piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 25

 Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko...

   Mierzyliśmy się wzrokiem przez krótką chwilę. Patrzył na mnie tym samym wzrokiem co ON. Mieszanka czułości i psiego oddania. Wróciły wspomnienia. Lekko zabolało. Łzy zaczęły zbierać się pod powiekami.
Mrugnęłam, pozwalając im spłynąć po policzku. Musiałam podjac decyzję. Chciałam i nie mogłam tego zrobić.
W mgnieniu oka zielonooki zmaterializował się przede mną. Z czułym uśmiechem starł mi łzę z policzka i zaczął gładzić po głowie. Spojrzałam na niego.Wlepiał we mnie cielęcy wzrok. Widać było, że myśli o czymś bardzo intensywnie. W głowie musiało mu się kotłować. Oderwał wzrok od moich ust i spojrzał w oczy.
- Kocham cię! Kocham i zrobię dla ciebie wszystko.
Powiedział to i ciągle wpatrując się prosto w moje oczy, zbliżył swoja twarz. Zatrzymał się, kiedy miałam go na wyciągniecie ust. Jedną rękę położył na moim biodrze, drugą złapał szlufkę jeansów.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. On bardzo dobrze o tym wiedział i patrzył na mnie z dziką satysfakcją.
- Powiedz, że tego chcwesz- wyszeptał.
Jego gorący oddech drażnił skore na mojej szyi.
- Co?
- Powiedz.
- J ja.
Nic nie odpowiedziałam. Zbyszek przysunął swoją głowę jeszcze bliżej i złożył na mych ustach gorący pocałunek. Najpierw nie zareagowałam. Byłam tym tak zaskoczona. Jednak odwzajemniłam jego pocałunek.
Naparł na mnie swoim ciałem i dosłownie miażdżył moje usta swoim pocałunkiem. Nie byłam mu dłużna. Penetrowałam wnętrze ust językiem. Oderwaliśmy się tylko po to, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, po czym z równym entuzjazmem rzuciliśmy się na siebie. Złapałam go za tyłek i owinęłam swoją nogę o jego. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Złapał mnie za udo. Aż jęknęłam. Złapałam go za czarną czuprynę i odciagnęłam od siebie.
- Poczekaj!
- Coś się stało?
- Tak nie mozna.
- Właśnie, że można. Zaraz ci pokażę.
- Przestań.
Odepchnęłam go od siebie i zamknęłam w pokoju. Byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam myśleć. Nie byłam tak szurnięta, żeby to sobie wymyślić. Z resztą, ciągle pulsujące usta były namacalnym dowodem na ostatnie wydarzenia. Bez przebierania się weszłam do łóżka. Przed snem usłyszałam tzrask drzwi wejściowych.

  Dwa miesiące. Dokładnie tyle minęło od naszej rozmowy. I pocałunku. Praktycznie rzecz ujmując, udajemy, ze się nie znamy. Jest to bardzo proste. Jego i tak ciągle nie ma.Wyjazdy, dupy i mecze.
Blondynki, brunetki, rude. Tabuny kobiet przebijające się codziennie przez jego sypialnię. Nie próżnuje. W przerwach pomiędzy meczami oddaje się dzikim orgiom w swoim pokoju. I czasem łazience. Wielki szacunek dla sąsiadów, którzy to wytrzymują.
 Gdyby nie dobrotliwa żona Krzyśka umarłabym z nudów. Wpada co pewien czas z dzieciakami lub jeździmy po mieście.
 Nadszedł grudzień. Mikołajki minęły na skejpowych rozmowach z Kubiakami i chłopakami z JW. W połowie miesiąca znalazłam pieniądze z poleceniem kupienia choinki. Małe buszowanko po sklepach i wielkie,zielone bydle stoi na balkonie.
 Cisza. Błoga cisza w całym domu. usiadłam przy grzejniku z kubkiem parującej herbaty. Założyłam na uszy słuchawki i zamknęłam oczy.
- Hej- ocknęłam się, kiedy ktoś wyciągnął mi z uszu słuchawki.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć, ale nie otwierałaś.
- Nie szkodzi. Herbaty?
Przeszłyśmy do kuchni, gdzie nad parującymi kubkami, Iwona wprowadziła mnie w nowe plotki Rzeszowskiego świata.
- Gdzie masz swoje latorośle?
- Z tatą. Krzysiek zabrał je do KFC. Jego pomysł wygrał nad moim. Dzieciaki korzystają, póki tata jest w domu.
Zeszłyśmy na tematy typowo świąteczne. W którymś momencie do kuchni wszedł Zibi.
- Cześć Iwonka- ominął mnie i przytulił Ignaczakową- Jaka niespodzianka.
- Ciebie też miło widzieć. Niestety muszę już iść. Jeszcze mi dzieciaki tatę zamęczą. Trzymajcie się.
Odprowadziłam Iwone do drzwi i wróciłam do kuchni.
- Jadę jutro do Majki. Wrócę za trzy dni.
Patrzyłam na niego licząc na jakąkolwiek reakcję. Nic. Nawet nie mrugnął.
- Zostawiłam ci jedzenie w lodówce. Powinno starczyć.
Wyszedł do siebie całkowicie mnie ignorując.
- Dalej się do ciebie nie odzywa?- głos Majki nawet na odległość dodawał mi otuchy.
- Coś ty. Udaje, ze mnie nie ma.
- Co zrobić. Tak się zachowuje urażony facet. Musisz przetrzymać.
- Tak, ale ile mozna?
- Poczekaj, Misiek chce z tobą pogadać.
- Cześc ciotka! Powiesz Zibiemu, żeby wziął mi moją torbę? Jest mała. Nie zajmie wam dużo miejsca.
- Co?
- No torbę. taką zieloną.
- Czekaj, to on jedzie?
- No tak. Mówił, że będziecie razem.
- Zabije go. Powiedz Majce, że oddzwonię.
Rzuciłam telefonem i rzuciłam się do drzwi bruneta. Wpadłam nie pukając. Leżał rozwalony na łóżku w samych bokserkach.
- Możesz mi powiedzieć co ty najlepszego wyrabiasz?
Podniósł na mnie zdziwiony wzrok.
- Od kiedy jedziesz ZE MNĄ do Jastrzębia?
- I o to sie tak ciskasz?
- Tak! Przez ponad dwa miesiące się do mnie nie odzywałeś i tak dajesz mi do zrozumienia, ze gdzieś się razem wybieramy?! Ty. Ty szczeniaku!- mówiąc to rzuciłam w niego poduszką.
- Ej, bez takich. Nie gniewaj się! Zachowałem się jak głupek, ale mam coś na przeproszenie.
Podszedł do szafy i wyciągnął z niej wino.
No nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- To co, pijemy?
- Ty tak. Ja nie. Jutro jedziemy.
- Pij, pij. Ja poprowadzę.
- Dobra, ale ubierz coś na siebie.
Spojrzał na swój strój a raczej jego brak.
- Nie możeszsię oprzeć, co?
- Ty to już lepiej nic nie mów!
Usiadłam na rozkopanym Zbyszkowym łóżku. Nie wiem jak on na nim spał, ale było strasznie niewygodne. Coś mnie strasznie uwierało. Włożyła rekę pod pupę i spod siebie wyciągnęłam pewien magazyn. Spojrzałam na pierwsza stronę, z której z udawanym podnieceniem w oczach patrzyła na mnie zrobiona bruneta. Playboy.
- Zbyszek?!
- No?
Wychylił głowę zza szafy i zobaczył moje znalezisko.
- No co. Nie mogę codziennie sprowadzać panienek. Trzeba sobie jakoś radzić.
- Nie wnikam.
Usiadł koło mnie juz kompletnie ubrany.
- Pójdę po kieliszki.
- Stój. Gdzie leziesz? nie mamy, bo się stłukły. Walimy z gwinta.
- Nie boisz się, ze się czymś ode mnie zarazisz?
- Nie bardzo. Chorobami wenerycznymi na pewno nie.
Po dwóch godzinach rozmowy, różnorakich anegdotach z siatkarskiego świata i nauczeniu się wszystkich włoskich klubów na pamięć tarzałam się po łóżku ze śmiechu.
- Mam już dość. Brzuch mnie już boli.
Połozyłam sie na jego poduszce. On połozył sie obok.
- Wiesz co- nie udało mi się opanować ogromnego ziwa- Wygodne masz to łóżko.
- Możesz tu stać- powiedział próbując przybrać obojętny ton.
- Dzięki- wtuliłam się w jego rękaw i zasnęłam.

  - Budzimy się.
Otworzyłam oczy tylko po to, żeby zaraz je zamknąć.
- Nie. Idź stąd. Wypad z mojego pokoju.
- Tak właściwie to mój pokój.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam sie po pokoju. Faktycznie. Moja sypialnia to nie była.
Spojrzałam na swoją ubraną w kurtkę i buty sylwetkę.
- Kto mnie ubrał?
- Skrzaty. Wstawaj jedziemy.
Podniosłam sie i powoli powlokłam się za nim do samochodu.
W środku od razu zasnęłam.
- Daleko jeszcze?
- Jakieś 50 km. A co?
- Nic. Daleko?
- Będziesz się tak pytać?
- tak.
Po jakimś czasie i dwóch kłótniach o kierownicę, byliśmy na miejscu. Rozpakowaliśmy się w Zbyszkowym mieszkaniu i weszliśmy do Kubiaków. Maja leżała na łóżku obejmując spory już brzuch,a  Michał siedział; u jej stóp i próbował złożyć łóżeczko.
- Cześć.
- Klaudia.
Solennie uściskałam Majkę,k przywitałam się z małym i usiadłam obok niej. Przez dobry czas gadaliśmy i patrzyłyśmy jak panowie próbowali poradzić sobie z konstrukcją mebla. Wizyta nie trwała długo. Mały dawał jej w kości żegnając się poszła spać. Trochę pogadaliśmy i wróciliśmy do domu.
Wzięłam prysznic i okrywając się króciutkim szlafrokiem weszłam do kuchni. Zaopatrzyłam się w promile i weszłam do sypialni Bartmana.
- Hejo!- nie wiem czemu,ale powitanie a la teletubiś wydało mi się dopowiednie.
- Co tam?
Spojrzał na mnie znad jakiejś tam gazety o samochodach. Dopiero się zorientowałam, ze leżał już w łóżku.
- Alkoholizujemy się?
Uśmiechnął się do mnie promiennie i zrobił mi miejsce.
- Wskakuj.
Usadowiłam się w nogach i nalałam trunek.
- A co, jesli to dziecko okaże się twoje?
Przez moje pytanie o mało sie nie udusił.
- Co?
- Słyszałeś.
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Raczej nie powiem czegoś w stylu " Hej stary, to dziecko jest moje, wiesz?"
- To by było raczej idiotyczne.
- Wiem. Ale może pomartwy się o to później.
Spojrzałam na niego z dzikim uśmiechem. Niby przez przypadek odchyliłam kawałek szlafroka. Kawalątek piersi ukazał się w przerwie szlafroka. Z satysfakcją odnotowałam, ze to zauważył.
- A co chcesz robić?- spytałam zniżając głos.
Chwilę się zastanowił. Mój ulubiony błysk w jego oku. Przejechał palcem po swoich ustach. Dosłownie się w nim gotowało.
- No wiesz. Zawsze można sprawdzić czy nie masz łaskotek.
Próbowałam się bronić. Nic z tego. Łaskotki mam dosłownie wszędzie toteż nie miałam szans.
Objęłam go udami, próbując go trochę unieruchomić. Złapał moje ręce i położył nad głową, trzymając je jedną ręką. Spojrzałam na jego minę. Bardzo dobrze ją znałam.
Bezczelnie patrząc mi w oczy, drugą ręką przejechał po odsłoniętym udzie. Wiedział, że mnie to ruszyło. Zaczęłam się kręcić, byleby tylko tego nie okazać. Jedną ręką cały czas trzymał moje dłonie. Drugą, rysował kontur moich czarnych fig. Chwilami, niby przypadkiem, zahaczał o gumkę majtek, wywołując u mnie elektryzujące dreszcze. Wreszcie puścił moje ręce. Złapałam go za głowę i patrząc mu prosto w oczy, przyciągnęłam jego twarz do swojej. Wpiłam się w jego usta z zachłannością alkoholika, który po długiej przerwie dorwał się do wódki. Byłam spragniona. Spragniona bliskości. Dotyku drugiego ciała. Przygryzłam jego wargę, kiedy ściągał ze mnie kusy szlafroczek. Zerwałam z niego bokserki. Ostatnią barierę, która mogła nas jeszcze powstrzymać.

                                                     ***************
Przepraszam. Za tak długą nieobecnośc. Niestety, jestem zmęczona, wykończona, rozbiera mnie jakies choróbsko i jedyne o czym marzę to swoje ciepłe łóżeczko. Podziwiam samą siebie, za to że dałam radę to wsyztsko przepisać. Tylko słuchawki na uszach trzymają mnie przed snem, Rozdział pisnay na bardzo szybko, dlaatego jest do dupy:)
 Dla Kindurka, która przypominając mi o sobie, przypomniała mi, ze rozdział nie zostanie napisany, jeśli się go nie pisze. :*
 Wielkie dzięki, za zostawienie mi adresów do waszych blogów :) Na pewni przeczytam. Obiecuję!
Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Zmusze się, ale go napiszę!
Buziaki dla Was :*:*:*





16 komentarzy:

  1. świetne! ;)
    kocham Twojego bloga :3
    nie mogę się doczekać następnego posta ;D

    ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA
    www.volleyball-dreams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super, a nie do dupy :P. Wiedziałam, że do tego dojdzie :D. Swoją drogą trochę mnie zaskoczyła na koniec, jakby te dwa miesiące i tabun panienek w ogóle nie miały znaczenia :). Żal mi Kubiaka, że wszyscy wiedzą, a on jedyny nie... Mam nadzieję, ze te dziecko będzie jego, bo nie chciałabym być wtedy w ich skórze :P. Pozdrawiam :)
    i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowość na http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com
      Zapraszam :)

      Usuń
  3. Boże, a Zbyszek to nie mógł schować swojej dumy do kieszeni tylko zachowywał się jak gówniarz przez dwa miesiące? matko! :) ale teraz już wszystko jasne. i tak uważam, że Klaudia i tak długa mu się opierała ;p (wiem, wiem, wyjdę na zboka!) ta sytuacja z dzieckiem coś nie chce się rozwiązać. mam nadzieję, że nie okaże się, że to jest dziecko Zbycha, bo to będzie masakra. koniec przyjaźni między Bartmanem i Kubiakiem, koniec związku z Majką. ale najgorsze jest, że wszyscy wiedzą, a on jeden nie. tak więc tego, nie zepsuj rodzinnej sielanki ;p pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, dlaczego tak mam, ale po każdym przeczytaniu nowego rozdziału u Ciebie muszę sobie poprzeklinać. I tym razem zacznę od tego samego. No kurwa. Wiem, że to rzeszowskie bydle o prawie dwóch metrach wzrostu jest cyniczne, bezczelne i wręcz erotomańskie, ale żeby nie dać od razu, mówiąc wulgarnie, dać się przelecieć? W końcu ze Zbycha dupa niezła, co najwyżej z charakteru fiut. No, a już myślałam, że wraz ze zmianą miejsca zamieszkania brunet zmieni swoje nawyki, a tu proszę! Dalej rżnie panienki, tym razem w innej części Polski. Klaudia, bierz się za Zibiego na trzeźwo, a nie po alkoholu! :P
    Dobra, kończę te pierdoły, nie wiem, czy ten komentarz ma sens, pisałam napawana pięknem zdjęć Ignaczaka i Bartmana (czytaj - psychiczny orgazm murowany), także zdrówka życzę i pozdrawiam. :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Aj, aj, aj. Zbyszek wreszcie posunął się na ten krok. Tylko szkoda, że tak szybko zrezygnował, dwa miesiące poszły się ... no, tak. Mam nadzieję, że już teraz będzie w miarę ok :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział wcale, a wcale nie jest do dupy! Jaki ten Zbyszek jest okropny. Nie może swojej urażonej dumy schować do kieszeni, a nie przez dwa miesiące się do niej nie odzywał. Nie ma co ;) Widać, że Zbysiu nie próżnuje w Rzeszowie, a jak nie może sobie przygruchać panienki wspomaga się playboy :D Ja mam nadzieje, że to dziecko które nosi Majka pod sercem to Kubiak, a nie Bartman :)
    Zdrowiej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Końcówka fenomenalna, tylko znając charakterek Klaudii, nie wiem co o tym dalej myśleć, nie wiem co to będzie... Zejdą się czy nie, o to jest pytanie, ale ewidentnie ich oboje do siebie ciągnie :) A co do dzidzi... Głupio, że Kubiak jedyny o niczym nie wie... Biedactwo... Ale wolę, gdy Misiek żyje w niewiedzy, bo wtedy jest tak miło, cukier normalnie :)
    Pozdrawiam, czekam na następny, Kinga :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaa, zapomniałam, bardzo dziękuję za dedyka :) Oraz życzę zdrowia :) :*

    OdpowiedzUsuń
  9. dzisiaj znalazlam twojego bloga i jest super:)uwielbiam siatkowke a ten blok to cudo:)czekam na nastepny rozdzial z niecierpliwoscia i napewno bede od dzisiaj wierna czytelniczka:*pozdrawiam IIIINKA

    OdpowiedzUsuń
  10. jezusieee ! to piękne jest, wcale nie do dupy. poruszyłaś moją wyobraźnie :DD jeśli wiesz co mam na myśli ;d i pozdrawiam z tego miejsca 'Caroline.' dawno się tak nie uśmiałam czytając kogoś komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szok!! I co, aż tyle czasu się nie odzywał?! Niemożliwe :D No ale alkohol potrafi zburzyć nawet największy mur :D Tu runął na całej długości, szczególnie w końcówce ;p Ja Cię błagam, niech to nie będzie dziecko Zbyszka, bo biedny Kubiak się załamie i im tego nie wybaczy no i w takim wypadku szkoda by mi było Majki, bo przez jeden głupi błąd, zniszczyła by całe swoje życie...
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Trudno się nie zgodzić z moimi poprzedniczkami :) Rozdział świetny:) Styl życia Bartmana nie jest chyba zbyt zdrowy :D W każdym bądź razie pozostawia wiele do życzenia. Klaudia i Zbyszek ewidentnie na siebie lecą, ale no kurczę, te wszystkie laski przed nią... A na dodatek może się okazać, że będzie ojcem. Ale że Zbyszek jest urodzonym optymistą nie przejmuje się tym wszystkim, zresztą podobnie jak Klaudia. No i wynikiem tego wszystkiego jest sytuacja, którą tak pięknie opisałaś pod koniec rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam nadzieję, że teraz będzie u nich lepiej. Tylko lepiej.
    Ale co będzie, gdy okaże się, że to dziecko Zbyszka? Chyba go Michał nie zamorduje.
    Buziaki:)

    /when-the-sun-goes-downstairs, greens-art-handmade, spalone-fotografie/

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam :) Jeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 24 na blogu http://milosc-leczy-zlamane-serce.blogspot.com/ . Życzę miłej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Spoko zapraszam do mnie http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń