilę zatonęłam w bezkresie zieleni Bartmanowych oczu.
- Hej, co się stało?!
- Nic, po prostu mnie stąd zabierz.
- Nic, po prostu mnie stąd zabierz.
Nie pytając kompletnie o nic, wziął mnie pod rękę i zaprowadził do samochodu.
Zajechaliśmy pod moją nowa pracę i siedzieliśmy w ciszy.
- Dobra, a teraz grzecznie powiesz co się stało.
Opowiedziałam mu o wydarzeniach ostatniej godziny. Jego reakcja jakoś szczególnie mnie nie zadziwiła. Z chwili na chwilę zmieniał tylko wielkość wytrzeszczu jaki dostał, słysząc o przyjeździe Milenki.
- Jak to wróciła?
- Jak widać. Jestem tylko ciekawa jak to wszystko będzie wyglądało? Będziemy żyć jak w haremie? Mieszkać w jednej sypialni i wychowywać swoje dzieci?
Przecież to jest paranoja.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć w takiej sytuacji- zielonooki podał mi chusteczki i spojrzał na mnie z troską.
- A ty, co robiłeś u nas?
- Chciałem się pożegnać. Dostałem propozycję z Resovii i od przyszłego sezonu będę grał w innym klubie.
- Co? Nie rób mi tego!
Może i nasze początki nie były za dobre, jednak przyzwyczaiłam się do tego wielkoluda.
- Tylko nie mów mi, że będziesz tęsknić- rozbawiony Bartman z bananem na mordzie momentalnie poprawił mi humor.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Nie wiadomo kiedy zrobiła się 10 i Klaudia musiała iść.
Tak bardzo cieszyłam się na dzisiejszy dzień, jednak niespodziewany gość popsuł mi humor. Weszłam do kawiarni i założyłam czarny fartuch. Od razu pomyślałam o Michale, nawet się na chwilkę uśmiechnęłam. Potem przypomniałam sobie, dlaczego nie mam wielkich powodów do szczęścia.
Maciek poinstruował mnie co mam robić i zaczęłam pracę.
Dzień minął niezauważalnie, nagle zrobiła się 20 i trzeba było zamykać interes. Specjalnie zostałam dłużej i mu pomogłam. Wszystko robiłam strasznie powoli. Łączyło się to częściowo ze zmęczeniem, jednak w dużej mierze nie chciałam po prostu wracać do domu.
Tak samo było z wyjściem. Ociągałam się. Pogadałam z Maćkiem. Zapaliłam fajkę i dopiero wtedy wyszliśmy na dwór.
- Klaudia, chyba ktoś do ciebie. Niezły tak nawiasem.
Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o maskę czarnego samochodu, Bartmana z chwastem w ręku.
- No chyba tak. Do jutra.
Nie ruszyłam się. Stałam i z zaciekawieniem patrzyłam na wyszczerzonego Bartmana. To on podszedł i to on pierwszy się odezwał.
- No cześć słoneczko- schylił się i pocałował mnie w policzek.
- Cześć, co tu robisz?
Moje zmęczenie sięgało zenitu i chciałam tylko położyć się w łóżku.
- Byłem przed chwilą u ciebie i stwierdziłem, że zanim wrócisz powinnaś się napić.
- Nie, nie mam siły. Chce iść do domu.
- Pewnie tak, ale dobrze ci radzę. Jeden kieliszek wina dobrze ci zrobi. Odwiozę cie później do domu.
Zielonooki stał z miną tak słodką, ze musiałabym nie mieć serca, żeby mu odmówić.
- Dobrze. Jedziemy?
W porywie iście dżentelmeńskich manier, Bartman otworzył mi drzwi i czekał aż wsiądę.
Podjechaliśmy pod ogródek piwny. Poszłam zając miejsce, natomiast on poszedł bajerować kelnerki.
Wrócił po chwili z dwoma kielichami wódki i sokiem na popitkę.
- Mówiłeś, ze to będzie wino.
- Mówiłem, no ja różne rzeczy mówię- uśmiechnął się promiennie i podsunął mi kieliszek- Pij.
- A drugi po co? Miałeś nie pić.
- Bo to dla ciebie. Pij.
- Co ty kombinujesz?
Komu jak komu, ale Bartmanowi nie wierzyłam.
- Nie ufasz mi?
- Nie.
- To pij.
Prawie wepchnął mi ten kieliszek do buzi, więc wzięłam go i wychyliłam trunek. Gardło zaczęło mnie piec, jednak było to dobre uczucie. Zmęczenie odeszło jak ręką odjąć. Od razu poczułam się lepiej.
Przez cały czas Bartman mi się przyglądał.
- Wypij jeszcze jeden. Musimy porozmawiać.
- Oho, co narozrabiałeś?
- Przespałem się z Majką.
W momencie, kiedy to powiedział nie drgnęła mi nawet powieka.
Spojrzał na mnie zdziwiony kiedy wypijałam drugi kieliszek.
- Nie wydajesz się być zdziwiona.
- Bo nie jestem. Słyszałam wasza rozmowę w szpitalu.
- To by się zgadzało. Dlatego mnie unikasz?
- Poniekąd- rozsiadłam się wygodnie w wiklinowym fotelu, pijąc sok- Powiedz mi lepiej co u tej twojej żmijki?
Siatkarz spojrzał na mnie z politowaniem.
- Daj spokój. Wziąłem ją tylko po to, żeby nie iść sam. Normalnie bym na nią nie spojrzał.
- Aha, już to widzę.
W tym momencie zadzwonił telefon. Michał. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc wyłączyłam komórkę.
W tym czasie Bartman zawołał kelnerkę.
- To samo poproszę- uśmiechnął się do kelnerki w taki sposób, ze prawdopodobnie przeżyła lekki zawał serca. Wróciła z zamówieniem na trzęsących się jak cholera nogach.
- Chcesz mnie upić, co?
- Chciałbym, ale nie dzisiaj. Dzisiaj będę dżentelmenem.
- Dobrze dżentelmenie, powiedz mi, dlatego uciekasz do Resovii.
- Też, boję się, że to może być moje dziecko. Jak cholera boję się Michała. Wyobrażasz to sobie? Puknąłem jego dziewczynę. Przecież on mnie zabije- skrzywił się i schował głowę w dłoniach.
- Po pierwsze, Majka to nie drzwi żebyś ją pukał. I po drugie, ja mam cię tego uczyć? Zbigniew Bartman, który miał połowę populacji kobiet zapomniał o gumkach? No proszę cię. A teraz powiedz mi co się dzieje w domu?
- No jak byłem tam przed 30 minutami, to robili sobie kolacyjkę w kuchni. Niby nic, ale Łasko gdyby mógł, to zacząłby się ślinić ze szczęścia.
- Kelner- krzyknęłam- Jeszcze raz to samo.
- I, że ja cie chcę upić? - zapytał rozbawiony.
- Cicho bądź- wypiłam to co przyniosła kelnerka i zaczęłam się zbierać- Chodź tatuśku, idziemy.
Mimo sprzeciwów Bartmana zapłaciłam za siebie i zawiózł mnie do domu.
- Niech moc będzie z tobą!
- Dzięki i wiesz co, może mi nawet będzie cię brakowało!
- Wiedziałem- odparł wyraźnie zadowolony.
Zanim weszłam do domu wzięłam kilka głębokich oddechów. Otworzyłam drzwi i usłyszałam bardzo cicho włączoną muzykę. Poszłam dalej, do salonu.
Zobaczyłam Michała leżącego z Mileną na kanapie. Wokół nich stały świeczki.
No co to jest? Czyżby pomysł z haremem miał się sprawdzić?
Michał odwrócił głowę i wyszeptał moje imię.
Odwróciłam się do niego plecami i poszłam na górę.
- Czemu nie odbierasz?
Nie mogłam się skoncentrować na szukaniu piżamy, bo przerwał mi to uścisk Michała.
- Rozładował się.
- Milena zostanie na noc. Nie chcę żeby jej się coś stało.
- Super- wyrwałam się z jego uścisku i weszłam pod prysznic.
Ciepła woda nie pomogła. Dalej byłam zdenerwowana.
Michał wszedł w tym samym momencie, w którym owinęłam się ręcznikiem.
- Jesteś na na mnie zła?
Zbyłam go tylko machnięciem ręki.
- Nie miałabyś nic przeciwko gdybyśmy oddali Milenie nasze łóżko? Wiesz jest w 8 miesiącu i nie powinna spać na kanapie.
- No ja pierdole. I co może mam się od razu wyprowadzić, bo zajmuje jej miejsce?
- O co ci chodzi. Przecież nie położę jej na kanapie.
- O co ci chodzi. Przecież nie położę jej na kanapie.
- No pewnie, ze nie. Jest Bartek?
- Nie ma. Pojechał do Gdańska.
- Świetnie, śpię dzisiaj w jego pokoju. Macie całe łóżko wolne. Bawcie się dobrze.
- Piłaś? Z kim to się teraz po melinach prowadza?
- Oj, tyle ich było.
- Może mi jeszcze powiesz, że się rżniesz po kątach?
- Jeśli dzięki temu będziesz lepiej spał.
Wyleciałam do pokoju Bartka, zostawiając Łasko oniemiałego w łazience. Po drodze minęłam Milenę, która była bardzo zadowolona. Widocznie podsłuchiwała.
Zamknęłam się w pokoju na klucz i ściągnęłam z siebie ręcznik. Stałam na środku pokoju golusieńka Z włosów kapała mi woda. Nie miałam ochoty się ruszać. Było mi dobrze. Stałam pośrodku ciemnego pokoju i nie myślałam o niczym.
Ubrałam się i weszłam do łóżka. Długo nie poleżałam sobie w spokoju, bo Michał zaczął dobijać się do drzwi.
- Klaudia otwórz mi.
- Nie.
- Otwórz te cholerne drzwi!
- Spierdalaj.
Założyłam na uszy słuchawki i nie słyszałam już nic.
Obudziłam się o świcie. NIe było jednak na tyle wcześnie, bo towarzystwo nie spało. Bardzo dobrze słyszałam krzątaninę w kuchni i wesołą rozmowę.
Przeszłam do sypialni i ubrałam się w letnią sukienkę. Wzięłam do ręki buty i torebkę, bo nigdy nie wiadomo jak sytuacja może się rozwinąć.
Siedzieli w kuchni, on oparty z lekką nonszalancją o szafkę i ona siedziała na krześle w mojej bluzce i jadła śniadanie.
Wkurw mnie wziął niemiłosierny. Nosi czy nie nosi potomka Michała, ale od moich rzeczy wara.
- Klaudia- Michał uśmiechnął się na mój widok- Pożyczyłem Milenie twoją bluzkę. Dopiero dzisiaj pójdzie po swoje rzeczy. Nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, ze nie.
Zrobiłam wielki back do przedpokoju i założyłam balerinki.
- Już idziesz?- to, ze Michał zostawił Milenę SAMĄ w kuchni lekko zbiło mnie z tropu.
- Co?
- Pytałem czy już idziesz.
- Tak jestem praktycznie spóźniona.
Chciałam go wyminąć, ale zatarasował mi drogę.
- Jest dopiero ósma, gdzie ty idziesz?
- Po pierwsze puść mnie- wbił mi palce tak mocno, ze ramię zaczęło mi niefajnie pulsować- A po drugie, obiecałam Maćkowi, ze mu pomogę.
- Kicia- powiedział i objął moją twarz- Co się dzieję, przecież widzę, że jest coś nie tak.
Zebrałam w sobie wszystkie siły jakie posiadałam i tak bardzo chciałam mu powiedzieć o wszystkim. Otworzyłam buzię, ale nie wyszło z niej żadne słowo.
- Michałku mógłbyś mi pomóc? Do rozwiązania niedługo a ja czuje się jak słonica.
Puff... Jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki Łasko zniknął i zmaterializował się przy jej boku.
Wkurwiona do łez wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
2 godziny do otwarcia, cóż z tym czasem zrobić?
Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do jedynej sensownej osoby,która mogła mi teraz pomóc.
- Kogóż to ja słyszę, wiedziałem że zatęsknisz.
- Nie pajacuj. Nie wyszedł byś na świeże powietrze? Czekam na ciebie w parku.
- Jestem dwie ulice dalej. Zaraz będę.
Byłam jakieś 100 metrów od ławki, kiedy poczułam się słabo. Dopiero teraz poczułam jak jest gorąco. Nie mogłam złapać oddechu. Bolały mnie płuca. Nogi miałam jak z waty. Odsunęłam lekko skraj sukienki i zobaczyłam jak kropla potu spływa mi po piersi. Byłam strasznie zdenerwowana. To dlatego.
Uspokój się kobieto. Kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, doszłam do ławki. Zaczęłam głęboko oddychać. Dalej było mi gorąco. W głowie miałam jeden obraz. Michał ze swoją nowa rodziną. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Zaczęłam mieć czarne mroczki przed oczami.
Zobaczyłam Zibiego. Był niedaleko. Kiedy mnie zobaczył zaczął biec. Musiałam wyglądać okropnie, bo był nieźle przestraszony.
- Klaudia....
Było mi tak słabo, że zamknęłam oczy i osunęłam się na ławkę....
*************
Bonjour! :) rozdział dodany jakimś cudem, bo jeszcze wczoraj nie był kompletnie gotowy. lenistwo mnie przeżera, jeszcze troszkę i nie będę robiła już nic;p
Droga Embouteillages :
Zaskoczyłaś mnie swoim pomysłem. Zrobić któregoś chłopca chłopcolubnym? Tego jeszcze nie grali! :) pomyślę o jakimś małym epizodziku po pijaku:*
A Was moje drogie uprzedzam, ze szczęście powoli się kończy...
Pozdrawiam Was baardzo serdecznie i pięknie dziękuje za komentarze.! :*:*
Subskrybuj:
Posty (Atom)