niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 31

                                      A tak po za tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć ...

- I co ja mam teraz kurwa zrobić?
Krzyknąłem do jej zdjęcia. Nawet wiedziałem, że tego nie słyszy. Ba!Byłem pewien, że nie miała nawet pojęcia, że wróciłem. Że on to wszystko chowa i modli się, żeby się nie dowiedziała.
Jestem głupi. Jestem bezapelacyjnym kretynem, który potrafi popsuć wszytko, co ma. Nie znałem większego buca. W pełnym tego słowa znaczeniu. Chciało mi się płakać z bezsilności.
Ta jego mina. Ten moment, kiedy z tak cholernie wielka satysfakcją powiedział mi, ze on z nią... Że się oświadczył... i ona nosi ten pierścionek. Zjebałem.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie chciałem otwierać. Ktoś zrobił się natarczywy. Wstałem i przechodząc przez wszystkie pokoje, mijałem zdjęcia z jej sylwetką- elementem będącym w każdym pokoju.
Zobaczyłem mała blondynkę, stojąca na klatce.
- Boże, coś ty z siebie zrobił- powiedziała, pakując się do domu bez zaproszenia.
- Jasne. Wchodź.
Przechodząc przez wszystkie pokoje stawała na chwilę przy zdjęciach.
- Sfiksowałeś. Co ty z siebie zrobiłeś. Masz obsesje. Powinieneś się leczyć.
- Majka, daj sobie spokój. Nie mam już po co tu siedzieć. Ona jest z Bartmanem. Nie mam po co wracać.
Jeszcze chwile postała w ciszy. Potem usiadła przede mną na podłodze, cały czas bacznie mi się przeglądając.
- Zrobiłeś jej krzywdę- to fakt! Ale ona go nie kocha. Michał, to nie jest miłość. On po prostu był z nią, kiedy ty ja tak bardzo zraniłeś. Ona nie jest w nim zakochana. Ona dalej cie kocha.
- Kłamiesz. Przyjęła jego oświadczyny.
- Tylko dlatego, ze przy nim czuje się pewnie. Wie, ze jej zaraz nie zostawi.
- To co ja mam twoim zdaniem zrobić?
Spojrzałem nią załzawionymi oczyma. Prawdziwy faceci nie płaczą? Gówno prawda.
- Nie popieram tego, ale powinieneś jej się pokazać. Według mnie jej ślub ze Zbyszkiem jest błędem.
Dobrze wiesz, że za miesiąc gracie w Rzeszowie. Wykorzystaj to. Nie uwierzę, żeś go nie śledził?
Posłałem jej nikły uśmiech.
- Dlaczego tu przyszłaś?
- Bo się z nią pokłóciłam, a ona nie chce mnie słuchać. Nie chce żeby wyszła za kogoś kogo nie kocha. Rób co musisz. Cześć.
I wyszła. Tak po prostu. Zostawiając mnie samego. Z milionem myśli i wielkim mętlikiem.

                                                                       *

- Może warto się do niej odezwać? To ponad miesiąc.
Pytanie zadawał mi codziennie. O każdej porze dnia i nocy.
- Jeszcze nie. Wiesz co ona mówiła? Może lepiej żebyś nie wiedział. Zaufaj mi, muszę ja trochę przetrzymać.
Wtuliłam się w jego bok. Poleżeliśmy chwilę w ciszy.
- Jesteś pewna, ze zostaniesz sama? Mogę zostać. Jakoś się wytłumaczę. Jesteś chora.
- Nie chora tylko przeziębiona. Idź, idź i baw się dobrze.
- Kocham cię!
Próbował mnie pocałować. W ostatniej chwili zrobiłam unik.
- Jak chcesz jutro grac to lepiej mnie nie całuj.
Spojrzał na mnie z ukosa, lekko mnie do siebie przyciągając. Z uśmiechem na ustach dałam mu buziaka.
- Głupoty gadasz. Mnie nic nie rusza. Musze iść. Dasz sobie radę?
Pokiwałam głowa jak mała dziewczynka.
- Trzymaj się szkrabie.
Wstałam, ciągnąc za sobą seledynowy koc. Wzięłam ze sobą lekarstwa i wróciłam na kanapę.
Choroba- najgorszy moment w życiu człowieka, gdzie nic nie można zrobić i trzeba tylko czekać.
Opatulona pod samą szyją zaległam na kanapie.
      Obudziło mnie walenie do drzwi. Bardzo natarczywe.
- Idę! Już idę.
Z trudem podniosłam się z łóżka i pomaszerowałam do drzwi.
Gdybym tylko wiedziała, co zaraz zobaczę to w życiu bym nie otworzyła.
- Stęskniłaś się?
Stał tam. Stał tak cholernie z siebie dumny z bukietem kwiatów w ręku. Stał przewiercając mnie wzrokiem na wylot. A ja? Nie wiedziałam co zrobić. Czy już mdleć czy po prostu zatrzasnąć mu drzwi.
Chciałam coś powiedzieć, ale dziwnym zbiegiem okoliczności nie mogłam wydać z siebie dźwięku.
- No nie mów, ze nie.
Pokonał dzielące nas centymetry i rzucając kwiaty, złapał mnie za policzek. Coś wymamrotał- raczej do siebie i zrobił to, czego chyba bałam się najbardziej. Przybliżył twarz jeszcze bliżej i mnie pocałował. Byłam tak zdezorientowana, ze początkowo nie zareagowałam. Po czym, sama nie wiem po co, odwzajemniłam pocałunek. Złapałam jego głowę i przyciągnęłam jeszcze bliżej.
Odsunął się ode mnie. Ciągle patrząc w moje oczy, uśmiechnął się promiennie.
- Wiedziałem!
I poszedł. Zostawiając mnie w przedpokoju z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
Zamknęłam drzwi i poszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku. Czułam się pusta. Kompletnie pusta.
Nie bardzo rozumiałam co się stało. Objęłam rękoma nogi i kiwając się w przód i w tył straciłam poczucie czasu.
     Obudziłam się z cholernie wielkim moralniakiem. Sama się nie poznawałam. Przecież gdybym kochała Zbyszka to bym tego nie zrobiła. Zdradziłam?! Zjebałam sprawę. Wzięłam prysznic, szczególnie uwzględniając usta i szyję. Prowadzona przez swój węch doszłam do kuchni, gdzie Zbyszek stał przy garach i coś pichcił.
- A ty nie powinieneś być na meczu?
- Kochanie przespałaś cały dzień. Już dawno wróciłem.
Usiadłam przy stole, zastanawiając się jak mu to powiedzieć.
- Kochanie, jest coś o czym chciałbyś mi powiedzieć?
Odwrócił się do mnie z wielką niewiadomą na twarzy.
- Czyli?
- Czyli, ze np. Michał jest w Polsce. Lepiej, jest w Rzeszowie. Był tu wczoraj.
Nic nie powiedział. Stał przebierając nogami w miejscu, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Nie wydajesz się tym faktem wielce zaskoczony. Jak mogłeś mi nie powiedzieć?
- Miałem ci powiedzieć? I co? Wróciłabyś do niego od razu czy po jakimś czasie? On cie skrzywdził! Rozumiesz? Pobawił się tobą i wyjechał. Miałem mu cię tak po prostu oddać? Boje się o ciebie. On ci robił wodę z mózgu!
- Powinieneś mi powiedzieć.
- Nie zrobiłem tego tylko i wyłącznie dla twojego dobra! I wiesz co, uważam, ze to była najlepsza decyzja w moim życiu. W naszym życiu.
- Ty naprawdę nie myślisz? Nie miałeś prawa tego ukrywać. Nie wolno ci!
Gotowało się w nim. Zrobił się cały czerwony. Trzymana w rękach łyżka, została złamana na pół. Cierpiał. Cierpiał jak cholera. A zaraz miało być jeszcze gorzej. Podniósł mnie z krzesła i lekko mną potrząsnął.
- Cholera jasna! Nic nie rozumiesz? Nie powiedziałem ci, bo bałem się, że mnie zostawisz i do niego wrócisz. Kocham cię. Tak mocno, że nie jestem w stanie bez ciebie istnieć, rozumiesz? Wiem, że go kochasz, ale zrobię wszystko, żeby zostać jedynym. Wiem co się wczoraj stało. Chwalił się po meczu. Nie zrobiłem mu krzywdy tylko ze względu na ciebie.
Rozkleiłam się. Zaczęłam wyć. Wpadłam w histerię.
- Przepraszam. Nie wiedziałam co robię.
Nic nie mówiąc, wziął mnie w ramiona i wypuścił wtedy, kiedy się całkiem uspokoiłam.
- Przepraszam. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje.
Pocałował mnie w czubek głowy. Potem spojrzał w oczy z moim ukochanym uśmiechem.
- A może jesteś w ciąży?
- Sam wiesz, że nie.
- A chcesz być?
- Ty to naprawdę jesteś jakiś wyposzczony.
- Może. Ale mam jeden warunek. Dziewczynka nie może być furiatką. Drugiej takiej baby w domu nie zniosę!

                                                         *****************************
Wróciłam! Mam ferie i ciesze się bardziej niż dziecko na gwiazdkę ;3
Przy czym uroczyście przysięgam, ze odrobię wszystkie zaległości na Waszych blogach.
Coś mnie tknęło i poszłam dzisiaj do kościoła (Nie spaliłam się) obłaskawiona Bożą Łaską- pozdrawiam cię Embouteillages! :*- wzięłam się za coś nowego, więc serdecznie zapraszam tutaj. Planuję zacząć w przyszłym tygodniu.
Przyznam się bez bicia, że przez cały tydzień czekałam na odpowiedź panny Anonimowej( rozczarowałam się, bo lubię rozmawiać) i coś mnie tknęło, ażeby zawiesić bloga i dać sobie spokój. Niestety, przyzwyczaiłam się do was Misie i powrót do początku byłby dla mnie bolesny. Także zostaję ;3 Póki co.
Uwielbiam Was jak mało kogo! Buziaki :*:*:*



sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 30



  Jak wygląda szczęście? Dla każdego inaczej. Dla matki jest to jej dziecko, dla dziadków- rodzina, a dla młodzieży- święty spokój. Dlaczego więc wydaje się nam, że ciągle jesteśmy nieszczęśliwi? Otóż, bo sami dokładnie nie wiemy, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Dowiadujemy się tego w momencie, kiedy jest źle. Czasem bardziej niż źle. A co jeśli ktoś to szczęście czuje każda komórką swojego ciała? Jeśli jest tak szczęśliwy, ze mógłby się z tej radości popłakać? 
Leżąc przed kominkiem, w silnych, męskich ramionach, czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek mogłabym być; ostatniego dnia pobytu w tym raju, nie przejmowałam się niczym. Leżałam, patrząc się w przygasający ogień. Było mi dobrze. Nie. Było mi wspaniale. Pierścionek na palcu tylko pogłębiał to szczęście. 
Wstałam, tak delikatnie jak tylko umiałam. Zbyszek uśmiechnął się przez sen. Zgarnęłam z podłogi długi sweter i stanęłam przy oknie.
Ostatni tydzień był cudowny. Żadnego telewizora, telefonu czy internetu. Tylko ja i On. Całymi dniami chodziliśmy po górach, chłonąc ich piękno. A Sylwester? Po cichu. Jedynie z butelką szampana.
Całkowicie odcięci od cywilizacji. Byliśmy we dwoje i było mi z tym tak cholernie dobrze. Zero jego fanek, zero zgiełku, zero współczujących spojrzeń. Kompletnie nic. 
W ciszy odciął się jeden dźwięk- skrzypnięcie podłogi. Widocznie jakiś niewyobrażalny ciężar, próbował sie bezszelestnie przemieścić. Zostałam na miejscu, udając, że nic nie słyszałam. Po chwili oplotły mnie ramiona, zaraz po nich poczułam gorący oddech na karku. 
- Stało się coś?
- Nie.
Staliśmy w ciszy, patrząc jak na niebie pojawia się słońce. Krajobraz, który witał mnie od kilku dobrych dni.
- Jedziemy do domu?- zapytał, całując mnie w kark.
- Jedziemy do naszego domu.

                                                                         *

  - Ostatni. Ostatni!
Podprogramie zastygło w ciszy. Wszystkie oczy zostały skierowane w jedno miejsce. Ostatnia akcja. Ostatni punkt! Szybka wymiana, skończona moim atakiem. Tak! Skończyliśmy mecz wygrywając z Resovią 3:1. 
Hala oszalała. Odbierając statuetkę MVP, patrzyłem na widownię. Ze złudną nadzieją próbowałem ją znaleźć. Myślałem, ze może gdzieś tu jest. Z jakże wielkim rozczarowałem rozdawałem autografy i wracałem do szatni. 
- Gratuluję stary! Należało ci się.
Wychodząc, usłyszałem za sobą znajomy głos.
- Zbyszek. Myślałem, że będziesz grał.
- Nie dzisiaj.  Nie byłem w formie. W każdym bądź razie, jeszcze raz gratuluję. 
Ominął mnie i wyszedł z hali. Pobiegłem za nim, wołając go.
- Poczekaj!
Zatrzymał się, nerwowo rozglądając po parkingu. 
- No?
- Powiedz mi. Nie wiesz, gdzie jest Klaudia? Chciałbym sie z nią zobaczyć. Wyjaśnić.
- Wiem- na krótką chwilę uśmiechnął się promiennie- Ale z tym spotkaniem to może byc mały kłopot.
- Coś jej jest?
- Tak. Jest zaręczona. Ze mną. 
Nie do końca zrozumiałem jego słowa. Zaręczona z nim? 
- Jak to?
- Normalnie. W czasie, gdy ty pukałeś Milenę, ja robiłem wszystko, żeby złożyć ją do kupy. Dlatego proszę cię, nie wtrącaj się w nasze życie. Wystarczająco namieszałeś.
- W wasze życie? Od kiedy ono stało się wasze?
- Od momentu, kiedy postanowiłeś ją zostawić. Chyba winien ci jestem podziękowania. Gdyby nie ty, to nigdy nie bylibyśmy razem.
W tym momencie cos we mnie pękło. Sam nawet nie wiem co. Cos jakby serce  z wielkim jebut dało znać, że to koniec, zostawiając po sobie jedynie pustkę.Byłem zły. Nie. Byłem wkurwiony. Patrząc na jego zadowoloną buźkę, aż się we mnie gotowało. Z wielką chęcią obiłbym mu tę mordę.Jednak lekko się opanowałem i pozwoliłem mu odejść. Chwilę potem zostawiłem chłopaków z moimi rzeczami i ruszyłem za nim. Nie szedł zbyt długo. Po 15 minutach skręcił na jedno z osiedli. 
Ha!Może i on miała Ją. Ale ja wiedziałem gdzie mieszka i szybciej niż później mogłem zacząć mieszać. 

                                                                   ********************
Takie mi to jakieś mdłe wyszło. Widocznie są lepsze i gorsze rozdziały. 
Piękne dzięki za zyczenia, a tobie moja droga anonimowa czytelniczko- składam spóźnione zyczenia! :*
Wiem, że Wy lubicie zbysia, ale kobieta zmienną jest!
Czara goryczy się przelała. Wolałam dostawać takie wiadomości na gg, żeby Wam nie zaśmiecać. 
A więc drogi Gallu Anonimie.  
Obrzydliwe fantazje seksualne? tosz to ja właśnie myślałam, że to jest lajt. nie opisuję przecież BDSM-u czy innego rżnięcia w przebraniach świni, stojąc na kawałkach lodu w tak zwanym gangbangu. 
Jesli twierdzisz, że mam chora wyobraźnie, to w takim razie bardzo dziękuję! Udowodniono, że takiż umysł maja geniusze i ludzie wielkich czynów. Pardon! na samym początku napisałam, że głowna bohaterka nie będzie wzorem cnot dziewictwa i nie będzie latała do kościoła jak potłuczona. Nie znasz mnie, więc błagam, nie oceniaj. Może i nie znam innych wartości. Może to jedyne jakie zostały mi przekazane. Po za tym, jesli chcesz pogadać to wal jak w dym.Inteligentne osoby roz ma wia ją. imajl powinnaś znaleźć. i może przejęłabym się bardziej, gdybyś nie była anonimowcem .Pjona!
A Was moje słodkie, przepraszam za narażanie na tak chorego bloga! Wkrótce z nim skończę.
A tobie moja droga Caroline, dziekuję za obronę! kłaniam się nisko :*
Pozdrawia Was, niepisząca chwilowo, niewyżyta 13latka :*:*
 


wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 29


  Miliony myśli przelatywały przez moją głowę.  Każda inna. Byłam w kropce. Zgodzić się czy nie? Głupia. Jak mogłam się nie zgodzić? Pierwszy raz w życiu czułam, że jestem w miejscu, w którym być powinnam. Pierwszy raz w życiu wiedziałam dokładnie co robić.
- Oczywiście, że za ciebie wyjdę!- odpowiedziałam z lekko ściśniętym gardłem- Jak mogłeś w to wątpić?
Podniosłam wzrok. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. No może niekoniecznie na wylot, ale na pewno zatrzymywało się na jednym strategicznym miejscu . Moim biuście.
- Wiesz, zawsze myślałam, że jak ktoś się już zgodzi to powinien dostać pierścionek. Głupia byłam, nie?
Zielonooki błyskawicznie się zreflektował. Otworzył pudełeczko, które ściskał w lewej dłoni i z lekko trzęsącymi się dłońmi włożył pierścionek na palec. Wbrew moim obawom, właściwy.
- Jest piękny, ale jak teraz powiesz, że kolor tego kamienia podkreśla kolor moich oczu to bardzo mocno zwątpię w twoją inteligencję.
- Wbrew pozorom nie zawsze mam jakieś wyszukane uwagi.
- Nie?
- Oczywiście, że nie. Ale mam inny pomysł. Co ty na to żebyśmy ochrzcili moje piękne i bardzo duże łóżko?
Mówiąc to jechał ręką od obojczyka po ramię, ściągając po drodze ramiączko mojego czarnego biustonosza.
- Jest mi naprawdę przykro kochanie, ale nie dzisiaj.
- Nie możesz?
Nawet mi się go szkoda zrobiło. Spojrzał na mnie ze zbolałą miną. Czułam się  jak wredna mamuśka, która nie chciała zabrac dziecka do wesołego miasteczka.
- Mogę. Powiem nawet więcej, jestem zdrowa jak ryba. Po prostu dostałam wystarczający dowód miłości. Jesteśmy juz narzeczeństwem i nie musimy się tak często kochać. Celibacik kochanie, celibacik.
- Co?
W nogi ludzie! Tylko to przeszło mi przez głowę, patrząc na jego minę. Mój własny osobisty furiat podniósł się z podłogi i chyba nie do końca zrozumiał co właśnie usłyszał.
- Jak to?
- No wiesz, kilka dni jeszcze nikomu nic nie zrobiło. Nawet pomogło.
- Gdybym wiedział to bym ci się nie oświadczał.
- Wiesz co!  Nie obiecuj, nie obiecuj. Czyli chodzi ci tylko o seks? Lalka z tak chętnie odwiedzanego przez ciebie sex shopu nie byłaby tańsza?
- A ty skąd wiesz? Widziałaś mnie tam?
- Kochanie, twoje góry płyt z pornosami mówią same za siebie. Nie musiałam cię tam widzieć.
- Może i chodzę, to chyba nie jest zabronione.
- Mogłabym się z tobą kłócić. Masz mentalność 12- latka. Nic tylko byś ruchał wszystko co popadnie.
- Ja przynajmniej nie robię z siebie świętej.
- Spieprzaj.
Ominęłam go zgrabnie zahaczając o niego barkiem.Zachwiał się, wpadając na jeden z wazonów. Zbyszek się zatrzymał, za to wazon z hukiem roztrzaskał się o ciemno brązowe panele.
- Furiatka!
Odwróciłam się na pięcie jeszcze bardziej zdenerwowana.
Stał na środku salonu, ciskając oczami błyskawice.
- Ja furiatka? Spójrz na siebie erotomanie!
- O ile pamiętam to ci jakoś nie przeszkadzało. Przeciwnie, byłaś wręcz zachwycona!
- Czasem cię nienawidzę! Dlaczego ty tak wszystko komplikujesz? Chciałam najzwyczajniej w świecie położyć się spać bez twoich rąk w moich gatkach. Czy to tak wiele?
- Z taką postawą to prędzej czy później zacznę cię zdradzać. Jak nic.
- Świetnie. Najlepiej zrób sobie grafik, żebyśmy ci się nie pomyliły.
- A żebyś wiedziała.
Bardziej ze śmiechem niż ze złością próbował mnie do siebie przytulić. Odepchnęłam go i zaczęłam rzucać wszystkim co miałam pod ręką. W ruch szły wazony, poduszki, zdjęcia. Nawet drewno na opał, leżące nieopodal kominka.
- Skończyłaś mi już wszystko tłuc?
- Nie i śpisz dzisiaj na kanapie!
- Jasne. Zobaczymy jak długo wytrzymasz!
Odwróciłam się jeszcze na chwilkę, żeby na niego spojrzeć. Widać było, że coś kombinował, bo się od środka gotował.
Po wzięciu prysznica wyszłam z łazienki w najdłuższym zestawie piżamowym jaki tylko posiadałam.
Zaraz  po mnie do sypialni wszedł wykąpany Zbyszek.
- Będziesz się tak teraz codziennie po szyję ubierała?
- Będziesz teraz tak codziennie w samym ręczniku paradował?
- Nie, w sumie to miałem zamiar bez.
I faktycznie ściągnął ręcznik, stając przede mną w pełnej krasie. 
- I co masz zamiar tak spać? Zmarzniesz.
Kompletnie mnie ignorując wpakował się do łóżka z gołym tyłkiem.
- Dobranoc.
Odwróciłam się od niego i zapadłam w sen. 

                                                                             *

- Michał idź do małego. Znowu płacze.
Wstałem z tapczanu, który póki co robił za moje łóżko.
- No i co się stało? Czemu płaczesz malutki?
Wziąłem na ręce dziecko, które było przyczyna popełnienia mojego największego życiowego błędu.
Na chwile przestał płakać i zaczął gaworzyć. Pocałowałem go w główkę, obrośnięta kruczo czarnymi włoskami i odłożyłem do łóżeczka.
Sam nie wiem co tu jeszcze robię. Normalny facet spakowałby się i już by go tu nie było. A ja? Chyba nie byłem do końca normalny. Od kilku miesięcy bardzo dobrze wiedziałem, że Miłosz nie jest moim synem. Od dobrych kilku miesięcy wegetowałem. Nie grałem, z nikim nie rozmawiałem. Praktycznie nie wychodziłem. Dla Mileny był to świetny pretekst do tego, żeby próbować na nowo. Byłem innego zdania. Pierwszej nocy wybrałem tapczan., na którym zostałem do dziś. Nie żyłem. Nie mogłem oddychać. Byłem wrakiem człowieka. Wrakiem, który zabił coś, co przytrzymywało go przy życiu. I jak cholernie mocno chciał to poprawić! Czekałem tylko na jeden list. Od razu wsiadłbym do samolotu i już by mnie nie było. Ale on nie przychodził.
Dochodził wieczór. Leżałem w ciszy na kanapie. Mileny i małego nie było. Pojechali odwiedzić jego tatusia. Przechodząc do kuchni zauważyłem jedną rzecz, która strasznie mnie zdziwiła. Z książki, która czytała Milena wystawał papier z logo Jastrzębskiego Węgla. Z bijącym sercem otworzyłem książkę. List. Mało tego list z moim nazwiskiem. Nie mogłem w to uwierzyć!

                                                                                *
   Oświadczyłem się furiatce. I to furiatce z uporem osła.Przez kilka kolejnych dni udawała, że mnie nie widzi. Może niekoniecznie mnie, ale tego co robiłem. Za punkt honoru postawiłem sobie zaciągnąć ja do tego cholernego łóżka. Nic z tego. Próbowałem wszystkiego. Od tej abstynencji cały buzowałem. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem tak wielkiej przerwy.
Weszła do salonu w wielkim swetrze i leginsach. Robiła to specjalnie. Nie ubierała niczego, co mogłoby pokazać chociaż skrawek jej skóry. Zabawne. A to mnie nazywa erotomanem.
- Powiedz mi kobieto czego ty ode mnie chcesz?
Usiadł obok z satysfakcją wymalowana na twarzy.
- Chce żebyś mi przyznał rację. Nie jesteś w stanie wytrzymać bez seksu.
- I tylko tego chcesz?
- Oczywiście.
Boże, zwariuje z tą kobietą.
- Przyznaje ci rację. Zadowolona?
- Bardzo.
Patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczkami. Chwilę mnie przetrzymała i pozwoliła osunąć się w jej ramiona. Wtulając się w jej pierś poczułem moje perfumy. Z satysfakcja to odnotowałem.
- Boże jak ty pachniesz!
- Zaczyna się. Poczekaj tu. Ja się tylko pójde wykąpać i zaraz wracam.
Wyleciała z pokoju zostawiając za sobą ponętny zapach bardzo drogich perfum.
Chwila w odczuciu kobiety znaczy czas bliżej nieokreślony. Pół godziny siedzę na kanapie skacząc po kanałach.Trafiłem na wiadomości.
- Klaudia ja cię błagam ty się tam pośpiesz!
- Chwilunia.
Zwariuję.
Tępo patrzyłem w ekran telewizora. Nagle przede mną pojawiła się roześmiana twarz Łasko.
- Zostaliśmy dzisiaj poinformowani o tym, że Michał Łasko wraca po kilkumiesięcznej przerwie do zespołu Jastrzębskiego Węgla.Taka dawka energii na pewno przyda się Jastrzębskiemu, który nie jest ostatnio w szczytowej formie. Na chwilę obecną nie zdołaliśmy porozmawiać z atakującym.
- O kurwa.

                                                         ********************

Rozdział szczególny, poniewaz dzisiaj jest dzień, w którym jestem oficjalnie o rok starsza niż wczoraj :)
Rok więcej a tak samo głupia i takie samo fiu bździu w głowie.
Ja wiem, że wyście już pochowały Łasko w trumnie 100m pod zięmią, ale dajcie mu szansę!
W gruncie rzeczy to miły chłopak jest.
W przypływie weny praktycznie już to skończyłam i chyba pomyślę nad czymś nowym. Bardzo mi się tu u Was podoba!
Embouteillages za te teorię spiskowe masz u mnie ciacho! Bardzo duże ciaacho :*
Przechodzę ostatnio rozdwojenie jaźni w wyniku czego męczę Perfekt i Pezeta. jednocześnie.
Czy gadanie do telewizora, na ekranie którego są siatkarze jest objawem schizofrenii? Potrzebuje lekarza?
Całuję Was bardzo mocno, moje kotki! :*:*





sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 28



  Kolejne dni mijały błyskawicznie. Cały czas staliśmy w  kuchni gotując, piekąc i przyprawiając. Tony ciast, różnorakich potraw i moich niewypałów kulinarnych walało się po kuchni. Dużą pomocą okazał się Zbyszek, który gotował obłędnie i nie miał w zwyczaju przypalania wody w garnku. Tylko noce mięliśmy dla siebie. Noce pełne wina, śpiewu i seksu. Kubiak- gość we własnym domu. Wpadał na obiad i spanie. Potem leciał do szpitala. Do swojej żony i synka. Był nim kompletnie oczarowany. Tak jak i my wszyscy. Mały Karol miał wspaniały dar. Wystarczyło na niego spojrzeć, a już było się mu kompletnie oddanym. Nawet mój luby nie przeszedł obok niego obojętnie. Stanął na wysokości zadania i jako wujek, zadeklarował pomoc w przyszłej edukacji towarzyskiej malucha.
 Dzień przed Wigilią to istny chaos. Jak tornado przechodziłam przez dom w asyście odkurzacza i szmatek.
Wszystko musiało być perfekcyjne na przyjazd nowego lokatora.
Ostatnim punktem dzisiejszych zadań było pakowanie prezentów. Rozsiadłam się na podłodze w salonie zastawiona kolorowymi papierami i torebkami na prezenty. Najwięcej zabawy sprawiły mi prezenty dla Karola. Trocheśmy z nimi przeholowali i całkiem malutki jeszcze chłopczyk na swoje pierwsze święta dostanie wielką górę zabawek i śpioszków. Kolejnym prezentem był wózek. Ciemnoniebieski powozik, oczywiście wybierany przez wujka, owinęłam wstążką i wywiozłam do naszego mieszkania.
Otworzyłam okna, zmieniłam pościel w sypialni i zamknęłam drzwi. Weszłam do mieszkania, gdzie nie trzeba było nic robić. Wszystko leżało tam gdzie chciało. Wyczerpana zaległam na kanapie. Kilka minut późnije już spałam.

  Zmęczony jak co dzień wróciłem do domu. W miejscu nieskalanym żadnym świątecznym sprzątaniem panowała cisza.
- Wróciłem. Kochanie jesteś?
Przeszedłem wszystkie pomieszczenia, znajdując ją w salonie. Spała rozwalona na całej kanapie. Nie chcąc jej budzić, zaniosłem ją do pokoju. Coś tam po marudziła pod nosem i poszła spać.
Przez kolejne pół godziny starałem się nie robić nic. W końcu wstałem, wyłączyłem telewizor i podszedłem do barku. Tam za stertą kufli leżał najważniejszy prezent. Jeszcze raz, bardzo dokładnie go obejrzałem. Z uśmiechem na twarzy poszedłem spać.
 Jak możne być na tyle głupim, żeby sądzić, że przy tej kobiecie można się wyspać?
Od rana latała po domu i sprzątała hałasując przy tym do woli.
Zrezygnowałem z dalszego leżenia. Wychodząc z pokoju dostałem w głowę moją własną choinka, którą Klaudia wnosiła do salonu.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz?
- Ubieram choinkę, przecież są święta!
- Ale jutro jedziemy. Po co to wszystko robić?
- A przeszkadza ci to?
- No nie.
Nie zaczynałem, bo wiedziałem, że i tak bym z nią nie wygrał.
- Właśnie. Chciałam posprzątać w barku, ale
Zbladłem. Zaglądała do barku? Widziała to?
- Słuchasz mnie?
- Tak. Przepraszam co mówiłaś?
- Chciałam posprzątać w barku, ale jak zobaczyłam tę ilość kufli to skrewiłam.
Ulga. Odetchnąłem. Nie widziała.
Przez następne półtorej godziny patrzyłem jak krząta się wokół choinki. Na koniec stanęła strasznie z siebie dumna, patrząc na drzewko.
- Podoba ci się?
- Jasne.
Nie zwracałem uwagi na choinkę. Patrzyłem na nią. Stała tam lekko umorusana od kurzu, z podwiniętą koszulką i włosami w nieładzie.
- Zmęczyłam się- spojrzała na mnie i jak to kobieta, pewnie świetnie zinterpretowała moją minę- A ty pamiętaj, że niedługo po Majkę jedziecie.
- Pamiętam.
Pociągnąłem ją na swoje kolana.
- Ty nic lepiej nie kombinuj. Masz mało czasu.
- Ile?
- Pól godziny.
Wodząc ręką po jej karku przysunąłem twarz do swojej.
- Pół godziny to bardzo dużo czasu.
Wpiła się w moje usta z niespotykaną mi dotąd zachłannością. Błądząc rękami po plecach pozbywałem ją garderoby. Nie pozostawała mi dłużna. W przerwach między pocałunkami poradziła sobie z moimi spodniami.
- Oj. Przepraszam. Pukałem, ale nikt mi nie otwierał.
W drzwiach stał strasznie speszony Michał.
- Cześć Misiek- równie speszona Klaudia próbowała wydostać się spod mojego ciała, sięgając ubrań.
- Ładna choinka. Nowa?
- Michu mógłbyś się odwrócić? Moja kobieta jest w negliżu.
- Jasne, jasne.
Pozbieraliśmy ciuchy i w pełni ubrany stanąłem obok przyjaciela.
- My idziemy. Wrócimy niedługo.
Rzuciła nam przelotne "cześć" uciekając do łazienki.
- Ty to nie masz kiedy wpadać?
- Ty to nie masz kiedy bzykać?
Spojrzałem na niego z lekkim powątpieniem.
- No jasne. Nie mogłeś.
Majka czekała na nas w pełni gotowa do wyjścia.
- Jesteście. Kochanie leć do lekarza. Musisz podpisać jakieś papiery.
Michu wyleciał zostawiając nas samych. Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.
- Posłuchaj mnie. Dzwonił do mnie Łasko.
- Co? Kto?!
- Chce wrócić. Błagał mnie o adres Klaudii. Mówił, że wraca i chce wszystko naprawić. Dobrze wiesz, że ona go jeszcze nie odchorowała i nie wiadomo jak się zachowa. Jeśli chcesz ją zatrzymać to musisz coś zrobić. I to szybko.
Jedno pytanie cisnęło mi się na usta. Jednak do sali wszedł Michał. Podejrzewałem, że Majka mu o tym nie mówiła, więc nie zaczynałem tematu. Michał wziął żonę pod rękę i razem z dzieckiem wyszli z sali.
Idąc za nimi intensywnie myślałem nad jej słowami. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziałem co muszę zrobić.

  Przebrałam się w nową czerwoną sukienkę i zaczęłam przygotowywać Wigilię. Musieliśmy być wyjątkowi. W końcu nie każdy obchodzi święta o 15. Włożyłam rybę do piekarnika, kiedy ktoś, a raczej kilka ktosiów weszło do domu. Wystarczyło, ze weszła do kuchni. Ma jej twarzy malował się zachwyt.
- Nie wierzę. Sami to zrobiliście.
- Oczywiście. To jeszcze nic. Musisz zobaczyć pokój małego.
- Pokój małego?
Uśmiechnęłam się pod nosem, ciągnąc ją za sobą.
Pokój, który do niedawna był moją sypialnią w ciągu kilku dni stał się sypialnią maluszka.
- Jest ślicznie. Dziękuję.
Zaraz po nas, do pokoju weszła reszta towarzystwa.
- Chodź no do ciotki. Podoba ci się pokój?
Chodziłam z nim z kąta w kąt, pokazując pokój. Moją ciężką pracę podsumował ogromnym ziewem, w efekcie którego poszedł spać.  Zaczęliśmy Wigilię, odstawiając na bok dzielenie się opłatkiem, bo i czego to sobie życzyć?
Prezenty najbardziej spodobały się Kubiemu, który musiał przetestować każdą zabawkę synka. Majka bardzo ucieszyła się na widok wózka, tak samo jak Bartman zobaczywszy zegarek. Nawet dla mnie znalazła się mała paczuszka. Dostałam bardzo drogiego i duszącego perfuma. Spojrzałam na Zibiego. Był z siebie cholernie zadowolony.
- Trochę mi głupio. bo nic dla was nie mamy.
- Daj spokój. Miałaś ważniejsze rzeczy do roboty.
- To prawda, ale my będziemy się już zbierać.
- Tak?- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tak.
- No jasne. Musicie iść- swoje pięć groszy dołożył Kubiak, który musiał być z nim w zmowie.
- Nie przesadzajcie. Zostańcie z nami.
- Majka, oni naprawdę musza iść.
- Ty o czymś wiesz, prawda?
Zdezorientowana patrzyłam to na Zbyszka to na Michała.
- Kochanie pożegnaj się. Idziemy.
Pociągnął mnie do wyjścia. Rzuciłam im przelotne pożegnanie i nim się zorientowałam, siedziałam w samochodzie razem z walizkami. Wiedziałam jedno, nie była to droga do Rzeszowa.
  - Możesz mi łaskawie powiedzieć gdzie jedziemy?
Po kilku godzinach drogi byłam bardziej zdenerwowana niż zaciekawiona.
Spojrzał na mnie z tym swoim wyrazem twarzy.
- Nie denerwuj się tak. Jeszcze kilka minut i będziemy na miejscu. Obiecuję.
- Nienawidzę cię, wiesz?
Złapał moją rękę i pocałował każdy opuszek. Bardzo głośno zaciągnął się powietrzem. Musiał wyczuć perfumy, mój dzisiejszy prezent, którym spryskałam wcześniej nadgarstki.
Poczuł je, bo tylko się uśmiechnął, bo położył nasze splecione dłonie na skrzyni biegów i przyspieszył.
Minęliśmy tabliczkę z napisem "Karpacz" a ja zamiast bulwersować się, wierzgać nogami jak małe dziecko i udawać obrażoną, po prostu podziwiałam piękno tego miasta.
 Stanęliśmy przed jednym domem. Domem? Raczej drewnianą chatką, za którą rozpościerał się widok na Śnieżkę.
- A więc tak wygląda koniec świata?
Nie odpowiedział. Obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
Bajka. Malutki, drewniany domek obsypany śniegiem.
- Czyje to cudo?
- Wiesz, jak zarabia się duże pieniądze to trzeba je gdzieś trzymać. Nieruchomości to dobra inwestycja.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Właściciel dużego mieszkania, drogich aut i wielbiciel zegarków o kolosalnych cenach był właścicielem domku na samiuśkim końcu świata? Obłęd!
- Chodź do środka.
Przytulona do Zbyszka przeszłam przez próg. Kominek, wielka sypialnia, kuchnia i łazienka. Czegóż chcieć więcej?
- Pięknie.
- Nie przesadzaj. Idź się odświeżyć a ja nas rozpakuję.
Umyta i przebrana w wygodne ciuchy przeszłam do salonu. Ciemny pokój oświetlany jedynie przez ogień w kominku wyglądał bosko. Zbyszek siedział na puchatym dywanie razem z winem i kieliszkami.
Podeszłam bliżej, miał strasznie dziwną minę. Był okropnie spięty i czymś się martwił.
- Stało się coś?
Usiadłam obok. Popatrzyłam z zaniepokojeniem w jego oczy. Takie jakieś smutne.
- Musimy pogadać.
- Oho. Juz mnie tak nie lubisz?
Próbowałam żartować, jednak byłam przerażona. Drugiego rozstania bym w tym momencie nie przeżyła.
Wyciągnął coś z kieszeni. Drugą ręką pogłaskał mnie po policzku. Zbliżył się, ledwie muskając moje usta.
- Kocham cię. Wiem, że to szybko i może za krótko się znamy, ale wiedziałem to od początku. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i nawet próbowałem o tym zapomnieć. Ale ty skutecznie mnie do siebie uwiązałaś. Czekałem na każde twoje słowo, każdy twój ruch. Nie chcę być z nikim innym. Chce się przy tobie budzić i zasypiać. Chcę mieć z tobą gromadkę ślicznych dzieci. Chcę żebyś była ze mnie dumna i pragnę tylko twojego szczęścia. Dlatego, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną?

                                            ***********************************

No tak. Pewnie zabijecie mnie za kończenie w takim momencie, ale tak było zabawniej. Z góry przepraszam za błędy.
Miałam z tym skończyć w styczniu, ale w lutym pomęczę was jeszcze trochę. Cały zcas myślę nad czymś drugim, ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie.
Coś ostatnio za bardzo rozczulam się nad Z., chyba trzeba go będzie troszeczkę przeczołgać!:)
dziękuje wam, za życzenia i sorki za nawoływanie do picia. było lepiej, ale teraz poszło na gardło. jednym słowem mam głos jak stary bosman :)
następny? może niedługo. jest jedna osoba, która skutecznie odciąga mnie od pisania.
Uwielbiam was misie :* :*